Выбрать главу

Hilda ukryła twarz na kolanach.

– Nie powinieneś tak mówić.

– Ale mam rację, prawda?

Nie od razu odpowiedziała. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili:

– Tak mało wiem o… nazwijmy to miłością. Mnie to przeraża.

– Myślisz o Jesperze? O tym, co zrobił?

– Tak, właśnie o tym – rzekła po chwili milczenia. Odwróciła się do niego. – Mogę z tobą o tym mówić, ponieważ jesteś medykiem, widziałeś już tyle niegodziwości i tak wiele rozumiesz. Także i dlatego, że ja… aż płonę z chęci wyjaśnienia sobie tego, czego nie rozumiem.

– Tak właśnie myślałem, Hildo. Niepokoiłem się o ciebie. Bałem się, że ktoś taki jak Jesper sprawi, że chcąc ugasić ogień, który w tobie płonie, stracisz panowanie.

Hilda znów odwróciła głowę, nie chciała, by przejrzał ją na wylot. Grubiańskie zaczepki Jespera sprawiły, że zrobiła coś, co wcześniej wydawało się jej nie do pomyślenia. Doktor Meiden wie za dużo, uznała.

Powiedział cicho:

– Miłość to wiele więcej niż to, co Jesper zaledwie poruszył. Miłość może być oszałamiająco piękna, ponadzmysłowa, tak czysta, że sami aniołowie by się nią zachwycili.

– Wiem. Taka była w moich marzeniach jeszcze kilka lat temu. Później poczułam, że ma i inne strony.

– Czy zdarzyło się coś… szczególnego?

– Nie. Patrzyłam na młodzież tańczącą na polanie w lesie. Pragnęłam być z nimi, chciałam, by ktoś mnie przytulił. Byłam wtedy taka samotna, Mattiasie, beznadziejnie samotna.

– Lubię, kiedy mówisz do mnie „Mattiasie” – uśmiechnął się.

– A… ty? – zapytała i odważyła się znów na niego spojrzeć. – Czy ty przeżyłeś miłość? Tak pięknie o niej mówisz.

– Nie, nie przeżyłem. Tak jak ci już mówiłem, nie chciałem żadnej kobiety w moim życiu. Ale nie mogę nic poradzić na to, że od czasu do czasu jest mi źle na świecie.

– Wiem, jak to jest – powiedziała Hilda.

– Ale nigdy przedtem nie byłem w nikim zakochany. Przedtem? Coś zadrżało w jej sercu.

– Tak, Hildo, ostatnio mówiłem prawdę. Dlatego stawiam ci te wszystkie dziwne pytania. Myślę, że jeśli chodzi o brak doświadczenia, jesteśmy sobie równi. Ale ty jesteś silniejsza ode mnie.

– Jak to? – spytała zdumiona.

Wstał.

– Ponieważ uczuciowo nie jesteś ze mną związana tak jak ja z tobą.

– Nic o tym nie wiesz – odparła wstając.

Mattias popatrzył na nią badawczo, ale jej twarz była niezgłębiona.

– Prawdę mówiąc sama nie wiem – dorzuciła.

– No cóż, w każdym razie nie był to śmiertelny cios – uśmiechnął się. – Nie będę cię już gnębił pytaniami, dam ci spokój. Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że zawsze możesz do mnie przyjść, kiedy będziesz chciała porozmawiać. Nie chcę, żebyś czuła się samotna, Hildo! Nie zwracaj się do innych, by ugasili ogień, który płonie w tobie! Daj mi szansę jako pierwszemu. Tak bardzo mi na tobie zależy.

Uśmiechnął się, wypowiadając te słowa, ale w jego oczach czaił się lęk. Był wyraźnie poruszony. Hilda zdawała sobie sprawę, ile musiało go kosztować to wyznanie. Zrobił to dla niej; pragnął, by czuła się bezpieczna.

Kiedy więc został im do przebycia ostatni odcinek drogi do domu, ujęła go za rękę. Nie chciała, by zostawał z tyłu. Ten prosty gest wzruszył go niemal do łez. Uścisnął jej dłoń z wdzięcznością.

Hilda wołała kota, ale nigdzie nie było go widać.

– Może wcale tu nie przyszedł? – powiedziała zawiedziona. – Powinnam była poszukać go wcześniej.

– Tego nie wolno ci było uczynić. Kot na pewno zaraz się pojawi.

Przysiedli na progu domu.

– Nie wejdziesz do środka? – zapytał Mattias.

– Nie – odparła.

– Źle się tu czujesz? – spytał zdziwiony.

– Nienawidzę tego miejsca! Nie wiedziałam, że jest tak straszne!

– Przecież tu jest dość przyjemnie.

– Tak myślisz? Czarny świerkowy las, który napiera zewsząd, jakby chciał zawładnąć tym miejscem; wszystko, co kryje się między drzewami.. Całe zło, które musiałam tu znosić, znój, by odegnać biedę i głód, gorycz i poniżenie, które musiałam w sobie dusić…

Mówiła podniesionym głosem. Mattias pojął, jakie uczucia płonęły w jej duszy.

– Przepraszam, że wylewam z siebie całą gorycz akurat przed tobą. Nie zasłużyłeś sobie na to, ale mam wrażenie, że pękła we mnie jakaś tama.

Opowiedziała mu o tym, jak śniła, że ojciec żyje, i jak obudziła się szczęśliwa, że to tylko sen.

– Wstydziłam się wtedy, Mattiasie.

Pogłaskał ją delikatnie po policzku. Hilda załkała.

– Nie, nie doprowadzaj mnie do płaczu – powiedziała stłumionym od łez głosem. – Dość się już napłakałam pod kościołem.

– Nikt nie ma o to do ciebie pretensji.

– Tak, ale to nie z żalu – podjęła zaczepnym tonem, zdecydowana zwierzyć mu się ze wszystkiego co najgorsze. – To z wdzięczności dla was. Wszyscy okazaliście mi tyle dobroci.

– Kochana Hildo, szczęśliwi byliśmy, że mogliśmy odpędzić te wioskowe sępy!

Wróciła do przerwanego wątku ich rozmowy.

– Po tym, co wydarzyło się ostatnio… dopiero wtedy, gdy znalazłam ojca… powieszonego i po tym, co stało się w stodole, nie mogę już tu wytrzymać! Kiedy ten diabelny kot wreszcie przyjdzie! – zakończyła, nie mogąc się opanować.

Mattias uśmiechnął się łagodnie. Rozumiał, że dziewczyna pragnie opuścić to miejsce jak najszybciej.

– Wiedziałem, że jest w tobie ogień. Czy mam poszukać kota w oborze?

– Tak… proszę.

Przestraszona przeszła wraz z nim przez podwórze, ale nie wchodziła do środka. Stanęła w drzwiach.

– Czy kot jest pręgowany? – rozległo się pytanie.

– Tak.

– A więc ten „diabelny kot” jest tutaj, choć wątpię, czy da mi się złapać.

Jak błyskawica wbiegła do obory i pochwyciła zwierzątko. Kot pozwolił się wynieść, leniwie zwieszając łapy.

– Chodźmy stąd – mruknęła zdenerwowana.

Kiedy byli już daleko, przemówiła do kota:

– Jeśli jeszcze raz uciekniesz, sam sobie będziesz winien. Wtedy zerwę naszą znajomość.

Dopiero gdy doszli do łąki, powiedziała:

– Wybacz, że przeklęłam. To moje gorsze ja pokazało swoje oblicze. Naprawdę nie wiedziałam, że potrafię zachować się tak prostacko.

– Doskonale cię rozumiem, Hildo. Przeklinaj tyle, ile musisz. To łagodzi napięcie.

– Dziękuję! Kotu nic nie było – powiedziała w zamyśleniu. – I zachowywał się spokojnie.

– Tak. W zagrodzie nic już nie straszy.

– Straszy – cicho odparła Hilda. – Szesnaście lat upokorzeń.

Wtedy Mattias położył dłoń na jej głowie i idąc gładził jej długie, piękne włosy.

Kot z zazdrości błysnął zielono oczami i dyskretnie wyciągnął pazury.

ROZDZIAŁ VIII

Wraz z upływem kolejnych tygodni wrzawa wokół wilkołaka przycichła. Od czasu do czasu przyjeżdżał wójt, aby przesłuchać nowych świadków, ale sprawa czterech czarownic nie została na razie wyjaśniona.

Nie działo się nic szczególnego, dopóki księżyc ponownie nie rozświetlił czarnych sierpniowych nocy. Kilku mężczyzn nadal czuwało przy oknach w oczekiwaniu na pełnię, ale większość zrezygnowała. Sprawa wilkołaka już tak nie bulwersowała, zmęczenie także zrobiło swoje.

Ale pewnego dnia przybył do Grastensholm mężczyzna.

Przyjechał z daleka, nie był ani młody, ani stary, ani wysoki, ani niski. Od stóp do głów ubrany był w czerń. Poprosił o rozmowę z władzami.