– Nie, tobie nie wolno.
– Dlaczego?
– Twoi rodzice nigdy by się na to nie zgodzili.
– Ale tobie pozwalają iść samej?
– Prosiłam o to. Zajmiesz się Jonasem wieczorem?
– Tak, tak. Co wy zamierzacie?
– Czy my coś zamierzamy?
– Jasne! Ojciec jest taki tajemniczy, a matka gniewa się, że nic nie chce jej powiedzieć.
– Nie, nie wiem, co by to mogło być. Eli…
– Tak?
– Jeżeli… jeśli Mattias przyjdzie tu dzisiaj…
– To co?
– Powiedz mu, dokąd poszłam.
– Oczywiście!
Tu nastąpił pierwszy wyłom w murze tajemnicy. Miała nikomu nie mówić, zwłaszcza Mattiasowi. Ale gdyby przybył, nim ona dojdzie do kościoła, gdyby pojechał za nią jak najszybciej…
O Boże, jakie by to było wspaniałe!
Eli zeszła na wieczerzę. Jonas zasnął.
Hilda podeszła do okna, wyjrzała. Niebo było przesłonięte chmurami, prześwitywał zza nich zarys księżyca. Chmur jednak było tak dużo, że na ziemię nie docierała jego poświata. Zapowiadała się ciemna noc, a nie ma nic mroczniejszego od sierpniowej nocy.
Wysoko w lesie rozległo się wycie psa – głęboki ton, jak gdyby obwieszczający, że nie jest to zwyczajne zwierzę.
ROZDZIAŁ X
Zegar na dole w sieni wybił z trudem jedenaście uderzeń. Hilda wiedziała, że jest dziewiąta, mechanizm bowiem od dawna szwankował. Mattias się nie pokazał.
Gabriella nadal siedziała w sypialni dziewczynek. Hilda wezwała więc Eli, by zastąpiła ją przy Jonasie.
Dom sprawiał wrażenie opustoszałego, służba w większości zakończyła już pracę.
Drżącymi dłońmi Hilda owinęła szal wokół głowy i ramion i związała go w pasie. Po cichu odmówiła krótką modlitwę i wymknęła się z domu.
Nigdy jeszcze serce nie biło jej tak mocno. Wydawało się, że zaraz wyskoczy z piersi.
Mężczyźni na pewno są na swoich miejscach, powtarzała w myślach.
Pierwszy miał leżeć już tu, koło dworu, ze strzelbą załadowaną srebrną kulą.
Nie ma się czego bać, wmawiała sobie. Andreas i Kaleb wszystko starannie zaplanowali. Zabrali ze sobą nawet baryłkę piwa dla strażników, na wypadek gdyby czekanie miało się wydłużyć. To przecież brzmiało tak zwyczajnie…
Ona miała postarać się, by nie tkwili w ukryciu zbyt długo; dojść do zagrody i wrócić szybko jak nigdy dotąd.
Niebo było teraz tak zachmurzone, że straciła orientację, gdzie znajduje się księżyc. Może jeszcze się nie wyłonił. Nie, dobrze wiedziała, że od dawna jest na niebie.
One… pokazywały się tylko podczas pełni księżyca… Czy księżyc nie musiał być widoczny, by wyszły z ukrycia?
Taką miała nadzieję.
Wyżej, za kościołem, dostrzegła czarną ścianę lasu.
Zawrócę do dworu, nie zniosę tego, myślała.
Głupstwa, czy jest się czego bać? Czy nie mieszkałam w domu pod lasem przez całe życie? Miałabym bać się pójść tam teraz, ten jeden jedyny raz?
Hilda na moment przymknęła oczy, zebrała siły i rozpoczęła swą trudną wędrówkę.
Stąpała niepewnie. Gdyby chociaż miała świecę lub pochodnię!
Matko, myślała. Matko, spójrz teraz na swą córkę. Zawsze byłaś dla mnie taka dobra. Dlaczego musiałaś umrzeć tak młodo? Dlaczego najpierw odchodzą ci dobrzy, a mniej wartościowi zostają?
Kiedy opuściła dwór Elistrand i skierowała się ku kościołowi, znów była Hildą córką hycla, znów sama przeciwko całemu światu, bez przyjaciół.
Teraz czuła się samotna bardziej niż kiedykolwiek.
Mattias nie przyszedł, nie powstrzymał biegu wydarzeń. A ona mu tak bezgranicznie ufała! Wierzyła, że bardzo by się rozgniewał, nie pozwolił, by narażała się na takie niebezpieczeństwo.
Ale on nic nie zrobił! Może jeszcze nie wiedział?
Już musiała minąć pierwszego ze swych strażników. Gdzie mógł być następny? Jaka odległość ich dzieliła? Gdyby mogli dać jej choć maleńki znak! A jeżeli ich tu nie ma? Jeśli nie ma nikogo wzdłuż całej drogi?
Przez takie myśli omal nie wpadła w panikę. Wyobraziła sobie całą długą drogę aż do lasu. I nikogo, nikogusieńko. Tylko ona i…
Cały plan opierał się na założeniu, że pochwycą człowieka. A jeśli to nie był człowiek?
W jakim tempie potoczą się wówczas wydarzenia? Czy strażnicy odważą się wyjść z ukrycia? Czy nie zaczną uciekać?
Srebrna kula? A jeśli nie trafią tą jedną kulą, którą mają? Jeśli nie będą strzelać w obawie, że spudłują? Nie, to mało prawdopodobne! Usiłowała zapanować nad myślami.
Bezwiednie zatrzymała się na wąskiej ścieżce. Jeszcze nie było za późno, by zawrócić.
Ale ci wszyscy mężczyźni, którzy leżą wzdłuż drogi… Czy mają tkwić tak przez całą noc i czekać na nią na próżno?
Ruszyła przed siebie.
Kościół już niedaleko. Czy naprawdę postawili pastora na posterunku? Powątpiewała. Nowy pastor nie był ani szczególnie uczynny, ani bezinteresowny, miał zbyt wysokie mniemanie o sobie i swojej godności. Na pewno nie zgodził się stać na straży przez cały wieczór.
Mur cmentarny… Pospiesznie przemknęła wzdłuż niego, zerkając ukradkiem na cmentarz. Czy tam przypadkiem ktoś nie stoi?
Serce zaczęło uderzać jej szybciej.
Nie, to tylko nagrobek.
Najgorsze, że nawet jeżeli dostrzeże któregoś ze strażników stojących wzdłuż drogi, wcale nie będzie spokojniejsza. Nie może przecież wiedzieć, czy to opiekun, czy też ktoś, kto nie życzy jej dobrze…
Kaleb powiedział, że cała wieś zna już jej zamiary. Musiał więc znać je także zbrodniarz.
Minęła kościół.
Pierwszy odcinek za nią, ale ten był najłatwiejszy.
Daleko stąd Eli i Gabriella siedziały w cudownym, ciepłym domu, za zamkniętymi drzwiami. Nikt nie mógł się do nich wedrzeć.
Gdyby mogła być z nimi!
Szła kościelną aleją. Po obu stronach rosły wielkie drzewa o pniach tak grubych, że mógł się za nimi ukryć człowiek. A jeśli coś skoczy na nią z góry?
Uśmiechnęła się lekko. Przecież wilki nie chodzą po drzewach.
No tak, zwyczajne wilki nie…
Przyspieszyła kroku. Za każdym drzewem, za każdym drzewem, powtarzała w myślach. Za każdym drzewem może ktoś stać…
Po obu stronach alei rozciągały się rozległe, otwarte pola. Ale coś, co porusza się skokami, mogło szybko przebyć równinę…
Czy w alei nie powinien ktoś czuwać? Może zapomnieli?
Nareszcie jest na gościńcu. Dzięki ci, dobry Boże! Ale najgorsze jeszcze przede mną. Miej mnie w swej opiece!
Wiedziała, że w miejscu, gdzie bierze początek rów biegnący między polami żyta, jest kolejny posterunek, dlatego przeszła tamtędy spokojnie.
A jeżeli strażnika tu nie było?
Nie, nie może teraz dopuszczać do siebie takich myśli.
Kiedy przebyła trudny odcinek przy kościele, opanowała się nieco. Była jak statek, który wypłynął na spokojniejsze wody. W pobliżu ktoś nad nią czuwał, przynajmniej taką miała nadzieję, a teren sprawił, że widoczność była lepsza.
Wioska wydawała się taka spokojna. Wszyscy siedzieli w domach, była przecież pełnia.
Co, na litość boską, ona robi tutaj o tej porze? Dlaczego nie siedzi w ciepłym, przytulnym Elistrand, gawędząc z Eli i Gabriellą?
Sierpniowy wieczór był chłodny, ale nie z tego powodu drżała na całym ciele i szczękała zębami. Niedługo minie już rozstaje.
Gdyby chociaż mogła zawołać strażnika, leżącego przy drodze, dostrzec jakikolwiek znak! Nie, nie wolno jej uczynić nic takiego!
Teraz czeka ją upiorny kawałek wzdłuż rowu między wysokimi łanami zboża. Z żyta w każdej chwili może coś wyskoczyć. Nikt nie zdoła na czas powstrzymać potwora o ludzkim czy zwierzęcym obliczu. Ale tu właśnie miało czuwać wielu mężczyzn.