Выбрать главу

Na razie nie zauważyła ani jednego.

Najbardziej przerażała ją myśl, że w ogóle mogło nie być tu nikogo.

Ale przecież obiecali, na pewno więc tu są. Niedaleko. Pocieszała się jak mogła.

Starała się ze wszystkich sił nie myśleć nad tym, co robi na pustkowiu w tę chłodną bezksiężycową noc. Wróciła więc myślą do lat, które minęły, i zdumiała się, że tak łatwo przyszło jej zacząć żyć „po ludzku”…

Ten dzień, kiedy Andreas z Mattiasem przybyli do zagrody… Czy nie przypominała wówczas dzikiego zwierzątka? Chowała się, zasłaniała twarz, lękała się z nimi rozmawiać…

Łagodna życzliwość mężczyzn dodała jej odwagi i chęci życia. Cała wielka rodzina przyjęła ją tak naturalnie, z taką serdecznością i wyrozumiałością, że odważyła się wyjrzeć ze swej skorupki. Teraz już nie wyobrażała sobie powrotu do dawnego życia. Była człowiekiem tak jak wszyscy inni mieszkańcy parafii, odzyskała godność i szacunek dla samej siebie.

Nie można zaprzeczyć, że o przełomie zadecydowała śmierć ojca. Z trudem przychodziło uznanie tego faktu, ale taka była prawda.

Czy rzeczywiście lepiej by mu było beze mnie? Czy sprowadziłby do domu kobietę? Jeśli tak, to zmarnowałam szesnaście lat.

Nie, wiedziała, że się mylił. Trudno im było razem, ale dobrze pamięta ten dzień, kiedy leżała chora. Jaki był rozzłoszczony, nie potrafił nawet sam wziąć sobie jedzenia, cały czas narzekał, że taki jest biedny. Użalał się, że siedzi głodny, że nikt nie ściele mu łóżka, dom wygląda jakby przeszedł przez niego huragan…

Nie, sam by sobie nie dał rady. Szybko zacząłby zaglądać do kieliszka, nic by nie jadł. A ona obiecała matce.

Hildzie nigdy nie przyszło do głowy, by winić matkę za zmarnowaną młodość, chociaż miałaby do tego prawo. Matka była jednak dla niej święta.

Nagle serce jej zamarło. W życie coś zaszeleściło. Przerażona spojrzała w tamtym kierunku, ale niczego nie dostrzegła. Przez chwilę stała skulona, jakby chciała skryć się pod ziemią, ale ponieważ dźwięk się nie powtórzył, znów ruszyła. Nieświadomie przyspieszyła kroku.

Jej oczy przywykły do ciemności. Rozróżniała już drzewa, krzewy i głazy. Na początku potykała się, szła po omacku. Teraz stąpała coraz pewniej. Od czasu do czasu obsunęła jej się noga na stromym brzegu rowu, ale ścieżynka między polem a rowem była sucha, łatwa do pokonania.

Najbardziej dokuczała jej myśl, że Mattias się nie pokazał. Wszyscy we wsi wiedzieli, że wybierała się do zagrody, żeby odnaleźć dowód zbrodni. Musiał więc i on o tym słyszeć, niezależnie od tego, gdzie akurat odwiedzał chorych. Powinien był natychmiast przybyć, by wyciągnąć ją z tej zasadzki, którą sobie sama przygotowała.

Nie zrobił nic.

Znów przystanęła.

Cóż to za dźwięk?

Akurat w tym momencie stuknęła butem o kamień i trochę zagłuszyła tamten dźwięk, ale… To brzmiało jak krótkie warknięcie lub szczeknięcie i dobiegło gdzieś od strony lasu…

Choć wytężała słuch, niczego więcej nie wychwyciła. Las był cichy jak nigdy, nawet najlżejszy wietrzyk nie szumiał w wierzchołkach świerków.

Czy krajobraz może być taki nieruchomy?

Nagle nieco się rozjaśniło. Hilda dostrzegła, że w warstwie chmur pojawiły się szczeliny, przez które prześwitywał księżyc – słabo, tajemniczo, jak przez welon z mgły.

Światło wcale jej nie uspokoiło. Jeśli ona mogła lepiej widzieć, sama także była bardziej widoczna. W ciemności łatwiej się ukryć.

Uderzyła ją jeszcze jedna myśclass="underline" a jeżeli ci doskonali strzelcy, czy jak tam zwać tych niewidzialnych mężczyzn, dadzą się ponieść nerwom? Strzelą do niej, myśląc, że celują w wilkołaka?

Zapragnęła, by księżyc znów się schował.

A może powinna śpiewać, żeby słyszeli, kto idzie? Niestety, nie umówili się wcześniej. W ogóle co za pomysły lęgną się w jej skołatanej głowie? Jeśli dla wszystkich będzie jasne, gdzie ona znajduje się w danym momencie, będzie to jasne także dla tego, który wiedzieć nie powinien…

Dlaczego Mattias nie przyszedł?

Teraz wyraźnie rysowała się przed nią ciemna ściana lasu. Tu byli ludzie wójta. Miała nadzieję, że są cierpliwi i uważni, że można im zaufać. Zaczynał się bowiem najgorszy odcinek.

Na początku szła skrajem lasu. Tak było bezpieczniej, w krytycznej sytuacji mogła wybiec na otwarte pole. Jeśli by zdążyła…

Potem jednak droga skręcała w las, by później znów wyjść na brzeg zarośli. Tam ścieżka łączyła się z główną drogą, prowadzącą do domu, dużo dłuższą i bardziej krętą. Droga wiodła skrajem lasu aż do furtki.

Najbardziej bała się tego odcinka drogi, na którym las rósł po obu stronach.

Dalej, już koło zagrody, był Andreas. Ta myśl dodała jej otuchy. W zbożu leżał ukryty Kaleb, ale nie zdradził swojej obecności.

Przecież ona jeszcze musi wrócić tą samą drogą!

Jeśli zajdzie aż tak daleko…

O, tutaj siedziała razem z Mattiasem na ukwieconej łące, prowadząc nadzwyczaj intymną rozmowę. Gdzie teraz podziały się kwiaty?

Może te jaśniejsze, szarawe plamki, które gdzieniegdzie dostrzegała, to stokrotki?

Jakże wstrząśnięta była jego pytaniami! Na przykład o to, co czuła, gdy jako dorosła kobieta przez całe lata nikogo nie widywała. I jak zmysłowa mu się wydawała. Tak, to prawda, nagromadziła w sobie wiele nie spełnionych uczuć, a one przerodziły się w potrzebę kochania kogoś w podwójnym rozumieniu tego słowa. On wtedy powiedział, że jest w niej zakochany. Nie uwierzyła mu wówczas i nawet teraz wątpiła! Dlaczego nie przyszedł? A może tak jak inni trzymał straż gdzieś po drodze?

Nie, to niemożliwe, Mattias nigdy by nie zostawił jej samej w tak dramatycznej sytuacji.

Jeżeli ją kochał…

W jaki sposób tylu mężczyzn mogło zachowywać się tak bezgłośnie? Czy naprawdę tu byli?

Znów strach pochwycił ją w swoje szpony. Przytłaczała ją jedna natrętna, koszmarna myśclass="underline" oszukali mnie. Jestem całkiem sama, sama w środku lasu. Wszyscy porządni ludzie właśnie kładą się spać, starannie uprzednio zamknąwszy swe domostwa. Tylko ja jedna jestem poza domem. Ja i jeszcze ktoś…

Który z domów leży najbliżej, zapytała sama siebie na wypadek, gdyby musiała uciekać przed tajemniczym prześladowcą. Lipowa Aleja? Chyba tak, jeśli przebiegnie przez polanę, na której Andreas odkopał zwłoki. Czy może chata Jespera wyżej, w lesie? Nie, tam przecież nikogo nie ma. Jesper przeniósł się w bezpieczne miejsce, na Grastensholm.

Grastensholm także leżało niedaleko, ale wiodąca tam droga była bardziej uciążliwa.

Będzie musiała kierować się na Lipową Aleję.

Choć i tak nie zdąży tam dotrzeć, dobrze o tym wiedziała. Przed człowiekiem, być może, zdołałaby umknąć. Ale pamiętała straszne, poruszające się długimi susami zwierzę w jałowcach koło Elistrand. Przed nim nigdy nie ucieknie.

Hilda raz jeszcze zatrzymała się, nim weszła w czeluść lasu. Kilkakrotnie odetchnęła, by uspokoić oszalałe serce.

Przez szesnaście lat mieszkała w domu pod lasem. I las był jej domem. A teraz była tak przerażona, jak gdyby wstępowała w otchłań.

Z mocno bijącym sercem, w każdej chwili gotowa do ucieczki, zagłębiła się w las.

Wśród drzew było całkiem ciemno, ale ona znała ścieżkę, bardziej ją wyczuwała niż widziała.

Panowała tu grobowa cisza. Trzask spadającej na ziemię złamanej gałązki wydawał się strzałem armatnim. Musiała użyć całej siły woli, by zmusić nogi do posłuszeństwa.

Czuła, że jej ciało niemal zdrętwiało ze strachu. Wyciągnięte ręce odstawały od boków, skóra składała się z samych odsłoniętych nerwów, a kark miała tak sztywny, że nie mogła ruszyć głową, tylko w myślach huczało: gdzie jesteście? Powiedzcie, gdzie jesteście? Powiedzcie, że w ogóle jesteście! Że nie jestem sama!