Jestem tchórzem, tchórzem, powinnam wydostać się stąd jak najprędzej i biec im naprzeciw. Ale się boję. Muszą mi to wybaczyć, nie zniosę już więcej.
I nagle wołania rozległy się zdecydowanie bliżej. Jeden głos słyszała już naprawdę z niedaleka. Mogła nawet rozróżnić słowa: „Hildo Hildo, w imię boskie, odpowiedz!”
Nie daj się zwieść, myślała. To on próbuje cię dostać, chce cię przechytrzyć.
Zaraz jednak niemal jednocześnie dobiegły ją jeszcze dwa głosy. I były coraz bliżej. To prawdopodobnie jej ostatnia szansa. Potem uznają ten obszar za przeszukany.
– Jestem tutaj – jęknęła, ale jej głos zniknął gdzieś pod skałą, cichy, jakby spłaszczony. Spróbowała jeszcze raz: – Ratunku! Jestem tutaj!
A jeżeli jej nie usłyszą… Do oczu znowu napłynęły jej łzy, wywołane lękiem i odrobiną ulgi.
– Hildo! Słyszałem ją. Jest gdzieś tutaj!
Odpowiedziały inne głosy, rozległy się pospieszne kroki. Hilda czuła, że traci przytomność, tak silne było napięcie, które, być może, miało zaraz ustąpić. Ale jeszcze nie ważyła się w to uwierzyć…
– Gdzie ona jest?
To był głos Kaleba.
– Nie wiem – odparł ktoś podekscytowany. – Ale musi być gdzieś w pobliżu, na pewno ją słyszałem.
– Ja także – poparł go jeszcze inny. – Mogę przysiąc. Wołała: Ratunku! Jestem tutaj!
– Hildo! – zawołał Kaleb najgłośniej jak potrafi.
Próbowała odpowiedzieć, ze wszystkich sił starała się wydusić z siebie okrzyk, ale ogarnęła ją fala słabości i oblał zimny pot. A jeżeli zemdleję, zanim zdołają mnie usłyszeć?
– Tutaj! – pisnęła cichutko. – Tu jestem!
Przez moment stali w miejscu, po czym usłyszała zbliżające się kroki.
– To było gdzieś tutaj – odezwał się któryś z mężczyzn. – Miałam wrażenie, że głos dochodzi z wnętrza góry.
Stali teraz przed krzakiem.
– Hildo? Gdzie jesteś? Możesz już wyjść, niebezpieczeństwo minęło.
Ręce i nogi miała jak z waty.
– Ja… nie mogę…
– Tam! Słyszałem ją teraz wyraźnie!
Nadbiegło jeszcze kilku ludzi, a ktoś przedzierał się przez krzaki. Z oddali usłyszała głos Mattiasa:
– Czy już ją znaleźliście?
– Tak. Musi być gdzieś tutaj.
Mattias. Nareszcie! Ale gdzie był do tej pory?
– Tu jest jakby grota…
Czyjaś twarz pojawiła się w wejściu, ale tym razem
Hilda już się nie przestraszyła.
– Jest tutaj! Chodźcie, pomóżcie ją wyciągnąć.
Wtedy Hilda poddała się, nie miała już więcej sił. Ciągnęli ją i popychali, nie mogąc pojąć, jak tam się wcisnęła, a ona, choć odczuwała ból, była niby bezwładna lalka. Chciała tylko spać.
Postawili ją na nogi obok krzewu.
– Boże święty, dziewczyno… – Kaleb nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo Hilda zaczęła osuwać się na ziemię.
Mattias wziął ją na ręce.
– Już dobrze, Hildo, jesteś już bezpieczna. Jak mogłaś coś takiego wymyślić? A wy? Jak mogliście na coś takiego przystać?
Jedyne, co do niej docierało, to głośny szloch, chyba jej własny, ale wszystko zlewało się w jedno, nie mogła mówić, nie mogła stać…
Oparła głowę na ramieniu Mattiasa i było jej tak dobrze. Wokół niej odzywały się rozgorączkowane głosy, wpadały sobie w słowo, a ona rozróżniała tylko urywki zdań:
… w glinie, koło ścieżki, ślady ogromnego wilka… wszyscy ludzie w lesie oszołomieni…
Powoli przychodziła do siebie. Głęboko westchnęła.
– Mattiasie, dlaczego nie przyszedłeś? Dlaczego nie przyszedłeś i nie zapobiegłeś temu wszystkiemu, zanim się zaczęło? Gdzie byłeś? Chcę do domu!
Czy tak powinno wyglądać powitanie? Nie była jednak w stanie myśleć jasno, nie panowała nad słowami, same cisnęły się jej na usta.
– Odra zaatakowała, posyłano mnie od zagrody do zagrody, a wkrótce znalazłem się w sąsiedniej parafii. Pojechałem prosto do Elistrand i Eli powiedziała mi, gdzie jesteś. Przeraziłem się! Jak mogłeś, Kalebie!
– Wiem – odpowiedział Kaleb. – Ale cały plan wydawał się taki bezpieczny. Obstawiliśmy ludźmi każdy kawałek drogi. Ja leżałem na rozstajach i byłem bardzo zaskoczony, kiedy usłyszałem krzyk Hildy z głębi lasu. Od razu pobiegli tam strażnicy z dołu, ale to zajęło trochę czasu.
Jeden z mężczyzn powiedział:
– Wójt i wszyscy jego ludzie pospali się jak susły.
Hildzie udało się lekko unieść głowę.
– A Andreas?
Popatrzyli po sobie. Zobaczyła jak przez mgłę, że jest też z nimi Brand.
– No właśnie, Andreas – zastanowił się Kaleb. – Miał pilnować domu. Widziałaś go, Hildo?
– Nie.
Dlaczego nie odchodzili? Chciała znaleźć się daleko, jak najdalej stąd!
– To dziwne – w głosie Branda brzmiał niepokój. – Powiedział, że da ci jakiś znak, że tam jest.
– Och, Boże, gdyby tak zrobił – westchnęła Hilda, z wolna odzyskując siły. – Tak bardzo mi było tego potrzeba. Wydawało mi się, że wzdłuż całej drogi nie ma nikogo, wszyscy zachowywali się tak cicho. O Boże! Chodźmy już stąd!
– Pójdę poszukać Andreasa – powiedział Brand.
– Dobrze – zgodził się Kaleb. – Ale weź ze sobą kogoś, nie chodź sam po lesie dziś w nocy! Czy masz już dość sił, Hildo? Spróbujmy dojść do ścieżki.
Potwierdziła skinieniem głowy. Wsparta o Mattiasa, z drżącymi kolanami, wyruszyła tą samą drogą, która przywiodła ją tu w tak dramatycznych okolicznościach. Przez cały czas rozdygotanym głosem opowiadała, co się wydarzyło.
– A więc widziałaś i wilka, i człowieka? Jednocześnie?
– Nie. Musiałam go widzieć akurat w momencie przemiany. Najpierw wilka z błyszczącymi ślepiami. Stał tu, na występie, gotów do skoku. Zamknęłam oczy tylko na moment, a kiedy znów je otworzyłam, stał tam już mężczyzna. Oczywiście to nie był zwyczajny człowiek, to był… to był potwór! Na jego widok odzyskałam siły i przybiegłam tutaj. Znałam tę jamę z wypraw na jagody. Czy nikt za nam nie idzie? – zapytała z trwogą.
– Nie, nie bój się! Bogu niech będą dzięki za to, że tak dobrze znasz swój las – szepnął Mattias.
Doznała nieprzyjemnego uczucia, że jej nie wierzą.
– To wszystko prawda, rzeczywiście to widziałam!
– Nikt nie wątpi w twoje słowa, Hildo – odparł Kaleb poważnie. – Jeden z ludzi wójta był przytomny, kiedy nadeszliśmy, i powiedział, że na poły we śnie widział olbrzymią bestię: gnającego wilka z jęzorem wysuniętym z paszczy.
– Czy on nie wie, dlaczego wszyscy posnęli?
– Tak, przypuszcza, że to z powodu piwa. Wszyscy je pili i wszystkich opanowała nieprzezwyciężona senność. On tylko umoczył usta, dlatego na niego nie całkiem podziałało. Pozostałych nie sposób dobudzić.
– Widzieliśmy też ślady potwora – dodał Kaleb. – Przedziwne ślady…
– Trzynogie? – ostrożnie zapytała Hilda…
– Tak, coś w tym rodzaju – niewyraźnie odparł Kaleb.
Nadal szła wsparta o ramię Mattiasa, kierując się ku ścieżce. Cudownie było czuć jego bezpieczną bliskość.
Nagle Kaleb pochylił się i podniósł z ziemi coś, co dostrzegł dzięki światłu księżyca.
– Co to jest? – zapytał Mattias.
– Też się zastanawiam. Długi cienki rzemień. Czy nie zgubiłaś tego kiedyś, Hildo, gdy zbierałaś jagody?
– Nie, nie wydaje się, by leżał tu od dawna.
– To prawda. Był powiązany w węzły, w wielu miejscach jeszcze widać ślady po supłach.
– Znów czary? – uśmiechnął się Mattias.