Odgadła, że się uśmiechnął. Zaraz jednak spoważniał.
– Dziękuję ci, najmilsza! Ty także masz prawo wiedzieć wszystko. Boję się, Hildo! Przez całe swe dorosłe życie noszę w sobie ogromny lęk: że się nie sprawdzę. Z tego powodu unikałem dziewcząt i dopiero teraz, kiedy spotkałem ciebie, dałem się złapać w sidła miłości, jeśli pozwolisz mi się wyrazić tak kwieciście. A teraz jestem śmiertelnie przerażony!
– Nie do końca rozumiem, czego się boisz!
– Skąd miałabyś to wiedzieć, przez całe życie byłaś odizolowana. Podejrzewam, że ten nieszczęsny czas spędzony w kopalni zniszczył moją zdolność do kochania.
Powieki były ciężkie niczym z ołowiu. Z całych sił zmuszała się, by je podnieść.
– Do kochania? – powiedziała niewyraźnie. – Ale przecież… powiedziałeś… że mnie kochasz?
– Chodzi mi… o akt miłosny.
Hilda na moment zaniemówiła. Teraz świadomie zamknęła oczy.
– Och – powiedziała po chwili szeptem. – Myślę, że rozumiem. Ale czy wiesz to na pewno?
– Nie, to tylko przypuszczenia. – Końcówka zdania rozpłynęła się w ziewnięciu. Mattias wziął się w garść i mówił dalej: – Ale ja dobrze to sobie zapamiętałem. Przed wielu laty, jeszcze podczas zabawy w Tybindze, jakaś dziewczyna siadła mi na kolana, zaczęła tulić mnie i pieścić. Była śliczna i ponętna, a ja niczego nie czułem. Nie było żadnej reakcji. Później nie schodziło mi to z pamięci, unikałem więc dziewcząt. Nie chcę bowiem potwierdzenia, że nie nadaję się do niczego, na to jestem zbyt wielkim tchórzem. Stałem się „dobrym Mattiasem, stworzonym dla całej ludzkości”. Tak czuję się bezpieczniej.
Hilda zapadała już w sen, zmusiła się jednak, by jeszcze przez chwilę zachować przytomność. Niewyraźnie, jakby była pijana, wymamrotała:
– A mimo wszystko… poprosiłeś, żebym… najpierw przyszła do ciebie… jeżeli będę kogoś… potrzebować?
– Nie mogłem znieść myśli o tobie w ramionach innego. To cała przyczyna.
Poskarżyła się żałośnie:
– Mattiasie, dlaczego podałeś nam obojgu środki nasenne? Chciałabym, żebyś teraz do mnie przyszedł, bym mogła ci dać całą moją miłość. I moglibyśmy sprawdzić, czy to, co powiedziałeś, jest prawdą.
– Ależ, najdroższa… nie chciałbym cię zhańbić, rozumiesz to chyba?
Hilda mówiła teraz tak niewyraźnie, że musiał domyślać się sensu słów.
– Czy nie byłoby lepiej sprawdzić ten szczegół przed, a nie po zawarciu małżeństwa? Czy może chciałbyś, by małżeństwo ze mną nie było ziemskie, lecz zbudowane na przyjaźni, głaskaniu po głowie i niczym więcej? Ale ja chyba nie mówiłam teraz o żadnym spełnieniu? Ale ty przecież sam zauważasz, czy… chcesz czy…
Usnęła.
Mattias jeszcze przez chwilę leżał wsparty na łokciu i wsłuchiwał się w jej równy, coraz głębszy oddech, po czym wstał i na palcach zbliżył się do łóżka. Księżyc świecił nadal, mógł więc dojrzeć jej rysy w pięknym niebieskawym świetle: spokojne, łagodne. Usiadł i delikatnie pogładził ją po twarzy, a później miękko, czule ucałował jej usta. Przesunął dłonią po pięknych włosach.
Przez moment jego dłoń zawahała się na skraju kołdry, jak gdyby chciał odsłonić jej ramiona. Spojrzenie jego padło jednak na delikatne koronki, którymi obszyte było wycięcie nocnej koszuli; i przyjął to za znak, iż powinien uszanować jej niewinność. Chciał, co prawda, tylko zobaczyć ramiona i zaokrąglenie piersi, ale uznał i tę pokusę za świętokradztwo, więc otulił Hildę starannie kołdrą, pocałował w czoło i wrócił na swoje posłanie.
Długo leżał, wpatrując się w księżycowe cienie, zanim wreszcie środek na sen zaczął działać.
ROZDZIAŁ XII
Tej nocy wcale nie Mattias zakłócił spokój swymi koszmarami. Tym razem przydarzyło się to Hildzie.
Kiedy środek nasenny przestał działać, nawiedziła ją najstraszliwsza w życiu mara.
Leżała w trumnie, prawdziwej trumnie, zrobionej z nierównych desek, z niedomykającym się wiekiem. Ona sama nie była warta nawet solidnej trumny.
W trumnę uderzały wielkie łapy, pazury wślizgiwały się w szczeliny, wczepiały w deski, aż w końcu je wyłamały. Próbowała wołać o pomoc, ale nie mogła wydusić z siebie głosu. Wokół rozlegało się warczenie, jak gdyby bestia nie była jedna, lecz cała gromada, i nagle przez wyłamane deski wcisnęła się twarz, wpatrująca się w nią świecącymi, złymi oczami. To była twarz ojca, choć rysy miała zwierzęce. Wyciągnął włochatą rękę, by pochwycić ją za suknię i wydobyć ze środka. Z ust ciekła mu ślina, między zębami widniała zakrzepła krew. Hilda zaczęła krzyczeć…
Walczyła z uściskiem obejmujących ją ramion.
– Hildo, uspokój się, to ja, Mattias! Już dobrze, wszystko dobrze, to był tylko sen. To nie las, to Grastensholm, jesteś bezpieczna, jestem przy tobie.
Szlochała, drżąc, ale już tuliła się do niego.
– Och, Mattiasie, najdroższy, trzymaj mnie mocno, zostań ze mną, nie odchodź!
– Nigdzie nie pójdę, najmilsza, ale połóż się, proszę, jest jeszcze noc.
– Boję się zasnąć.
– Och, Boże, jak dobrze to znam – powiedział Mattias z westchnieniem. – Jakże często pragnąłem, by ktoś był ze mną w tych najtrudniejszych chwilach. Czy mogę… położyć się przy tobie? Nie musisz się niczego obawiać.
– Chodź, chodź, proszę – błagała gorączkowo, przerażona. – Ale ty p-powinieneś s-spać.
– Tej nocy spałem już dłużej niż zwykle – skłamał. – Wygodnie ci teraz?
Otoczył ją ramieniem, a ona przylgnęła do jego piersi. Szczękała zębami.
– T-tak, dobrze. Porozmawiaj ze mną, Mattiasie. Spraw, bym zapomniała. Opowiedz mi o sobie, nigdy tego nie robiłeś.
– Ty także o sobie nie mówiłaś.
– Ależ tak… chociaż nie, masz rację, mówiłam, ale Andreasowi. To było niemądre z mojej strony.
– Jestem trochę zazdrosny o Andreasa – powiedział cicho.
– Nie masz żadnego powodu! Bo gdybyś miał, to ja byłabym zazdrosna o Eli, a nie jestem. Wprost przeciwnie; życzę jej jak najwięcej szczęścia.
– Ale Andreas sądził, że się w nim podkochujesz.
Hilda zareagowała tak, jak na takie stwierdzenia reagowały kobiety wszystkich epok.
– Naprawdę? – spłoniła się. – To najzarozumiałe, co słyszałam… Naprawdę tak myślał? To nieprawda, muszę…
Mattias śmiał się serdecznie:
– Kochana Hildo, mówisz pięknym językiem, ale w jednym punkcie twoja gramatyka jest dość niecodzienna. Nie nauczyłaś się stopniować przymiotników.
– Ach – westchnęła, nadal rozgniewana na Andreasa. – Ale mówiłam poważnie. Chciałabym usłyszeć o twoim życiu, o latach spędzonych w kopalni, o tej dziewczynie z Tybingi. O nią jestem zazdrosna.
Mattias zaczął śmiać się jeszcze głośniej, zauważył bowiem, że dzięki rozmowie Hilda zapomina o koszmarze, który jej się przyśnił, i o strasznych wydarzeniach wieczoru, rozpoczął więc opowieść o swoim życiu.
Hilda słuchała, popłakując z cicha nad nieszczęśliwymi losami Mattiasa i Kolgrima. Lepiej zrozumiała jego przyjaźń z Kalebem. Tak dobrze poczuła się w zagłębieniu jego ramienia, że przeciągała się jak kotka i rozkoszowała każdą chwilą.
Przyszła kolej na opowieść o jej życiu. Tym razem trafiła na bardziej uważnego i wyrozumiałego słuchacza niż Andreas.
Zwierzenia spowodowały, że przytulili się do siebie jeszcze mocniej, i Hilda spokojnie zasnęła. Mattias był cokolwiek zawiedziony, że tak łatwo jej to przyszło, mimo że on był tak blisko. Przyjął to jednak za znak, że czuje się przy nim w pełni bezpieczna. Prawdę mówiąc odetchnął także z ulgą, gdyż jeszcze nie był całkiem gotów do sprawdzenia swojej męskości.