Ludzie wojewody po przesłuchaniu wszystkich, którzy orientowali się w sprawie, zabrali ze sobą wójta.
Nastąpiło to późnym wieczorem. W związku z tym Mattias nalegał, by Hilda spędziła na Grastensholm jeszcze jedną noc. Było to dość kiepskie wytłumaczenie, tak pewnie uważała rodzina, ale nikt nie chciał podważać jego decyzji. Kaleb więc jeszcze raz pojechał samotnie do domu z wiadomością, że Hilda i tej nocy nie przybędzie.
– Wygląda na to, że zaczyna się to stawać zwyczajem – powiedziała z przekąsem Gabriella, usłyszawszy nowinę. – Ale ma moje błogosławieństwo. Jeśli potrafi położyć kres kawalerskiemu żywotowi Mattiasa, będzie jej to policzone za dobry uczynek!
Tym razem Hilda wyraźnie nalegała, by mogła spać w oddzielnym pokoju. Cała noc spędzona w obecności Mattiasa to było więcej niż mogła znieść. Chciała po prostu się wyspać. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio dane jej było przespać całą noc.
Nie stało się tak i tej nocy…
Obydwoje zasnęli od razu, zmęczeni ostatnimi wydarzeniami, które bardziej, niż by się na pozór wydawało, zakłóciły im spokój ducha. Hilda zapadła w mocny, życiodajny sen.
Nad ranem coś ją obudziło.
Wołanie o pomoc?
Znów zamieszanie? Znów wilkołak? Nie, ta sprawa była zakończona.
Gdzie ona właściwie jest? Gdzieś niedaleko piszczy szczeniak…
Znów usłyszała krzyk. Zduszony, przeszywający serce.
I już wiedziała, gdzie jest i kto krzyczy. Zerwała się z łóżka.
Mattiasowi powrócił dawny strach. Góra, ogromna góra wznosiła się nad nim, a jego zmuszono do wejścia w ciemną dziurę, gdzie jeden luźny głaz mógł zadecydować o jego życiu. Czuł, jak masa kamieni powoli osuwa się na niego, przyciska kręgosłup, miażdży…
Chciał się wydostać, uciekał, wyszedł już z ciasnego korytarza, ale wokół niego wszystko było zasypane. Został uwięziony w grocie bez wyjścia, bez żadnej szczeliny.
Zwykle w tym właśnie momencie wstawał i chodził we śnie – szedł i szedł, by się wydostać i znaleźć jak najdalej od kopalni.
Tym razem jednak nie zdążył. Ktoś był przy nim. Ktoś o łagodnym, uspokajającym głosie wślizgnął się do jego łóżka, tulił go do siebie, pocieszał, rozgrzewał.
Wiedział, że to nie matka, nigdy by nie zrobiła czegoś takiego. Ona tylko potrząsała go delikatnie za ramiona i już się budził.
To była Hilda, jego Hilda! Z wdzięcznością przyjął jej ciepło, półsennie otoczył ramionami, po trosze by uwolnić się od koszmaru, a po trosze z nieprzemożonej potrzeby, by ją przygarnąć do siebie. Wtulił się w gorące objęcia, spragniony szukał gwałtownie jej ust, pocałunki były zmysłowo wilgotne, leniwie pożądające, wydawało się, że zapadł w erotyczny sen. Otworzyła się i ogarnęła go, a Mattias, jeszcze senny, nie wiedział, jak to się stało, gdy nagle zaczął ją brać w swoje posiadanie.
Powiodło mu się! Nic mu nie dolegało! Może nie było to najbardziej udane zbliżenie w historii; po prawdzie zaliczyć je trzeba do tych najmniej udanych: pełne niezgrabnych ruchów, przeszkadzającej pościeli, niecierpliwości, bólu, nerwów i przerażenia – ale doszło do skutku!
Mattias leżał jak wycieńczony gladiator na arenie i był bardzo, bardzo szczęśliwy, a Hilda delikatnie gładziła go po włosach, pragnąc, by niedługo się podniósł, gdyż chciała doprowadzić do porządku swą piękną nocną koszulę.
Nie miała jednak serca, by mu to powiedzieć, w tak świętej chwili nie mogła brutalnie ściągnąć go na ziemię.
Na pewno była cokolwiek zawiedziona, ale też dumna i szczęśliwa. Nie można od nikogo żądać rzeczy niemożliwej, myślała, nie wiedząc, że przed nimi jest wiele cudownych chwil, które nadejdą po długim okresie trudnych i często bolesnych przygotowań.
Ale jeśli o to chodziło, nie byli jedyną parą na świecie.
Jesperowi wyprawiono wielkie wesele i został statecznym ojcem rodziny. Zrezygnował na jakiś czas z „kwiatków”, dziecko więc było już w drodze. Był dumny jak paw i przestał uganiać się za dziewkami.
Następnie rozpoczęły się przygotowania do wesel w czterech dworach. Weseliska miały odbyć się na Grastensholm i Elistrand zaraz po Bożym Narodzeniu, ale zaangażowane były także Lipowa Aleja i Eikeby. Ani Eli, ani Hilda nie miały żadnych krewnych, ale teraz wchodziły obie do wielkiej i kochającej rodziny. Oczywiście przybyć miała także duńska gałąź rodu, dlatego właśnie zdecydowano się połączyć wesela. Ale nie chciano, by obie uroczystości odbyły się jednocześnie, każda para miała mieć swój własny dzień. Rzecz jasna, nikt się nie sprzeciwiał, by naprawdę wystawnie uczcić oba śluby.
Zanim jednak to nastąpiło, wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
Pewnego dnia późną jesienią Are wezwał na spotkanie całą norweską gałąź rodu.
Zebrali się w starej części Lipowej Alei, gdzie ostatnie promienie zachodzącego słońca przez witraż Benedykta Malarza wpadały do środka w postaci kolorowych smug i gdzie portrety czwórki dzieci: Liv, Sol, Daga i Arego, przypominały o minionych czasach.
Od dawna już nie było żadnego dziecka ani w Lipowej Alei, ani na Grastensholm. A i w Elistrand musiano „pożyczać” dzieci od innych, by dom tętnił śmiechem i zabawą. Najstarsi w rodzie mieli jednak nadzieję, że wkrótce będzie inaczej.
Nikt, nawet najbliższa rodzina, nie wiedział, co Are ma do zakomunikowania.
Kiedy wszyscy już nadeszli, Are wstał i drżącym głosem zaczął mówić:
– Dostałem dzisiaj list. Od twego brata Tancreda, Gabriello.
– Od Tancreda? – zdziwiła się margrabianka.- Do ciebie, wuju Are? Czy on nie jest w Holsztynie?
– Tak. Ale teraz był w domu.
Are przerwał na chwilę. Musiał wyjąć chusteczkę i wytrzeć oczy, by móc mówić dalej.
– Och, chyba nie stało się nic złego – wystraszyła się Liv. – Czy to zaraza?
– Złego? – roześmiał się Are i otarł łzy. – Nie, nie bój się – chrząknął. – Tancred spotkał Mikaela! Mikaela syna Tarjeia, mojego zaginionego wnuka!
Podniosła się wrzawa. Wszyscy byli głęboko poruszeni i uradowani nowiną.
– Przeczytaj nam ten list! – Liv udało się przekrzyczeć pozostałych.
W końcu zapadła cisza i Are zaczął czytać:
Drogi wuju Are!
Piszę do Ciebie, byś nie musiał otrzymywać wiadomości z drugiej ręki. Spotkałem Mikaela Linda z Ludzi Lodu! To było niezwykle dziwne spotkanie, które zaraz opiszę.
List był bardzo długi. Are odczytał opis, jak to jeden z kolegów Tancreda natknął się na jego sobowtóra w „kraju wroga” i jak krewniacy spotkali się we mgle nad brzegiem Łaby.
Potem następowało zakończenie:
Był naprawdę niezwykle do mnie podobny, wuju Are. Bardzo przystojny – to chyba oczywiste! W wyglądzie różniły nas tylko brwi i uśmiech. Ale ja okazałem się idiotą, wujrr Are! Dopiero gdy na powrót znalazłem się po mojej stronie rzeki, przyszły mi do głowy wszystkie pytania, które powinienem był mu zadać. To on głównie dowiadywał się o swoją rodzinę w Norwegii i Danii.
Czasu mieliśmy mało, nieustannie odzywał się głos rogu, a ja byłem bardzo poruszony spotkaniem. I właściwie nie wiem, jak teraz możemy go odnaleźć!
W hallu rozległo się westchnienie zawodu.
– Tak, to bardzo niemądre ze strony chłopaka – powiedział Are. – Ale musimy mu wybaczyć, to była przecież całkiem nieoczekiwana sytuacja. Ale mamy kilka śladów.
Kiedy wieczorem wróciłem do obozu, zapisałem to, co wiem o Mikaelu.
1. Szwecja zbroi się do wojny przeciwko Rosjanom i Polakom, a więc Mikael, który ma stopień korneta, miał być przeniesiony do Ingermanlandii.
– O, to daleko – powiedział Brand zamyślony.