– Chyba że to były czarownice – stwierdził Kaleb – które miały zwyczaj tam się spotykać.
– Posłuchajcie, uważam, że stajecie się mało przyjemni – obruszył się Mattias. – Wyeliminowaliście wszystkich po kolei. I kto zostaje? Ja! Czy to jest sprzysiężenie przeciwko mnie?
Cała rodzina wybuchnęła śmiechem. Mattias w roli zbrodniarza? Nie, to po prostu niemożliwe! Nie ma takich dobrych, przyjaznych i nieszkodliwych wilkołaków!
Weszła jedna ze służących.
– Wójt jest tutaj – oznajmiła z oczami pełnymi lęku.
Wprowadzono przedstawiciela władzy.
– Widzę, że zebrał się cały klan. To dobrze, ominie mnie sporo jeżdżenia.
– Coś nowego? – zapytał Are.
– Nic poza tym, że mamy do czynienia z czarami.
– Wątpię w to – stwierdziła Liv.
– Dlaczego więc miały przy sobie te sznury z węzłami?
– Sama zadaję sobie to pytanie. To zupełnie bez sensu. Gdyby naprawdę były czarownicami, miałyby jeden sznurek z trzema supłami wpleciony we włosy. To jest znak, którym posługują się kobiety tego rodzaju. Twierdzą, że to sam Szatan im go zawiązał, kiedy były na Blokksberg.
Wójt wpatrywał się w nią jak sroka w gnat; dopiero po dłuższej chwili odzyskał mowę.
– Ależ tak właśnie było. Wszystkie to miały, co do jednej! A ja sądziłem, że to jakaś modna ostatnio fryzura!
Liv zaparło dech w piersiach.
– A więc to były czarownice! Wobec tego cała sprawa nabiera innych wymiarów.
Rozumieli, co ma na myśli. Oznaczało to, że w sprawę mógł być zamieszany jeden z potomków Ludzi Lodu. Żaden z dotkniętych nigdy nie potrafił oprzeć się magii czarów.
Dotychczas udało się to tylko Tengelowi Dobremu.
Liv rozejrzała się dokoła. Are? Nic nie było mu bardziej obce niż wszelkie ponadnaturalne zjawiska.
Któraś z osób, które wżeniły się w rodzinę? Eli, to biedne dziecko, które znalazło ciepły, bezpieczny domu Gabrielli i Kaleba? Ona boi się własnego cienia.
Irja? O nie, Liv znała swoją synową jak siebie samą.
Matyldy nie znała tak dobrze, ale krzepka chłopka obydwiema nogami stała tak mocno na ziemi, że pod tym względem przewyższała nawet swego męża Branda.
Wójt spoglądał na nich surowo.
– Wszystkim wiadomo, że wasz ród z dawien dawna wdawał się w różne podejrzane sprawki. Ja nie mam więc żadnych wątpliwości. To ktoś z was kryje się za tymi potwornościami. I ja na pewno dowiem się, kto!
Liv podniosła się dostojnie.
– Nie – powiedziała stanowczo. – Nie, nie i jeszcze raz nie. Tuż przed waszym przybyciem, panie wójcie, omawialiśmy tę możliwość, pamiętając o tym; że nasz ród posiada szczególne zdolności. Ale to nie dotyczy żadnej z obecnych tu osób. I co więcej, żadne z nas nie mogło tego uczynić, nie miało ku temu sposobności. Możecie nas wypytywać do woli. Wkrótce zorientujecie się, że nikt z naszej rodziny nie pozostawał wystarczająco długo sam. Nie chodzi wszak o to, by pobiec na skraj lasu i zabić pierwszą przechodzącą tamtędy kobietę. Tam na górze nie ma przecież żadnej drogi. I trzeba chyba najpierw poznać bliżej te kobiety, jeżeli nie jest się wilkołakiem, który zabija bezmyślnie podczas każdej pełni księżyca. Wszystkie opowieści o wilkołakach to tylko przesądy. Jak sądzicie, kiedy ktoś z nas miałby okazję zawrzeć znajomość z tymi kobietami?
– Wkrótce się tego dowiemy, baronowo – odpowiedział wójt srogo.
– Zaczynajcie więc – powiedziała Liv i usiadła.
Mattias cicho chrząknął.
– Wybaczcie mi – zaczął, kierując swe anielskie spojrzenie na wójta. – Jako medyk chciałbym dokładniej przyjrzeć się zwłokom. Może będę mógł stwierdzić, w jaki sposób zgładzono owe niewiasty?
– Przyszło wam to do głowy w samą porę! – warknął wójt. – To były czarownice, a taką hołotę należy jak najszybciej spalić. To już zostało zrobione.
– O święta naiwności! – westchnął Andreas, a wójt popatrzył na niego wrogo.
– Wiadomo przecież, że nie umarły naturalną śmiercią – mruknął. – Na ciałach i na ubraniu widniały ślady pazurów. To czary i nieczyste moce zabrały je z tego świata, nie ma więc o czym mówić.
Brand był zirytowany.
– Zanim dojdziecie do wniosku, że uczynił to ktoś z nas, powinniście też wziąć pod uwagę innych.
Wszyscy w rodzinie znali Branda. Wiedzieli, że długo pamięta doznane urazy. Wójt rozgniewał go, więc Brand nigdy więcej nie będzie w stanie spokojnie znieść tego człowieka. Wójt zaatakował jego ukochaną rodzinę, a to było niewybaczalne!
– Nie zapominam o nikim – obruszył się grubiański przedstawiciel władzy. – Zarówno Joel Nattmann, jak i Jesper syn Klausa pozostają pod moją obserwacją.
Mattias powiedział:
– Joel Nattmann jest umierający. W nocy napadli go ludzie z wioski. Być może przyjdzie wam wyjaśniać jeszcze jedno zabójstwo.
Wójt mruknął pod nosem coś, czego nikt nie usłyszał, i rozpoczął przesłuchania.
Po półgodzinie opuścił dwór. Po sposobie, w jaki stawiał kroki, można było poznać, że jest bardzo rozwścieczony. W murze dowodów niewinności nie znalazł najmniejszej nawet wyrwy.
Kiedy wyszedł, wszyscy zgodnie orzekli, że jest kompletnym durniem.
– Cóż za pytania nam zadawał! – oburzał się Andreas. – Nawet ja zrobiłbym to lepiej.
– Tak – powiedział Are. – Właśnie o tym myślałem. Ten człowiek nie ma pojęcia, o czym mówi. O ile z taką samą zawziętością rzuci się na Joela Nattmanna i bezbronnego Jespera, to w żaden sposób się nie wywiną. Jeśli zdamy się na tego łajdaka, wkrótce wszyscy zawiśniemy na stryczku. Andreasie, musisz zbadać tę sprawę na własną rękę. Masz dość rozumu, by się tym zająć.
– Dziękuję – uśmiechnął się Andreas. – Ta propozycja wydaje się kusząca. Zacznę od razu. Dziadku, gdzie byłeś, kiedy zamordowano te kobiety?
– Co? Widzę, że nauka wójta nie poszła w las. Umiesz już zadawać niemądre pytania – śmiał się Are.
– Chciałbym, żeby Kaleb mi pomógł. On przecież zna się na prawie – poprosił Andreas.
– Chętnie – zgodził się Kaleb.
– Doskonale – powiedział Are. – Uważam, że powinniście pójść do Jespera, zanim dotrze tam wójt. Brandzie, idź z nimi. Jesper to twój stary przyjaciel.
Brand obiecał, że to zrobi, po czym zgromadzenie się rozeszło.
Wszyscy pragnęli, aby byli teraz z nimi Cecylia i Alexander, bowiem nikt inny tak pewnie i skutecznie jak oni nie potrafił radzić sobie w zagmatwanych sytuacjach.
ROZDZIAŁ III
Jesper już tylko od czasu do czasu pomagał w stajni na Grastensholm. Poza tym ciężką pracą zmienił swoją maleńką zagrodę w prawdziwe gospodarstwo. Wykarczował las i usunął z ziemi kamienie, a w ramach zapłaty dostał od Taralda cielątko i źrebaka. Zwierzęta, teraz już odhodowane, stały się użyteczne. Cielątko zamieniło się w krowę, która wydała na świat kolejno trzy jałówki. Tak więc Jesper miał czym się chwalić.
Dotychczas jednak się nie ożenił.
Silna męska ekipa, składająca się z Andreasa, Branda, Kaleba i Mattiasa, przybyła do leśnej zagrody po południu.
Jesper w tym czasie orał. Zamachał do nich wesoło. Andreas, widząc pług zagłębiający się w ziemię, poczuł mrowienie w krzyżu: Niewiele brakowało, by krzyknął: „Uważaj na zwłoki!”
– Brand, stary przyjacielu! – zawołał Jesper, wychodząc im na spotkanie. – Przyprowadziłeś swojego chłopaka! I doktora! I pana Kaleba! O rany!
Andreas obruszył się nieco słysząc, że mówi się o nim „chłopak”.
– O, ale ty posiwiałeś, Brandzie – powiedział Jesper niezbyt taktownie, jakby nie dostrzegając, że wiek znacznie wyraźniej odbił się na nim samym.