Jeszcze z pokładu wysłał telegram do wicekróla, który w tym roku objął swój urząd. Hrabia Mayo był w Anglii osobą nieznaną, lecz powierzenie mu tego stanowiska przez premiera Disraellego było genialnym posunięciem. Lord Selwyn w pełni aprobował ten wybór. Spotkał hrabiego Mayo przed kilkoma laty, kiedy kupował konie do ojcowskiej stadniny. Hrabia słynął jako miłośnik sportu, a szczególnie jako mistrz w organizowaniu polowań. Obydwaj panowie przypadli sobie do gustu i hrabia Mayo zaprosił lorda Selwyna, żeby zatrzymał się u niego na okres jesiennych polowań. Nie minęło wiele czasu i stali się serdecznymi przyjaciółmi.
Teraz lord Selwyn jechał w przysłanym przez wicekróla powozie do jego siedziby w Kalkucie.
Bardzo się cieszył na spotkanie z przyjacielem w jakże odmienionych okolicznościach. Był przekonany, że hrabia Mayo odniesie sukces na owym odpowiedzialnym i wybitnym stanowisku.
Kiedy lord Selwyn przybył do pałacu rządowego, wicekról już na niego czekał z otwartymi ramionami. Był to mężczyzna wysoki, szeroki w ramionach i o wspaniałej posturze. W jego twarzy odbijała się siła woli i poczucie humoru.
Nic się nie zmienił od czasu ich ostatniego spotkania. Lord Selwyn przekonał się, że jak dawniej cechował go entuzjazm, radość życia, wesołość i że nie wyzbył się magnetycznego wręcz oddziaływania na ludzi.
– Co za niespodzianka, Paul! – wykrzyknął wicekról. – Nie sądziłem, że wybierzesz się do Indii.
– Ja także tego nie planowałem, ale powiadomiono mnie, że mój stryjeczny dziadek pozostawił mi w spadku dom i plantację na Pinangu – odpowiedział lord Selwyn.
– Na Pinangu! – powtórzył hrabia. – Nic mi bliżej nie wiadomo o tym miejscu, cieszę się jednak, że będziesz przebywał w pobliżu mnie na Wschodzie.
Usiedli i zaczęli rozmawiać o Irlandii i o koniach.
Temat Pinangu jeszcze raz wrócił tego wieczoru, kiedy jeden z członków rady przy wicekrólu, James Stephen, powiedział:
– To wspaniale, że wybiera się pan na wyspę, milordzie. Jest to czarujące miejsce.
Żałuję, że nie mogę panu towarzyszyć.
– To pan tam był? – zainteresował się lord Selwyn. – Może mi pan więc opowie coś bliższego o tym zakątku, bo ja wiem tylko tyle, że jest to niewielka wysepka.
Pan James Stephen uśmiechnął się.
– To prawda, co pan mówi. Pierwsi Brytyjczycy osiedlili się tam w 1786 roku.
Lord Selwyn uniósł w górę brwi. Zdziwiło go, że Pinang nie był wymieniany w angielskich podręcznikach historycznych.
– Na Pinangu zobaczy pan – kontynuował James Stephen – brytyjski raj w miniaturze.
Jest tam także fort Cornwallisa, nazwany na cześć znakomitego generała. A w Georgetown zobaczy pan mieszaninę ludności angielskiej, malajskiej i chińskiej. – Lord Selwyn słuchał bardzo uważnie, a pan Stephen mówił dalej: – Jest oczywiście klub krykieta, tor wyścigów konnych, imponujący kościół, a więc wszystko, czego Anglik poza granicami kraju może potrzebować. – Obydwaj roześmiali się i pan Stephen ciągnął dalej: – Ponieważ nie zna pan tam nikogo, zatelegrafuję do mojego przyjaciela Chińczyka, który jest bardzo wybitną osobistością na wyspie.
– Chińczyka? – zdziwił się lord Selwyn, spodziewając się, że zostanie raczej polecony jakiemuś Anglikowi.
– Lin Kuan Teng powita pana serdeczniej i uczyni pański pobyt bardziej wygodnym, niż zrobiłby to Anglik – wyjawił pan James Stephen. Przerwał na chwilę, a potem kontynuował:
– Jest to najbardziej interesujący człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Posiada największy i najokazalszy dom w całym Georgetown. Ten dom ludzie nazywają Pałacem Buckingham w miniaturze, choć jest niemal równie wielki.
Lord Selwyn roześmiał się.
– Przyjmuję pańską propozycję z radością! – rzekł.
– Lin Kuan Teng zaopiekuje się panem troskliwie – zapewniał pan Stephen – i wszystko, czego pan zapragnie, będzie zrobione natychmiast.
W ciągu następnych kilku dni lord Selwyn dowiedział się od pana Stephena jeszcze wielu interesujących go szczegółów. Powiedziano mu, że pierwszym Anglikiem, który dostrzegł możliwości i zalety Pinangu był kapitan Francis Light. Jego też uważa się za odkrywcę wyspy. Kiedy kapitan Light przybył tam po raz pierwszy, wyspę zamieszkiwało zaledwie pięćdziesięciu ośmiu mieszkańców. Kapitan był przekonany, że wyspa dzięki swoim naturalnym portom i położeniu geograficznemu będzie dla Imperium Brytyjskiego bardzo ważną zdobyczą.
– Kapitan Light jest jednym z bohaterów naszego kraju – rzekł pan Stephen – niestety, jak wielu, docenionym dopiero po śmierci.
– Myślę, że z tą pośmiertną oceną zasług ma pan rację – zgodził się lord Selwyn.
Kiedy został sam z wicekrólem, hrabia Mayo zapytał:
– Czym ty się właściwie zajmujesz, Paul? – a po chwili dodał: – Jesteś zdolniejszy i inteligentniejszy od wielu mężczyzn w twoim wieku, nie powinieneś zatem tracić czasu w towarzystwie kobiet o ptasich móżdżkach.
– Co rozumiesz przez stratę czasu? – zapytał lord Selwyn.
– Wiele mi o tobie mówiono – powiedział hrabia Mayo. – Opowiadano mi niedawno o związku, który cię łączy z kobietą, której jedyną zaletą jest ładna buzia i zgrabna figura.
– Lord Selwyn milczał, a hrabia mówił dalej: – Powiadają, że odnosisz wielkie sukcesy w misjach dyplomatycznych, lecz w mojej opinii mógłbyś mierzyć jeszcze wyżej.
Lord Selwyn uniósł ręce na znak protestu.
– Zawsze mi ktoś doradza, żebym się zajmował czym innym niż to, co sprawia mi radość. Moja rodzina na przykład chce, żebym się ożenił. Ty natomiast proponujesz mi odpowiedzialne stanowisko.
– Myślę tylko o tym, żebyś nie marnował jak dotychczas swoich nieprzeciętnych uzdolnień – rzekł hrabia. – Mówił to tonem poważnym, a potem z uśmiechem dodał: – Kiedy po raz pierwszy z tobą rozmawiałem, pomyślałem, że jesteś najbardziej błyskotliwym młodzieńcem, jakiego poznałem. Ponadto masz niezwykłą osobowość, co teraz nieczęsto się zdarza.
– Czy sądzisz może, że powinienem pójść w twoje ślady i zostać wicekrólem? – zapytał lord Selwyn.
Mówił to kpiącym tonem, lecz hrabia Mayo odrzekł poważnie:
– Nie należy wykluczać takiej możliwości.
Wyobrażam sobie, że pełniąc ten urząd odnosiłbyś same sukcesy.
– Nie strasz mnie, proszę! – zawołał lord Selwyn, a po chwili dodał: – Ale z dwojga złego wolałbym posłuchać twojej rady niż się żenić z kobietą, która by mnie znudziła i rozczarowała już po dwóch tygodniach małżeństwa.
W jego słowach przebijała gorycz, co nie uszło uwagi hrabiego Mayo.
– Domyślam się, że ktoś cię zranił. Każdy z nas musi przez to przejść prędzej czy później.
– Zraniony nie jest odpowiednim słowem – rzekł lord Selwyn. – Jestem urażony, bo zrobiono ze mnie durnia.
– To także się zdarza – powiedział hrabia Mayo ze śmiechem, a po chwili dodał: – Wierz mi, Paul, urodziłeś się do wielkich rzeczy i tylko to powinno się liczyć w twoim życiu.
– Twoje słowa bardzo mi pochlebiają – odrzekł lord – lecz nie wiem doprawdy, od czego zacząć, żeby w pełni zasłużyć na twoją pochwałę.
– Okazja sama do ciebie przyjdzie – zapewnił hrabia Mayo. – Jestem o tym przekonany, a wiesz, że moja intuicja nigdy mnie nie zawodzi. – Po krótkiej chwili mówił dalej: – To moje irlandzkie pochodzenie sprawia, że potrafię ocenić człowieka niemal natychmiast.
– Uśmiechnął się i dodał: – Ten dar oddał mi niejednokrotnie wielkie usługi.
– Czy kiedykolwiek przypuszczałeś, że dojdziesz do tak wysokiego stanowiska? – zapytał lord Selwyn.
– Nigdy nie mierzyłem aż tak wysoko – odrzekł hrabia – lecz zawsze sądziłem, że stać mnie na coś więcej, jak tylko mistrzowskie organizowanie polowań. – Po chwili dodał poważniejszym już tonem: – Lata głodu w Irlandii nauczyły mnie, jak sobie radzić z tym problemem tutaj. Jak rządzić, nauczyłem się będąc ministrem do spraw Irlandii.