– Moja intuicja – rzekł lord Selwyn – podpowiada mi, że będziesz doskonałym wicekrólem Indii.
– Dziękuję ci za uznanie – powiedział hrabia. – Również mam taką nadzieję, lecz teraz myślę o tobie.
Kiedy w następnym tygodniu lord Selwyn opuszczał Kalkutę, żeby się udać do Pinangu, wciąż dźwięczały mu w uszach słowa wicekróla.
Cała jego podróż była szczegółowo przygotowana przez pana Jamesa Stephena. Żegnano go przy zachowaniu dworskiego ceremoniału.
Z równym szacunkiem traktowano go na statku.
Nie zdziwiło go zatem, kiedy w Georgetown powitała go liczna delegacja. Wśród witających było spore grono Brytyjczyków.
Pierwszą witającą go osobą był Lin Kuan Teng, który kłaniał mu się nisko i przemawiał niezwykle kwiecistym językiem. Lord Selwyn domyślił się od razu, że jest on bardzo znakomitą osobą i że pan Stephen trafnie go scharakteryzował.
To właśnie w jego powozie opuścił przystań, aby się udać do domu Chińczyka, stojącego w niewielkiej odległości od centrum Georgetown.
Była to wielka rezydencja zbudowana z białego kamienia z wysokim portykiem wspartym na greckich kolumnach, i lord Selwyn pomyślał ze śmiechem, że jest bardziej imponująca niż Pałac Buckingham. Ściany były obwieszone cennym chińskimi obrazami, specjalne gabloty mieściły zbiory minerałów, a także przepiękną porcelanę. Była także kolekcja miniaturowych koni z epoki dynastii Tang, za którą lord Selwyn bez zmrużenia oka oddałby cały swój majątek. Podłogi zaścielały tak cenne kobierce, że właściwie powinny wisieć na ścianach.
Lin Kuan Teng miał czarującą żonę i trzy urodziwe córki. Jego syn był obecnie w porcie, zajęty ekspediowaniem statków, których cała flotylla należała do jego ojca. Zanim lord Selwyn dotarł do domu pana Lin Kuan Tenga, była już pora obiadowa. Miał zatem okazję skosztować wyśmienite potrawy chińskiej kuchni. Pan Stephen nie przesadził mówiąc, że nigdzie nie będzie mu tak dobrze, jak pod opieką pana Tenga.
– Miałem ogromne uznanie dla pańskiego stryja, milordzie – powiedział Chińczyk. – To wielki zaszczyt, że mogliśmy gościć na wyspie tak wybitnego człowieka. Często zasięgałem jego opinii w sprawach prawnych.
– Jestem bardzo zdumiony – rzekł lord Selwyn – że stryj mnie właśnie zostawił dom i plantację.
– Jest to jedna z najlepszych plantacji w Pinangu – rzekł Lin Kuan Teng. – Pański stryj hodował rośliny przyprawowe, co przynosiło mu wielkie dochody. Myślę, że urządzenie domu spodoba się panu również.
– Jeśli choć trochę przypomina pański… – powiedział lord Selwyn – będę zachwycony!
Lin Kuan Teng usłyszawszy komplement skłonił się z uszanowaniem.
– Pański czcigodny stryj wiele cennych przedmiotów przywiózł ze sobą z Hongkongu.
Wiele rzeczy dokupił na bazarach w Georgetown, gdzie handluje się chińskimi wyrobami.
– Muszę sam się tam udać – powiedział lord Selwyn.
– Postaram się zadbać o to, żeby pana nie okradziono lub nie oszukano – powiedział gospodarz.
Po skończonym obiedzie lord Selwyn wyraził chęć obejrzenia odziedziczonej posiadłości.
– Domyślałem się, że będzie pan chciał to zrobić jak najszybciej – powiedział Lin Kuan Teng – lecz o tej porze jest zbyt wielki upał. – Uśmiechnął się, a potem dodał: – Niech pan posłucha rady starego człowieka, milordzie, i odpocznie sobie po podróży. Jutro wczesnym rankiem powóz odwiezie pana do pańskiego domu. Zobaczy pan, jaki jest piękny i malowniczo położony.
Lord Selwyn wiedział, że gospodarz ma rację. Istotnie było bardzo gorąco i mimo że wszystkie drzwi i okna były pootwierane, nie czuło się najmniejszego przewiewu. Zaprowadzono go wkrótce do sypialni, której okna wychodziły na morze. Przed oknem rozciągał się ogród, a zielone trawniki były wciąż zraszane wodą. Ścieżka zarośnięta kwitnącymi krzewami prowadziła aż do piaszczystej zatoczki. Drzewa otaczały cały dom dokoła, tak że od strony drogi był on niemal niewidoczny.
Lord Selwyn pomyślał, że jego gospodarz wybrał przepiękne miejsce na budowę domu.
Żałował teraz, że jego stryj zakupił teren leżący w większej odległości od morza. Ale nie zastanawiał się nad tym długo, bo gdy tylko Higgins pomógł mu się rozebrać, położył się i od razu zasnął.
Kiedy się przebudził, słońce nie przygrzewało już tak mocno, lecz nadal było gorąco. Nie wołając służącego sam włożył białą koszulę, białe spodnie, i przez drzwi balkonowe wyszedł do ogrodu, który tonął w kwiatach o fantastycznych kształtach i jaskrawych kolorach. Nad nimi unosiły się chmary motyli. Ptaki śpiewały w gąszczu drzew, lecz nie znał ich nazw. Ciekaw był również innych stworzeń zamieszkujących wyspę.
„Nowy kraj, nowi przyjaciele, nowe życie” – pomyślał.
Przyszło mu do głowy, że mógłby zamieszkać w Pinangu i zupełnie zapomnieć o Anglii.
Wkrótce przyszły mu na myśl słowa wicekróla i doszedł do wniosku, że wcale by nie chciał zajmować wysokiego stanowiska.
– Na co mi te wszystkie kłopoty? – zapytał sam siebie. – Po co mam zajmować się problemami innych ludzi? Wystarczy, że będę żył dla własnej przyjemności. Niech mnie zostawią w spokoju. Będę sam decydował, co dla mnie dobre, nie pozwolę sobą manipulować.
Wrócił do domu. Nie widząc nikogo z gospodarzy, zaczął oglądać wspaniałe kolekcje Lin Kuan Tenga. Lord Selwyn był wielkim znawcą angielskich i europejskich mebli. Przypatrując się chińskim sprzętom i dziełom sztuki pomyślał, że musi się wiele na ich temat dowiedzieć. Eksponaty, które podziwiał, były bardzo stare i niezwykle cenne. Nie starczyłoby mu życia, żeby pojąć ich głębię. Takie właśnie zdanie wygłosił widząc gospodarza, który pojawił się po popołudniowej drzemce.
– Chińczycy cenią stare przedmioty, chyba bardziej niż ktokolwiek – odrzekł Lin Kuan Teng.
– Może to prawda – rzekł lord Selwyn – dziwi mnie tylko, że kraj, który jak się zdaje, odwraca się od nowoczesności plecami, potrafi tworzyć tak wspaniałe dzieła sztuki!
– Myślę, że te dzieła dlatego pana zainteresowały – wyjaśnił Lin Kuan Teng – że niosą ze sobą także duchowe przesłanie. Są nie tylko piękne. Sprawiają radość zarówno dla oka, jak też dla ducha.
Lord Selwyn przyznał mu rację. Kiedy Lin Kuan Teng pokazywał mu niezwykłe rzeźby, wydało mu się wprost niemożliwe, żeby były wykonane przez zwyczajnych ludzi. Każdy obraz posiadał ukryte znaczenie pobudzające do myślenia. Ponieważ wiele tych znaczeń było dla niego niezrozumiałych, poprosił gospodarza o wyjaśnienie, i tak przy rozmowie zasiedzieli się do późna w nocy. Kiedy w końcu położył się w swojej sypialni czuł, że rozmowa z Chińczykiem bardzo rozszerzyła jego horyzonty.
Zamykając oczy pomyślał, że Pinang jest fascynujący.
Lord Selwyn obudził się jeszcze przed wschodem słońca, gdy pierwsze jego promienie rozpraszały dopiero ciemności, a powietrze było świeże jak kryształ. Ubierając się myślał z podnieceniem o dzisiejszym dniu, bowiem Lin Kuan Teng umówił również adwokatów, żeby drugim powozem wybrali się z nim do plantacji stryja.
– Pan pojedzie ze mną – odezwał się gospodarz. – Rozmowy rozpraszają umysł.
Nie mógłby pan się skupić na pięknie natury.
Patrzenie w ciszy sprawia więcej radości.
– Ma pan zupełną rację – zgodził się lord Selwyn.
Ubrawszy się wyjrzał przez okno i zobaczył swego gospodarza zmierzającego przez zielony trawnik w stronę morza. Ponieważ chciał go jeszcze o wiele spraw zapytać, pośpieszył za nim. Gdy się spotkali, Lin Kuan Teng złożył przed nim kurtuazyjny ukłon.