Sama łódź mogła stanowić dla nich cenny łup.
– Jestem dobrym pływakiem – oświadczył ojciec.
– A więc popłyniesz ze mną? – zapytała.
– Będę płynął za twoją łódką i nią kierował – wyjaśnił. – Obiecuję, że wylądujesz dokładnie tam, gdzie zaplanowałem.
Obudziwszy się w miejscu, w którym chciał ją zostawić ojciec, czuła się jeszcze bardziej zaniepokojona. Znalazła się sama jedna w zupełnie obcym domu na nieznanej wyspie. Była tak wystraszona, że żałowała, iż się w ogóle obudziła.
Kątem oka dostrzegła, że ktoś jest w pokoju.
Ponieważ bardzo chciało jej się pić, otworzyła oczy.
– Panienka się przebudzić? – zapytał żeński głos śmieszną angielszczyzną, do jakiej przywykła w tych stronach.
Ujrzała młodą Chinkę podobną do tych, z jakimi stykała się w domu.
– Gdzie ja jestem? – zapytała Anona.
Słowa z trudem przeciskały się przez jej wyschnięte gardło. Był to zapewne skutek opium dosypanego do kawy. Pomyślała teraz, że zupełnie niepotrzebnie piła tę kawę. Powinna domyślić się, czemu ojciec namawia ją do tego. Zrozumiała jednak, że była to zapewne część jego planu.
Zaczęła przyglądać się pokojowi, w którym się obudziła. Był umeblowany wykwintnie, a ona sama leżała w jedwabnej pościeli. Ktoś musiał ją rozebrać, gdyż nie miała już na sobie sukni ani biżuterii.
– Panienka to wypić, proszę – odezwała się służąca, przykładając jej do ust szklankę i unosząc nieco głowę.
Anona wypiła chciwie doskonały sok owocowy.
Miała nadzieję, że minie nie tylko suchość w gardle, ale też uczucie oszołomienia.
– Panienka bezpieczna – powiedziała Chinka. – Proszę spać. Bardzo gorąco.
Z jej słów Anona wywnioskowała, że jest południe i słońce bardzo mocno przygrzewa.
Domyśliła się, że Chińczyk, do którego posłał ją ojciec, wypoczywa pewnie teraz wraz z resztą rodziny.
„Prędzej czy później będę musiała się z nim spotkać” – pomyślała z lękiem.
Służąca wyszła z pokoju i Anona znów oddała się myślom o ojcu.
Kiedy się przebudziła, służąca odsłaniała okna i Anonie przyszło na myśl, że musi już być późne popołudnie. Uniosła głowę, żeby się rozejrzeć dokoła.
– Panienka czuć się lepiej? – odezwała się służąca, podchodząc do łóżka.
– Chyba tak – odpowiedziała Anona.
– Pan chce widzieć panienkę – oznajmiła służąca.
Anona nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie mogła przecież spać wiecznie. Musiało w końcu nastąpić to spotkanie. Bardzo powoli uniosła się z łóżka. Nie czuła już oszołomienia, tylko trochę bolała ją głowa i znów chciało jej się pić.
– Poproszę o coś do picia – rzekła.
– Chwileczkę.
Niebawem służąca przyniosła niewielką tackę, a na niej szklankę z napojem oraz talerzyk z owocami i drugi ze słodkimi ciasteczkami.
Anona wypiła sok, a potem skosztowała owoce i ciasteczka. Gdy skończyła, służąca odebrała od niej tacę.
– Pani wstanie, ja pomogę – odezwała się służąca.
Odstawiła tacę na stolik i podeszła do Anony.
Gdy dziewczyna postawiła bosą stopę na miękkim dywanie, stwierdziła, że już się jej nie kręci w głowie. Gdy się umyła, poczuła się lepiej. Służąca pomogła włożyć jej strojną wieczorową suknię, w której tu przybyła, i Anonie przyszło na myśl, że gospodarz może być zdumiony jej strojem, jednak przypomniała sobie, co mówił ojciec na ten temat.
„Przynajmniej w tym stroju nie wyrzucą mnie na ulicę'' – pomyślała, kiedy służąca zapinała jej bransoletkę.
Po uporządkowaniu włosów Anona przyjrzała się sobie w lustrze: wyglądała zupełnie normalnie, była tylko niezwykle blada. Przypatrywała się sobie w lustrze, obmyślając tymczasem, co ma powiedzieć. Musi być niezwykle ostrożna w słowach, żeby z niczym się nie zdradzić.
„Pomóż mi, mamo” – modliła się bezgłośnie.
Odwracając się od lustra spostrzegła, że Chinka już na nią czeka przy drzwiach.
– Panienka gotowa? – zapytała. – Ja zaprowadzić do pana.
Anonę ogarnęła chwilowa panika i już chciała powiedzieć, że źle się czuje i wróci do łóżka, lecz przemogła strach. Pomyślała o ojcu, który narażał się na niebezpieczeństwa z miłości do żony i córki. Nie mogła teraz stchórzyć i zawieść jego zaufania. Mając na nogach atłasowe pantofelki przeszła powoli przez pokój. Chinka otworzyła przed nią drzwi i obydwie wyszły z pokoju.
Służąca prowadziła Anonę chłodnymi korytarzami w stronę środkowej części budynku.
Wreszcie otworzyła drzwi i Anona weszła do wspaniałego pomieszczenia z cennymi meblami i obrazami. W pokoju stały gabloty z rzadkimi minerałami, które tak bardzo lubiła jej matka.
Były tam również liczne dzieła sztuki, które tylko jej ojciec umiałby ocenić.
W odległym końcu pokoju na krześle przypominającym tron siedział Chińczyk. Miał na sobie strój mandaryna, który dodawał mu dostojeństwa. Anona podeszła powoli w jego kierunku prowadzona przez służącą, która uklękła przed panem, dotykając czołem podłogi.
– Pani się przebudziła – powiedziała po chińsku – po bardzo długim śnie, najdostojniejszy panie.
Lin Kuan Teng spojrzał na Anonę, która złożyła przed nim grzeczny ukłon, i podniósł się z miejsca.
– Jestem zaszczycony, że zechciała mnie pani odwiedzić – rzekł poprawną angielszczyzną – tylko nie mogę odgadnąć przyczyny pani pojawienia się w moim domu.
Chińska służąca opuściła pokój.
– Ja także jestem tym zdumiona, szanowny panie – powiedziała Anona.
– Proszę, niech pani usiądzie – odezwał się Lin Kuan Teng z uśmiechem – a potem niech mi pani opowie, co się właściwie wydarzyło.
Wskazał ręką na kanapę stojącą pod otwartym oknem, co Anona przyjęła z wdzięcznością, gdyż bardzo potrzebowała świeżego powietrza, i z przejęcia trudno jej było utrzymać się na nogach. Cały czas myślała o ojcu i o tym, jak ma się zachować i co mówić.
Kanapa była bardzo wygodna. W niewielkiej odległości stał fotel, w którym zasiadł Lin Kuan Teng. Przypominał chińskiego mandaryna ze starego obrazu i Anona z trudem uświadamiała sobie, że jest żywym człowiekiem.
– Proszę mi powiedzieć, co się pani przydarzyło – rzekł, widząc jej zdenerwowanie.
– Gdy tylko się przebudziłam, stale o tym myślałam – odparła – lecz zupełnie nie wiem, co się stało.
– Jak to pani nie wie?
– Nie mogę sobie niczego przypomnieć!
Lin Kuan Teng spojrzał na nią z wielkim zdumieniem.
– Spróbujmy zacząć od początku – rzekł. – Jak się pani nazywa?
– Nie potrafię sobie przypomnieć – powiedziała po dłuższej chwili.
– A może pani wie, skąd pani przybyła?
Anona potrząsnęła głową, a potem rzekła z wahaniem:
– Coś się stało z moją głową… może ktoś mnie uderzył…
– Nie domyśla się pani, kto ani jak to się stało?
– Nie.
– Ani gdzie pani była, kiedy to się wydarzyło?
– Nie.
Twarz Lin Kuan Tenga nadal nie wyrażała żadnych emocji, lecz Anona była pewna, że jest zaskoczony.
– Należy przypuszczać, że znajdowała się pani na pokładzie statku, ponieważ znalazłem panią na mojej plaży w małej łódce.
– W łódce? – zapytała zdziwiona.
– To pani tego nie wie?
Potrząsnęła głową przecząco.
– Niech mi pani spróbuje to wyjaśnić – powiedział. – Znalazłem panią w zatoczce należącej do mojej posiadłości. Spoczywała pani w łódce na jedwabnych poduszkach, ubrana tak jak teraz.
Anona spuściła oczy i spojrzała na swoją suknię ozdobioną koronkami, falbankami i drobnymi różyczkami. Przypomniała sobie, że widząc ją na matce pomyślała, iż nigdy jeszcze nie spotkała piękniejszej kreacji. Domyślała się, że Chińczyk zdaje sobie sprawę, iż jest to rzecz bardzo kosztowna. Suknia była uszyta zgodnie z francuską modą przez najznakomitszego londyńskiego krawca Fryderyka Wortha.