Выбрать главу

Matka opowiadała, że kiedy się w niej pojawiła na balu u gubernatora, wszystkie kobiety patrzyły na nią z nie ukrywaną zazdrością.

– Lecz ojciec był bardzo ze mnie dumny – zwierzyła się matka – i tylko to było dla mnie istotne.

Obecnie, gdy Lin Kuan Teng próbował ją indagować, Anona przywoływała ojca i matkę, żeby ją naprowadzili na prawidłowe odpowiedzi.

Lin Kuan Teng usiłował dopomóc jej, żeby sobie przypomniała, dokąd się udawała i skąd pochodzi. Pytał o jej rodzinę, o ojca i matkę. Początkowo odpowiadała „nie wiem”, później patrzyła na niego bezradnie, aż Chińczyk dał za wygraną.

– Z pewnością bogowie pozwolą pani prędzej czy później odzyskać pamięć – powiedział.

– Jest to tylko kwestia czasu.

– Ale gdzie ja się do tego czasu podzieję? – zapytała Anona czując, że jest to bardzo istotne pytanie.

– W moim domu jest dużo miejsca – odrzekł Chińczyk. – Pani uroda stanie się ozdobą mojego domu.

– Dziękuję panu! – zawołała. – Już się bałam, że mnie pan wyrzuci.

– Jak mógłbym postąpić tak niegodziwie – odrzekł Lin Kuan Teng. – Wkrótce przypomni pani sobie, kim pani jest, i odeślę panią do rodziny lub przyjaciół.

– To bardzo uprzejmie z pana strony.

– A teraz – powiedział Lin Kuan Teng, wstając z fotela – chciałbym przedstawić parną mojej rodzinie. Wszyscy są pani bardzo ciekawi.

Wydaje im się, że albo spadła pani z nieba, albo wyłoniła się z morza.

– Może to i prawda – odrzekła Anona śmiejąc się. – Gdybym wyłoniła się z morza, to powinnam mieć niczym syrena rybi ogon!

Lin Kuan Teng zaprowadził ją do innej części domu, gdzie miała poznać jego rodzinę.

Idąc myślała, że sprawy układają się lepiej niż się tego spodziewała. Wydawało jej się, że słyszy, jak chwali ją ojciec.

– Dobrze się spisałaś, córeczko! Zrobiłaś dokładnie tak, jak ci przykazałem.

Lordowi Selwynowi bardzo spodobała się odziedziczona posiadłość. Szczególnie dom i jego położenie wprawiły go w zachwyt. Po lordzie Durhamie można się było spodziewać, że wybuduje rezydencję wygodną i w dobrym guście.

W istocie była to doskonała kopia angielskiego domu z połowy ubiegłego wieku. Patrząc na dom w Pinangu lord Selwyn zdawał sobie sprawę, że identyczne domy mieli jego przyjaciele w Anglii. I tu, i tam była ta sama klasyczna architektura, te same jońskie kolumny, te same wysokie okna, które tu wychodziły na plantację.

Lord Selwyn wiedział, że Lin Kuan Teng z zaciekawieniem obserwuje jego reakcje, więc kiedy dojechali do głównego wejścia, zawołał:

– To wprost nie do wiary! Nie sądziłem, że ujrzę jakby żywcem z Anglii przeniesioną kopię rezydencji pobudowanych przez któregoś z braci Adamów!

Był przekonany, że Lin Kuan Teng wie, że bracia Adamowie należeli do najznakomitszych architektów osiemnastego wieku.

– Rozumiem, milordzie, pańskie zdumienie, lecz to w istocie jest dom, który pan odziedziczył.

Pański szacowny stryj pragnął mieć tutaj siedzibę w czysto angielskim stylu.

– Jeśli tak bardzo brakowało mu Anglii – rzekł lord Selwyn – dziwię się, czemu do niej nie wrócił.

– Pański stryj zwierzał mi się kiedyś – rzekł Lin Kuan Teng. – Powiedział mi wówczas, że lata spędzone na Wschodzie sprawiły, iż czuje i myśli jak Chińczyk, i woli towarzystwo Chińczyków niż swoich rodaków. – Lord Selwyn uśmiechnął się, a Lin Kuan Teng mówił dalej: – Lecz pański stryj wciąż marzył o Anglii i dlatego zbudował ten dom.

O ile zewnętrzny wygląd domu zaskoczył lorda Selwyna, o tyle jego wnętrze było takie, jak przewidywał – całe wypełnione dalekowschodnimi dziełami sztuki. Nie mogły się wprawdzie równać z tymi, które Lin Kuan Teng posiadał w swoim pałacu, lecz wiele wyrobów z porcelany było naprawdę unikalnych.

Znajdowały się tam piękne okazy nefrytu, różowego kwarcu i górskiego kryształu, a także cenne obrazy, którymi udekorowano ściany.

Lin Kuan Teng opowiadał mu o artystach, którzy je namalowali. Umiał mu także wiele powiedzieć na temat umeblowania.

– Pański stryj korzystał z mojej pomocy przy zakupie mebli – powiedział. – Dobieraliśmy dostawców bardzo starannie i rzadko się zdarzało, żeby nas zawiedli.

Lord Selwyn zdawał sobie oczywiście sprawę, jak wielkim był szczęściarzem odziedziczywszy tak wspaniałą posiadłość. Po dokładnym obejrzeniu Durham House Lin Kuan Teng wrócił do swoich zajęć.

– Przyślę po pana powóz, milordzie – powiedział, pozostawiając lorda Selwyna pod opieką prawników, którzy mieli pokazać mu plantację.

Plantacja okazała się ogromna, lecz lorda Selwyna bardziej interesowały ogrody, które wprawdzie zdziczały nieco, lecz nadal były bardzo piękne. Rosło tam mnóstwo różnokolorowych orchidei. Lord Selwyn zwrócił uwagę na oryginalne drzewo, którego kwiaty wyrastają bezpośrednio z pnia. Wielu roślinom chciał się jeszcze przyjrzeć, lecz uświadomił sobie, że adwokaci chcą mu pokazać zbiory na plantacji. Zapewniali go, że gdyby puścił w dzierżawę całą ziemię, przynosiłaby mu ona znaczny roczny dochód. Oczywiście był zainteresowany sprawami materialnymi, lecz bardziej ciekawiły go kwiaty w ogrodzie i skarby zgromadzone wewnątrz domu.

– Jeśli interesują pana orchidee – powiedział jeden z Chińczyków – musi pan pozostać dłużej w Pinangu.

– Co ma pan na myśli? – zapytał lord Selwyn.

– Mamy tutaj osiemset gatunków tych kwiatów – odrzekł Chińczyk ze śmiechem. – W tym ogrodzie rośnie ich tylko kilka. Oto jedna z nich!

Wskazał ręką wspaniałe kwiaty zwisające z pnia drzewa.

– Muszę się zatem śpieszyć – zażartował lord Selwyn – bo inaczej spędzę tu resztę życia podobnie jak mój stryj.

Na twarzach słuchających go mężczyzn dostrzegł wyraz świadczący o tym, że bardzo by sobie tego życzyli.

„Niestety, sprawię im zawód!” – pomyślał.

Lecz głośno nic nie powiedział. Musiał przecież wydobyć od nich wiele cennych informacji.

Niech lepiej myślą, że zamierza zamieszkać na plantacji, tak jak jego zmarły stryj. Nie mógłby nawet wprowadzić się do domu natychmiast, ponieważ nie było w nim służby, a tylko dwóch dozorców. Wolał pozostać w wygodnym domu Lin Kuan Tenga.

Zjadł ze smakiem posiłek przywieziony przez Chińczyków. Następnie wysłuchał wszystkiego, co mieli mu do powiedzenia. Wręczył też hojny napiwek dozorcom, czym wprawił ich w doskonały humor. Późnym popołudniem, kiedy upał zelżał, wrócił otwartym powozem do Georgetown, rozkoszując się po drodze pięknymi widokami. Wszystko wydawało mu się nowe i nieznane: drzewa, kwiaty, ptaki. Nawet patrzenie na bawiące się przy drodze dzieci sprawiało mu radość. Starsi chłopcy wspinali się na palmy kokosowe, żeby ściąć potężne owoce.

Rozpierała go duma, że stał się właścicielem tej wspaniałej posiadłości i cieszył się na myśl, że będzie mógł podzielić się swoimi spostrzeżeniami z człowiekiem tak inteligentnym jak Lin Kuan Teng. James Stephen miał rację, że trudno byłoby znaleźć osobliwszego człowieka.

Warto było jechać aż do Pinangu, żeby spotkać kogoś takiego. Lordowi Selwynowi przyszło na myśl, że rozmowa z nim jest równie interesująca, jak rozmowa z premierem Disraelim.

„Obydwaj mają w sobie coś orientalnego – pomyślał. Są bystrzejsi, wrażliwsi i bardziej spostrzegawczy niż zwykli Anglicy”.