Piastował wiele poważnych stanowisk i był człowiekiem niezwykle bogatym.
Był już oczywiście żonaty, lecz jego żona zmarła nie obdarzywszy go potomstwem. Proponując małżeństwo córce ziemianina z Huntingdonshire lord Brambury miał nadzieję, że tym razem doczeka się syna.
Rodzicom Maisie bardzo imponowało, że ich córka zrobi taką świetną partię. Co prawda spodziewali się, że dobrze wyjdzie za mąż, ponieważ była bardzo ładna. Zamierzali zabrać ją do Londynu na tegoroczny sezon towarzyski, lecz zanim zdołali to zrobić, Maisie spotkała lorda Brambury.
Podobnie jak wielu mężczyzn przed nim lord Brambury zakochał się bez pamięci w dużo młodszej od siebie kobiecie. Tak bardzo się zaangażował, że nie słuchał wewnętrznego głosu, który ostrzegał go, że jest dla niej za stary.
Zdobycie Maisie stanowiło szczyt jego marzeń.
Była młoda, zdrowa, dobrze urodzona i wierzył, że urodzi mu upragnionego syna.
Sama Maisie niewiele miała do powiedzenia w całej tej sprawie. Zapewniono ją, że jest najszczęśliwszą dziewczyną na świecie i że tego ożenku będą jej zazdrościły wszystkie młode panny na wydaniu. I zaciągnięto przed ołtarz w kościele św. Jerzego przy Hanover Square.
Wprawdzie wyobrażała sobie zawsze, że będzie brała ślub w niewielkim kościółku w ojcowskim majątku, jednak lord Brambury był zbyt wpływową osobą i musiała liczyć się z jego zdaniem.
– Musisz zrozumieć, moja droga – mówił – że w ceremonii naszych zaślubin będzie uczestniczyć Jej Królewska Mość, politycy, dyplomaci, członkowie dworu.
Tym sposobem udało mu się przeforsować swoją wolę. Oznajmił też, że przyjęcie ślubne odbędzie się w jego wielkim domu przy Grosvenor Square, w którym zamieszkiwał od blisko trzydziestu lat. Maisie nie pytano zupełnie o zdanie. Lord Brambury wydawał polecenia, a jej rodzice spełniali je ochoczo.
Ponieważ był to najznakomitszy ślub tego sezonu, każdy chciał wziąć udział w uroczystości.
Kościół był pełen ludzi. Również tłumy pojawiły się na weselnym przyjęciu.
Ujrzawszy tam Maisie przyjaciele lorda Brambury pojęli, dlaczego tak bez pamięci się zakochał. Panna młoda wyglądała jak porcelanowa figurka. Niektórzy śmiali się ukradkiem i mówili szeptem, nie chcąc obrażać człowieka bliskiego królowej, że „w starym piecu diabeł pali”. Przyznawali jednak, że lord Brambury w całym swoim pełnym sukcesów życiu nigdy nie uczynił fałszywego kroku.
Dla Maisie zaczęło się nowe życie. Wszystkim była oczarowana, zdawało jej się jakby z pokoju lekcyjnego wkroczyła prosto w wir wielkiego świata. Ponieważ lord Brambury nalegał na szybki ślub, Maisie była wożona od jednej krawcowej do drugiej, godzinami stała i przymierzała kolejne suknie, a wieczorami odbywały się przyjęcia jedno po drugim. Lord Brambury miał bardzo liczną rodzinę i wszyscy pragnęli złożyć mu gratulacje. Spotkania, obiady, kolacje, wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie.
Rodzice Maisie byli zachwyceni, lecz Maisie w tym czasie bardzo rzadko widywała swego przyszłego męża sam na sam.
– Pojmujesz chyba, moja droga – powiedział na swe usprawiedliwienie – że zanim nadejdzie nasz miodowy miesiąc, muszę załatwić tysiące różnych spraw. – I uśmiechając się dodał: – Gdy chcę, żeby coś było zrobione dobrze, muszę sam się tym zająć.
Maisie oczywiście się z nim zgadzała, czuła nawet pewną ulgę. W istocie obawiała się tego wysokiego mężczyzny o imponującej posturze i siwiejących włosach. Zastanawiała się często, czego będzie od niej wymagał, kiedy już zostanie jego żoną. Z nikim na ten temat nie rozmawiała – matka traktowała ją jakby wciąż była małym dzieckiem, a ojciec nie taił rozczarowania, że nie urodziła się chłopcem.
Wychowywały ją całe rzesze guwernantek, z których żadna nie zagrzała dłużej miejsca w ich domu, gdyż życie na wsi wydawało im się nadzwyczaj nudne. Nigdy nie zdarzyła się okazja, by wyjechały z dziewczyną do Londynu czy do innego większego miasta.
– Bardzo mi przykro – mówiła każda pod koniec roku – ale czuję się tutaj, jakbym była żywcem pogrzebana.
Rodzice Maisie nic z tego wszystkiego nie rozumieli.
– Przecież dałam tej kobiecie bardzo piękną sypialnię! – skarżyła się matka Maisie. – A pokój lekcyjny jest także słoneczny.
Guwernantki wciąż przychodziły i odchodziły.
Każda zaczynała lekcje historii od pierwszych stron tego samego podręcznika i Maisie nigdy nie wyszła dalej jak poza dzieje Ryszarda Lwie Serce. Zresztą historia nudziła ją, podobnie jak geografia. Nauczyła się jednak nie protestować, lecz sprawiać wrażenie, jakby wszystkiego słuchała niezwykle uważnie i jakby jej szeroko otwarte oczy wyrażały zaciekawienie.
Prawie zawsze jej się to udawało.
Z takim samym wyrazem twarzy patrzyła na lorda Brambury, kiedy rozmawiał z nią jeszcze przed ślubem. Taki sam miała wyraz, kiedy po ślubie jechała z nim na stację pośród szpaleru osób obrzucających ich ryżem i płatkami róż.
Prywatna salonka lorda Brambury wiozła ich do jego rezydencji w Huntingdonshire, gdzie mieli spędzić pierwszy tydzień miodowego miesiąca.
Potem lord Brambury postanowił, że przeniosą się do pałacyku myśliwskiego w Leicestershire nie odwiedzanego od dłuższego czasu, gdyż lord Brambury od dawna już zaprzestał polować.
Pałacyk ten, zbudowany w stylu króla Jakuba, wraz z otaczającymi go setkami akrów żyznej ziemi należał do rodziny Brambury od wielu pokoleń.
– Nie wyobrażam sobie, że mógłbym się go pozbyć – mówił lord Brambury do ojca Maisie. – Pałac jest bardzo wygodny. Znajduje się na uboczu, więc nikt nas nie będzie niepokoił.
Już podczas podróży pociągiem Maisie zauważyła, że jej mąż jest dziwnie zaczerwieniony.
Ale nie zastanawiała się, jaka może być tego przyczyna. Ponieważ nigdy jeszcze nie jechała salonką, więc była bardzo przejęta podróżą.
– Czy dobrze się czujesz? – zapytała męża troskliwie, co bardzo go wzruszyło.
– Teraz już lepiej – odrzekł. – W kościele było bardzo gorąco, a jeszcze goręcej podczas przyjęcia.
Nalała mu kieliszek szampana, a on wypił go chciwie.
– Jesteś moją chlubą – powiedział z zadowoleniem – i pięknie wyglądasz!
– Miałam nadzieję, że spodoba ci się moja suknia – rzekła. – Była bardzo droga!
– W przyszłości żadna kreacja nie będzie dla ciebie zbyt kosztowna – odrzekł lord Brambury niskim głosem.
Wypił trochę szampana, po czym jego głos stał się dziwnie chrapliwy.
Pewnego dnia Maisie dokładnie opisała lordowi Selwynowi, co się wydarzyło po ich przybyciu do Brambury Hall.
– Zjedliśmy kolację – mówiła – i pomyślałam sobie, że Artur wygląda jakoś dziwnie.
Jadł bardzo mało, za to pił dużo.
Lord Selwyn słuchał bardzo uważnie, a jednocześnie przypatrywał się jej mlecznobiałej cerze. Zauważył, że jej rzęsy były niczym u dziecka – ciemne przy skórze, a jasne na końcach.
– Po kolacji poszliśmy do sypialni – rzekła Maisie z wahaniem i umilkła nagle, zaciskając dłonie.
– Nie musisz mi mówić, co było dalej, jeśli cię to krępuje – rzekł lord Selwyn delikatnie.
– Ale ja chcę, żebyś wiedział – wyznała. – Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam.
Odwróciła się, więc pomyślał, że jest bardzo zawstydzona, co wydało mu się czarujące.
– Podeszłam do łóżka – powiedziała ledwo słyszalnym głosem – położyłam się, a wówczas Artur wszedł do mojego pokoju.
Wydawało mu się, że Maisie przeżywa wszystko od nowa.
– Zbliżył się do mnie – mówiła – i właśnie kiedy miał położyć się do łóżka, z jego krtani wydobył się dziwny chrapliwy dźwięk. Wyciągnęłam ku niemu ręce, lecz on… zachwiał się i… upadł.
– Musiał doznać udaru mózgu – powiedział lord Selwyn po chwili milczenia.