Uprawy bardzo utrudniały i opóźniały bieg. Pędząc bez tchu, usłyszała z tyłu głos Higginsa:
– Proszę się nie niepokoić, panienko. Zabrałem ze sobą pistolet.
Chciała mu odpowiedzieć, że pistolet na nic się nie zda, jeśli nie zdążą na czas.
Mężczyzna, którego Wang Yen wyznaczył, żeby zabił lorda Selwyna, mógł to zrobić, zanim przybędą na miejsce. Sądziła, że posłuży się w tym celu tradycyjnym w tych stronach długim ostrym nożem. Biegła co sił naprzód, jednocześnie błagając lorda Selwyna, żeby na nią zaczekał. Widziała, jak przy moście zatrzymał się, patrząc na przepływający strumień. Była przekonana, że Malaj wciąż go popędza słowami: „Chodź, chodź!” Wyczuwała, że intuicja lorda Selwyna podszeptuje mu, że coś jest nie w porządku.
Jednak ponaglany przez Malaja zaczął iść w stronę lasu.
– Milordzie, milordzie! – zawołał Higgins.
Jego głos rozległ się donośnie, mimo to Anona nie była pewna, czy lord Selwyn go usłyszy. Biegnąc modliła się rozpaczliwie.
„Panie, zatrzymaj go! Nie pozwól, żeby zginął! Błagam Cię, ocal go!”
– Milordzie, milordzie! – wołał Higgins z całych sił.
Lord Selwyn odwrócił się i ze zdumieniem ujrzał złociste włosy Anony na tle zieleni roślin uprawnych. Przeszedł przez most i ruszył w stronę Anony, choć Malaj nie przestawał go wołać: „Chodź, chodź!”
Lecz lord Selwyn na jego ponaglenia nie zwracał najmniejszej uwagi, bo zdyszana Anona nagle znalazła się obok niego, chwytając go rękami, jakby za chwilę miała upaść.
– Co się stało? – zapytał.
– Grozi… panu… niebezpieczeństwo! -powiedziała przerywanym głosem.
Lord Selwyn podtrzymywał ją, żeby nie osunęła się na ziemię.
– Wszystko jest w porządku – powiedział spokojnie. – Jestem tutaj i nic mi nie zagraża.
– Nawet gdyby panu ktoś groził, już ja się nim zajmę – rzekł Higgins, wyjmując z kieszeni pistolet.
– Oni tam w lesie… chcą pana zabić – wyszeptała Anona.
– Skąd pani o tym wie? – zapytał lord Selwyn.
– Podsłuchałam… przypadkowo rozmowę… dwóch mężczyzn… w piwnicy!
Lord Selwyn odwrócił się i spojrzał w stronę lasu. Malaj wciąż stał w miejscu, lecz wyglądał niepewnie, jakby się zastanawiał, co powinien uczynić. Higgins patrzył na niego groźnie, zbliżył się w stronę mostu, wymachując pistoletem.
Na ten widok Malaj wydał okrzyk przerażenia i zaczaj uciekać, nie oglądając się za siebie i wkrótce zniknął z oczu. Anona stała oparta o lorda Selwyna, jej oddech był nierówny, a piersi unosiły się gwałtownie pod cienką sukienką.
– Już wszystko dobrze – powiedział delikatnie.
– Uratowała mnie pani przed jakąś niemiłą przygodą. Im szybciej wrócimy do domu, tym lepiej.
– Tak się bałam… że nie zdążymy na czas… i że pan zniknie w lesie!
– Ale przecież ostrzegła mnie pani! – starał się ją uspokoić.
– Oni mogą strzelać do pana – mówiła rozglądając się.
– A więc wracajmy do domu – rzekł lord Selwyn.
Objął ją, pomagając jej iść w stronę plantacji.
Higgins postępował za nimi, odwracając się raz po raz w stronę lasu i trzymając pistolet w pogotowiu. Kiedy znaleźli się w ogrodzie, zobaczyli powóz stojący przed głównym wejściem.
Gdy do niego doszli, lord Selwyn pomógł Anonie wejść do środka.
– Pani w jednej z sypialni na górze zapomniała kapelusza – zwrócił się do Higginsa.
– Zaraz go przyniosę – odezwał się Higgins i ruszył ku domowi.
Lord Selwyn stanął obok powozu i patrzył w kierunku lasu, jakby w oczekiwaniu, że ujrzy mężczyzn, którzy zamierzali go zabić. Dostrzegł tylko ptaki, motyle i gęstwinę świerków. Kiedy Higgins wrócił z kapeluszem Anony, odebrał go od niego i wsiadł do powozu. Nie oddał jej kapelusza, ale go rzucił na przeciwległe siedzenie.
Gdy Higgins ulokował się obok stangreta, ruszyli z kopyta. Wówczas lord Selwyn objął Anonę i przycisnął ją do siebie.
– Teraz, kochanie, powiedz mi dokładnie, co podsłuchałaś i dlaczego tak ci zależało, żeby mnie ratować.
Te czułe słowa wprawiły ją w zdumienie.
Lord Selwyn uśmiechnął się i rzekł:
– Kocham cię, ale nie odważyłem się tego wcześniej powiedzieć.
– Pan… mnie… kocha?
Dostrzegł jakby w jej oczach zapaliło się tysiąc gwiazd.
– Kocham cię! – powtórzył. – I nic na to nie mogę poradzić. Jesteś nie tylko najpiękniejszą dziewczyną, jaką dotychczas widziałem.
Wzbudziłaś we mnie uczucia, jakich nigdy jeszcze nie doznawałem wobec żadnej kobiety.
Przerwał na chwilę, a potem dodał: – Jesteś cząstką mojego ciała, żyć bez ciebie nie mogę!
– Nie mogę wprost uwierzyć… że to… prawda! – wyszeptała z uniesieniem, a po chwili dodała: – Jak pan może mnie kochać, skoro pan nawet nie wie… kim jestem?
– A jakie to ma znaczenie? – odrzekł lord Selwyn uśmiechając się. – Liczy się tylko, że cię spotkałem, a już myślałem, że nie ujrzę nigdy kogoś takiego jak ty.
– Gdy tylko pana zobaczyłam – wyznała – poczułam, że jest pan inny od mężczyzn, których widywałam dotychczas.
– Cieszy mnie to bardzo – powiedział lord Selwyn – a kiedy będziemy sami, opowiem ci o moich uczuciach dokładniej.
Patrzyła na niego rozradowanym wzrokiem.
– Kiedy zostaniesz, kochanie, moją żoną? – zapytał. – Tak bardzo chciałbym cię mieć przy sobie.
Anona spojrzała na niego, a radość zniknęła z jej twarzy.
– Nigdy! – zakrzyknęła. – Nigdy! Nie powinien pan w ogóle o tym wspominać!
ROZDZIAŁ 7
Kiedy wrócili do Georgetown, lord Selwyn cały czas rozmyślał o odpowiedzi Anony.
Był niemal pewien, że dziewczyna również go kocha, nie mógł więc pojąć, czemu odmawia poślubienia go. Nie chciał jednak w powozie dopytywać się, jaka może być tego przyczyna.
– Wrócimy jeszcze do tego tematu, mój skarbie, kiedy będziemy sami – powiedział spokojnie. – Teraz musimy się zająć tymi ludźmi, którzy planowali mnie zabić.
Czuł, że Anona drży, a jej troska o niego dawała mu pewność, że nie jest jej obojętny.
Kiedy znaleźli się w domu Lin Kuan Tenga, służący powiedzieli im, że pan odpoczywa na werandzie. Lin Kuan Teng był sam i gdy tylko ich zobaczył, zawołał:
– Witam moich szanownych gości. Przybyliście państwo wcześniej niż myślałem!
– Mamy panu do zakomunikowania coś bardzo ważnego – odezwał się lord Selwyn.
Lin Kuan Teng wskazał im krzesła, i kiedy sam usiadł na wysokim, podobnym do tronu fotelu, lord Selwyn opowiedział mu w krótkich słowach, co się wydarzyło. Chińczyk słuchał go bardzo uważnie, a gdy skończył, zwrócił się do Anony.
– Czy może mi pani powtórzyć po chińsku słowa, które pani usłyszała?
Anona zacisnęła dłonie, a potem po chińsku powtórzyła wiernie rozmowę, którą podsłuchała, kończąc słowami:
– Wang Yen znaczy Ukryte Ciało.
– Czy jest pani pewna, że takie właśnie było jego imię? – zapytał.
– Absolutnie pewna – odrzekła. – Ten mężczyzna powiedział właśnie Wang Yen. Co do tego nie mogę się mylić.
– Muszę pani powiedzieć, że nie tylko uratowała pani życie wielce szanownemu lordowi Selwynowi, ale także wyświadczyła wielką przysługę wszystkim mieszkańcom Pinangu. – Anona spojrzała na niego ze zdumieniem, a on mówił dalej: – Od dłuższego już czasu polujemy na bandę pod wodzą tajemniczego człowieka.
Domyślaliśmy się, że może nim być Wang Yen, lecz nie mieliśmy na to dowodów. – Przerwał na chwilę, a potem kończył: – Ludzie ci popełnili wiele morderstw. Sprawili też, że nasza młodzież zaczęła używać opium. – Spojrzał na lorda Selwyna, po czym kontynuował: – Nawet nam do głowy nie przyszło, że oni mogli korzystać z pańskiego domu. Teraz dopiero widzę, jak bardzo był on dla nich przydatny. To dlatego chcieli pana zabić, żeby mieć w nim nadal kryjówkę.