Maisie skinęła głową.
– To było straszne! Trudno wprost wyrazić, co wtedy przeżyłam! Doktorzy nie mogli mu nic pomóc.
Tragedia polegała na tym, pomyślał lord Selwyn, że Brambury nie umarł od razu, lecz przez pięć lat żył jeszcze, nie odzyskując przytomności. Przez te pięć lat Maisie wciąż przesiadywała przy mężu, będąc świadkiem bezsilności lekarzy, którzy starali się wzbudzić w niej nadzieję, lecz spoza ich słów wyzierała prawda, że dla jej męża nie ma ratunku.
– Wprost trudno wyrazić, jak mi przykro z twojego powodu – rzekł lord Selwyn.
– Wiedziałam, że mnie zrozumiesz – powiedziała Maisie z prostotą.
Kiedy to mówiła, lord Selwyn zapragnął wynagrodzić jej te wszystkie lata, kiedy była zmuszona marnować swoją urodę przy łożu chorego. Przecież nie widywała wówczas nikogo poza lekarzami i pielęgniarkami. Krewni męża odwiedzali dom do czasu do czasu, aby się dowiedzieć o zdrowie głowy rodziny. Dopiero kiedy lord Brambury zmarł, Maisie nareszcie poczuła się wolna, lecz nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić.
– Ojciec zasugerował mi, żebym wyjechała do Londynu – mówiła. – Początkowo byłam przestraszona tą propozycją, ponieważ nie znałam tam nikogo i bałam się, że będę się czuła osamotniona.
Opowiedziała mu dalej, że siostra lorda Brambury, również wdowa, ofiarowała się pełnić rolę jej opiekunki i przyzwoitki zarazem.
Tak więc lady Elton, dwa lata starsza od swojego brata, wprowadziła się do domu przy Grosvenor Square. Dom, który przez pięć lat był zamknięty, wkrótce ożywił się. Krewni zmarłego byli bardzo radzi, że bogata wdowa zamierza podejmować ich, a także każdego, kogo uznają za godnego przedstawienia w jej salonie. Nie musiała sama niczym się zajmować.
Krewni męża podjęli się zaangażowania dla niej służby, a sekretarz lorda Brambury, który za jego życia zarządzał nie tylko domem, ale też wszystkimi sprawami majątkowymi, czynił to nadal.
– Najbardziej się boję – wyznała Maisie lordowi Selwynowi – żebym po raz drugi nie popełniła omyłki. – Przerwała na chwilę, a potem mówiła dalej: – Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, jakim błędem z mojej strony było poślubienie mężczyzny tak znacznie ode mnie starszego, jednak gdybym wówczas powiedziała „nie”, nikt by mnie nie słuchał!
Lord Selwyn rozumiał, co miała na myśli.
Był też świadomy, że Maisie zależy na nim i że pragnęłaby bardzo, żeby poprosił ją o rękę.
Nie była w tym wypadku wyrachowana. Lord Brambury pozostawił jej spory majątek, dom w Huntingdonshire oraz dom w Londynie przy Grosvenor Square. Rodowa siedziba przeszła w ręce bratanka zmarłego, który był dziedzicem tytułu. Nie interesował się zbytnio wdową po stryju i życzył sobie, żeby opuściła dom jak można najszybciej. Zrobiła to chętnie, ponieważ od dnia ślubu kojarzył jej się ze śmiercią.
Dopiero po sześciu miesiącach pobytu w Londynie Maisie spotkała lorda Selwyna, który słyszał o niej wprawdzie, lecz zbytnio nie interesował się jej osobą. Mówiono mu, że jest bardzo ładna, lecz to samo dawało się powiedzieć o innych kobietach. Zwłaszcza o tej, z którą ostatnio był związany. Kiedy w końcu został przedstawiony Maisie, zaintrygowała go historia jej małżeństwa. Ludzie wiele plotkowali na ten temat. Mówiono mu także, że jej salon słynie w Londynie, a ona znakomicie pełni rolę gospodyni. Gdy ją ujrzał w tej roli po raz pierwszy, chciał się roześmiać: wydała mu się taka maleńka i dziecinna, kiedy tak stała na szczycie schodów, witając przybywających gości.
Sądził, że opowiadający mu o niej żartował.
Kiedy jednak spojrzała na niego swoimi błękitnymi dziecięcymi oczami, poczuł się jakoś dziwnie.
„Ona w istocie jest oryginalna!” – pomyślał.
Ludzie wiele mówili o jej małżeństwie, które w rzeczywistości nie zostało skonsumowane.
Wdowa, a jednocześnie dziewica! – powiadali o niej ze śmiechem. – Już sam zbieg okoliczności jest intrygujący!
Lord Selwyn otrzymywał od niej jedno zaproszenie za drugim. Uświadomił sobie, że lady Brambury wpisała go na listę swoich stałych gości. Dopiero kiedy zaprosiła go na kolację, w której miały wziąć udział jeszcze tylko dwie osoby, pojął, do czego zmierza.
Zaproszeni goście, ludzie w starszym wieku, wkrótce się ulotnili. Natomiast oni przesiedzieli we dwoje w eleganckiej bawialni aż do północy.
Gdyby go zaprosiła w taki sposób inna kobieta, lord Selwyn wiedziałby dokładnie, jak zakończy się taki wieczór. Lecz Maisie wprawiała go w zakłopotanie. Czuł, że gdyby zaproponował, że zostanie jej kochankiem, byłaby zaszokowana. Mogłaby nawet nie zaprosić go więcej, a do tego zdecydowanie nie chciał dopuścić. Jednocześnie był świadom jej ukrytych pragnień i bał się wpaść w zastawione przez nią sidła.
– Stanowczo nie zamierzam się żenić! – mówił do siebie, jadąc do domu.
Żegnając się z Maisie pocałował ją w rękę.
Uniosła ku niemu swoją dziecięcą twarzyczkę, a głos wewnętrzny podpowiedział mu, że gdyby pocałował ją w usta, byłoby to odczytane jako propozycja małżeństwa. Poczuł niemal ulgę, kiedy następnego dnia minister spraw zagranicznych zaproponował mu wyjazd do Paryża w poufnej misji.
Ponieważ wykazywał wielkie uzdolnienia dyplomatyczne, proszono go niejednokrotnie, żeby podjął się załatwienia spraw, które innym się nie udały. Odnosił sukcesy tam, gdzie zawodzili zawodowi dyplomaci. Bardzo go to bawiło, gdyż lubił wyostrzać swój umysł w pojedynkach z ludźmi słynącymi z inteligencji i bystrości. Znał przy tym biegle kilka europejskich języków.
W ostatnich latach spędził sporo czasu w Austrii, w Rzymie, a ostatnio w Paryżu. Z każdej z tych podróży wracał jako zwycięzca i lord Clarendon zwykł był mawiać:
– Co ja bym zrobił bez ciebie, Selwyn!
Myślę, że zamiast tracić czas w towarzystwie głupich i ograniczonych kobiet powinieneś siedzieć na moim miejscu.
– Boże broń! – odrzekł, unosząc ręce w geście przerażenia. – Nie zamierzam mieszać się do polityki, a podejmuję się tych misji tylko dlatego, że sprawiają mi przyjemność.
Ostatnia podróż – z powodu Maisie – nie sprawiła mu takiej radości jak poprzednie. Nie był w stanie cieszyć się atmosferą podbojów miłosnych, z jakiej słynął Paryż. Wciąż przed oczami jawiła mu się Maisie, czysta i nietknięta.
Pomyślał, że zapewne pewnego dnia jakiś mężczyzna nauczy ją miłości, bo przecież nie będzie czekała na to wiecznie.
Lord Selwyn był przekonany, że wystarczy jedno słowo, a już znalazłaby się w jego ramionach.
Mógłby wówczas całować jej usta, których, jak sądził, nikt jeszcze nie całował. Problem polegał tylko na tym, czy wypowie magiczne słowa, na które czekała. „Czy zechcesz zostać moją żoną?” Wydawało mu się, jakby odgrywał główną rolę w sztuce. Ceną, jaką musiał zapłacić za rękę księżniczki, była jego wolność.
W końcu się zdecydował. Prawdę mówiąc, nigdy przedtem nie spotkał kobiety, z którą chciałby się żenić, i zaczął już wątpić czy pozna osobę bardziej odpowiednią. Pragnął pojąć za żonę kobietę, która nie należała przedtem do innego mężczyzny. Nawet przez myśl mu nie przechodziło, że matką jego dzieci mogłaby zostać kobieta niestała i niewierna. Kiedy romansował z mężatkami, matkami dzieciom, nie opuszczało go poczucie winy. Nie umiał tego wyrazić słowami, lecz czuł, że kobiety zdradzające mężów kalają swą godność. Czy byłby jednak usatysfakcjonowany, gdyby ożenił się z osiemnastoletnią debiutantką? Przecież taka dziewczyna wie nie więcej niż jej guwernantki, które nie grzeszą erudycją!
Maisie nie mogła podróżować, ponieważ musiała opiekować się chorym mężem, lecz mogła czytać książki. Wiedział, jak wspaniała biblioteka znajdowała się w Brambury Hall.