Выбрать главу

– Zabiorę ją do tych wszystkich miejsc, o których tylko czytała – powiedział do siebie.

– Pokażę jej katedrę Notre Dame w Paryżu, Koloseum, Partenon i egipskie piramidy.

Był przekonany, choć nigdy nie mówił z nią na ten temat, że będzie zachwycona tymi miejscami podobnie jak on. Może tak jak i on przeżyje oglądając te miejsca i budowle duchowe uniesienie. Zwykli turyści zazwyczaj nie byli zdolni do takich odczuć. Lord Selwyn był bardzo dumny, że podobnie jak Chińczycy umiał dojrzeć drugie dno wszystkich rzeczy.

– Zobaczę się z nią jutro – pomyślał.

Przyczyna jego niecierpliwości była oczywista.

Czemu Paryż tym razem wydał mu się zimny, nudny i pospolity? I czemu on sam był taki niespokojny? Maisie! Maisie! Widział ją wszędzie, gdziekolwiek spojrzał. Wszędzie prześladował go jej głos.

Powóz francuskiego dyplomaty zatrzymał się przed jego domem.

– Dziękuję, że mnie pan podwiózł – powiedział lord Selwyn do Francuza. – Jestem panu niezmiernie wdzięczny.

– Poznanie pana sprawiło mi wielką radość – odparł Francuz. – Należę do osób, które szczerze pana podziwiają.

Lord Selwyn uśmiechnął się. Wchodząc do domu zauważył, że lokaj patrzy na niego ze zdumieniem.

– Nie spodziewaliśmy się waszej lordowskiej mości tak wcześnie! – zawołał.

– Nie miałem czasu, żeby powiadomić pana Stevensa o moim wcześniejszym powrocie – odparł lord Selwyn. Mam jednak nadzieję, że szef kuchni przygotuje dla mnie coś smacznego.

– Ma się rozumieć, milordzie. Cieszymy się, że jest pan już wśród nas.

Lord Selwyn udał się do biblioteki, gdzie w otoczeniu książek stało jego biurko. Na nim, tak jak przewidywał, leżały całe stosy korespondencji.

Pomyślał, że odpowiedzenie na nią zajmie mu zapewne wiele pracy, i zaczął się zastanawiać, kiedy powinien odwiedzić Maisie – dziś wieczorem czy dopiero jutro. Postanowił, że zaczeka do jutra. Być może urządza dziś przyjęcie lub też jest już gdzieś zaproszona.

Mógłby zepsuć jej plany, pojawiając się niespodzianie.

– Jutro rano wyślę do niej bilecik! – po- stanowił. – Zaproponuję kolację sam na sam.

Domyśli się, co się za tym kryje.

Zaczął się zastanawiać, jakie kwiaty zamówić dla dekoracji stołu, kiedy do pokoju wszedł jego sekretarz pan Stevens.

– Jak to miło pana widzieć, milordzie! – zawołał.

– Udało mi się załatwić w Paryżu sprawy wcześniej, niż się spodziewałem – wyjaśnił lord Selwyn.

W tej chwili drzwi się otworzyły i ukazał się w nich lokaj z butelką szampana. Postawił tacę na stoliku, nalał kieliszek. Lord Selwyn pijąc trunek pomyślał w duchu, że spełnia toast za pomyślną przyszłość i skierował wzrok na blat biurka.

– Widzę, że czeka mnie dużo pracy – powiedział do pana Stevensa.

Sekretarz skinął głową twierdząco.

– Nie jest jeszcze tak tragicznie – powiedział.

– Wiele z tych listów to zaproszenia.

Jest także list od Jej Królewskiej Mości. Pragnę jednak zwrócić uwagę na jedno pismo, które wymaga natychmiastowej odpowiedzi. Jest bardzo ważne.

– Ważne? – zapytał lord Selwyn, unosząc brwi. – Cóż to takiego?

– Dotyczy pańskiego stryjecznego dziadka, milordzie.

– Mojego stryjecznego dziadka? Którego?

– Lorda Durhama.

Lord Selwyn patrzył w zdumieniu na sekretarza.

– Lorda Durhama? Nie widziałem go od lat! Myślałem, że już nie żyje.

– Właśnie zmarł niedawno, milordzie. Miał osiemdziesiąt dziewięć lat.

– Chyba musiał mieć coś koło tego – zauważył lord Selwyn. – O ile mi wiadomo, mieszkał poza krajem.

– Tak, milordzie, mieszkał na wyspie Pinang.

– Już sobie przypominam! – zawołał lord Selwyn. – Lord Durham piastował przez wiele lat w Hongkongu urząd sędziego. Po przejściu na emeryturę odmówił powrotu do kraju.

– Tak właśnie było, milordzie.

– Rodzina mojego stryjecznego dziadka zamieszkała w Anglii uważała, że postępuje nierozważnie, nie wracając do swoich – rzekł lord Selwyn. – Podobno w jednym ze swoich listów oświadczył, że uważa Wschód za swój prawdziwy dom i wszędzie indziej czuje się obco.

Pan Stevens odszukał list na biurku i podał go lordowi Selwynowi. List został nadany w Georgetown na wyspie Pinang, pochodził od chińsko-angielskiej firmy adwokackiej i informował lorda Selwyna o śmierci jego stryjecznego dziadka lorda Durhama i o tym, że zmarły pozostawił mu w testamencie dom i plantację, a także pokaźną sumę pieniędzy.

List kończył się zdaniem, że prawnicy czekają na jego instrukcje odnośnie spadku. Najlepszym proponowanym przez nich rozwiązaniem byłoby osobiste pojawienie się na wyspie i obejrzenie majątku. Lord Selwyn przeczytawszy Ust do końca spojrzał na pana Stevensa.

– A to dopiero niespodzianka! – zawołał.

– Nigdy bym nie przypuszczał, że stryj Edward umieści mnie w swoim testamencie! – Uśmiechnął się ironicznie, a potem dodał: – Bóg raczy wiedzieć, co ja pocznę z plantacją na wyspie Pinang.

Wysepka leżała w niewielkiej odległości od Półwyspu Malajskiego. Było to miejsce, którego nigdy nie zamierzał odwiedzać. Był wprawdzie w Indiach, a przebywając tam myślał o pojechaniu do Singapuru, lecz wrócił prosto do domu. Tyle spraw czekało na niego w Anglii, że nie chciał tracić czasu na podróże po Dalekim Wschodzie.

– Czemu właściwie mój stryj osiedlił się na Pinangu? – zapytał głośno samego siebie.

– Wyspa jest bardzo malownicza, a ponadto leży w świetnym punkcie handlowym – usłyszał odpowiedź pana Stevensa.

Ale lord Selwyn go nie słuchał. Odłożył pismo na biurko, gdzie obok stosu zaproszeń zauważył list adresowany kobiecą ręką.

W pierwszej chwili pomyślał, że może jest od Maisie. Pan Stevens ściśle przestrzegał jego instrukcji i nie otwierał listów prywatnych, prawie nigdy się nie pomylił. Kiedy lord Selwyn wziął list do ręki, przekonał się, że nie był to charakter pisma Maisie. Koperta była zalakowana, więc wiedziony ciekawością otworzył ją natychmiast. Wewnątrz znajdowała się kartka bez nazwiska i adresu nadawcy.

Zaczął czytać:

Proszę nie dawać wiary zwodniczym błękitnym oczom i kłamliwym słowom. Jeśli chce się Pan dowiedzieć prawdy, proszę poczekać przy szeregu stajen na tyłach pewnego domu przy Grosvenor Square.

Życzliwa

Lord Selwyn spoglądał na kartkę w osłupieniu.

Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się otrzymać anonimowego listu. Domyślił się od razu, o kim była w nim mowa. Przyszło mu do głowy, że tylko kobieta mogła zaatakować drugą kobietę w sposób tak niski i przewrotny.

– Kiedy nadszedł ten list? – zapytał pana Stevensa.

– Nie przesłano go pocztą, lecz wrzucono do skrzynki.

Teraz dopiero lord Selwyn zauważył, że na kopercie nie było znaczków pocztowych.

– Czy życzy pan sobie jeszcze czegoś, milordzie? – zapytał pan Stevens.

– Nie, dziękuję.

Lord Selwyn włożył list do koperty i schował go do kieszeni. – Myślę, że reszta korespondencji może poczekać do jutra – powiedział po chwili wahania. – Teraz zamierzam się wykąpać.

I wyszedł z biblioteki. Pan Stevens patrzył w ślad za nim z niepokojem. Był pewien, że list pochodził od kobiety, i że nie wróży nic dobrego.

– Zawsze kobiety są źródłem kłopotów! – powiedział do siebie i wziął do ręki list z Pinangu.

ROZDZIAŁ 2

Lord Selwyn wrócił do domu po wizycie u lorda Clarendona, któremu zdał sprawę ze swojej misji w Paryżu. Po drodze nie kontaktował się z żadnym ze swoich przyjaciół. Kiedy znalazł się sam w bibliotece, przeczytał jeszcze raz list, który mu przysłała „Życzliwa”.