Kapitan Ranson początkowo służył w Królewskiej Marynarce, później przeniósł się do Kompanii Wschodnioindyjskiej. Przez kilka lat dowodził statkami handlowymi, gdyż w tym okresie Singapur był bardzo ożywionym ośrodkiem handlu. Anona zauważyła, że w ostatnich czasach ojciec częściej pojawiał się w domu, lecz nigdy nie wiedziała, kiedy to nastąpi.
Nagle słyszała jego głos i biegła, żeby go powitać.
– Tatku, nareszcie jesteś znowu w domu! – wołała. – Jak to cudownie! Myślałam, że wiele tygodni minie, zanim cię znów zobaczę!
– Bardzo mi ciebie brakowało, mój skarbie! – mówił ojciec. – Co robiłaś przez cały ten czas?
Ponieważ jej życie było bardzo jednostajne, nie wiedziała, co odpowiadać. Wolałaby usłyszeć raczej coś o zajęciach ojca, lecz on nie lubił mówić o sobie.
– W pracy koncentruję się na moich zadaniach – powiadał – a w domu chciałbym usłyszeć, co u ciebie słychać.
Ponieważ w domu pośród palm działo się tak niewiele, Anona zaczęła czytać książki, żeby mu sprawić przyjemność swoim opowiadaniem.
Ojciec zamawiał w Singapurze wszystkie nowości. Domagał się, żeby każdą nową książkę przychodzącą do biblioteki przysyłano Anonie. On sam niewiele miał czasu na lekturę.
Dlatego opowiadała mu własnymi słowami treść każdej nowo przeczytanej książki i często dyskutowali na temat przedstawionych w nich zdarzeń.
W ostatnich miesiącach Anona koncentrowała się niemal wyłącznie na lekturach o tematyce politycznej i historycznej. Przekonała się, że ojciec posiada rozległą wiedzę na ten temat, szczególnie w sprawach dotyczących Dalekiego Wschodu, gdzie mieszkali. Rozmawiali więc o Indiach, Birmie, no i oczywiście o Chinach.
Poznali tu wielu Chińczyków, w Singapurze mieszkało ich sporo, i ciągle ten kraj wydawał im się bardzo zagadkowy. Anonę zawsze intrygowały i zadziwiały tradycyjne chińskie obrzędy i obyczaje.
Ojciec opowiadał jej często wieczorami o wierzeniach Chińczyków, o ich stosunku do przodków i czci, jaką im oddawali, a także o ich darze dostrzegania drugiego świata poza tym widzialnym. Ażeby zilustrować swe wywody, ojciec następnym razem przywiózł dwa stare i zapewne bardzo cenne chińskie obrazy. Powieszono je na ścianie w salonie i Anona często przyglądała się im starając się zrozumieć, co artysta chciał przedstawić. Była przekonana, że mają one również znaczenie duchowe, pozazmysłowe.
Na jednym z nich widniały kwiaty i strumienie, a ponad nimi chmury stanowiące górną granicę dla zwykłego świata. W tych ramach rozgrywa się nasza codzienność. Natomiast szczyty gór ponad chmurami symbolizowały coś zupełnie innego. Nie wiedziała tylko, co to takiego.
– Może pewnego dnia zrozumiem, co to wszystko oznacza – mówiła do siebie.
Jednocześnie bardzo chciała, żeby ojciec przyjechał i dopomógł jej w rozwiązywaniu dręczących ją problemów. Nie pozwalała nigdy malajskim służącym, żeby odkurzali piękne kawałki nefrytu, które matka rozmieściła w salonie w specjalnych gablotach. Tych nefrytowych skarbów wciąż przybywało. Kiedy Anona dotykała zielonego jak woda morska nefrytu przypominała sobie, że minerał ten ma podobno własność odpędzania złych myśli.
– Jak mogłabym mieć złe myśli, przebywając w tak pięknym otoczeniu? – zapytywała samą siebie.
Jednocześnie gładziła nefrytowe cacko, przypominając sobie także, że Chińczycy wierzą w twórczą siłę nefrytu.
– Czy ja mam taką siłę? – zastanawiała się.
Wiedziała z pewnością, że ojciec ją posiada i roztacza dokoła niczym aurę. Tę siłę wyczuwał zapewne każdy, kto się z nim zetknął.
– Pewnie marynarze służący na twoich statkach bardzo cię kochają, tatku – powiedziała raz do niego.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytał.
– Nie mam na myśli tego, co robisz czy mówisz, bo zawsze jesteś miły, lecz coś takiego, co emanuje od ciebie ku innym ludziom, co można porównać z promieniem słonecznym.
Ojciec roześmiał się.
– Dziękuję ci, kochanie, za miłe słowa – powiedział – lecz kiedy jestem zły, przypominam raczej błyskawicę i ludzie się mnie boją.
Anona otoczyła ramionami jego szyję.
– To niemożliwe, żeby się ciebie bali, tatku – rzekła. – Ja cię tak kocham.
– Ja także cię kocham, mój skarbie. I dlatego tak ciężko pracuję, żebyś się mogła czuć bezpiecznie.
Spojrzała na niego zdumiona.
– Jestem tutaj całkiem bezpieczna pod opieką Czanga i jego rodziny.
Malajscy służący mieszkali w skleconej z bambusa chacie stojącej na brzegu morza. Wszyscy pracowali, razem ze swoim ojcem doglądając domu i ogrodu. Mając ich obok siebie Anona nie czuła się nigdy samotna. Nawet najmłodsze trzyletnie dziecko siedząc na ziemi wyrywało chwasty. Wyglądało tak uroczo, że Anona nie mogła się powstrzymać, żeby go nie wziąć na ręce jak lalkę.
Przechodziła właśnie obok malca niosąc orchidee. Zamierzała umieścić je w wysokim szklanym wazonie, który matka przywiozła z Singapuru, i postawić w salonie. Dochodząc do domu zatrzymała się. Zdawało jej się, że słyszy głos ojca. Pomyślała jednak, że to niemożliwe.
Przecież dopiero przed czterema dniami wyjechał po tygodniowym pobycie. Znów usłyszała wołanie:
– Anona! Anona!
– Tatko! – zawołała i wbiegła do domu przez otwarte drzwi werandy, rzucając bukiet kwiatów na najbliższy stolik.
Podbiegła do frontowych drzwi, skąd dochodził głos ojca. To był on. Stał właśnie w drzwiach. Wyglądał niezwykle przystojnie.
Ponieważ było gorąco, był bez marynarki.
Gdy ją zobaczył, zdjął czapkę i wziął córkę w ramiona.
– Tatku! Wróciłeś! – zakrzyknęła. – Wprost wierzyć mi się nie chce, że jesteś już z powrotem!
– Tak, wróciłem – rzekł ojciec zmienionym głosem – gdyż mam ci do zakomunikowania coś bardzo ważnego. Gdzie pani Boynton?
– Nie ma jej, tatku.
– Jak to nie ma? – zapytał.
– Wczoraj dostała wiadomość z Singapuru, że jej córka urodziła przedwcześnie dziecko.
– Więc jesteś sama!
– Ale jestem bezpieczna – odrzekła. – Czang śpi teraz w domu, a przez cały dzień kręci się tu jego rodzina.
Pomyślała, że ojciec nie będzie zadowolony z wyjazdu pani Boynton, ale on nieoczekiwanie rzekł:
– To nawet dobrze się składa.
Spojrzała na niego zdumiona, lecz nie usłyszała wyjaśnienia, co miał na myśli.
– Od wczoraj nie miałem niczego w ustach – powiedział. – Niech Czang przygotuje mi coś do jedzenia.
– Oczywiście, tatku, ale czemu tak długo nic nie jadłeś?
Ojciec nie odpowiedział. Ponieważ nawykła do spełniania jego poleceń, pobiegła do kuchni.
Czang właśnie zmywał talerze po śniadaniu.
– Pan wrócił – rzekła. – Jest bardzo głodny. Zrób mu szybko coś do jedzenia.
– Pan z powrotem? – powiedział Czang swoją śmieszną angielszczyzną. – To dobrze.
Szybko przynieść jedzenie.
– Świetnie – rzuciła w jego stronę Anona i pobiegła do ojca.
Stał w salonie, patrząc na ogród. Podeszła do niego i ujęła go za rękę.
– Co się stało, tatku? Czemu jesteś zmartwiony?
– Jestem bardzo zmartwiony, mój skarbie – odrzekł. – Opowiem ci o wszystkim, kiedy już Czang przyniesie mi coś, żebym mógł się posilić.
– Właśnie coś dla ciebie przygotowuje w kuchni – powiedziała. – Myślę, że chciałbyś się też czegoś napić.