– Dziękuję. Prawdę mówiąc, nie mam zamiaru wścibiać nos w nie swoje sprawy. Chyba byłoby dla mnie lepiej, gdybym nie znał większości szczegółów…
Braun przytaknął.
– Pomyślałem jednak, że jeśli poznasz głębiej istotę sprawy, być może ułatwi ci to prowadzenie poszukiwań i natchnie kreatywnymi pomysłami.
– Skoro tak uważasz – odparł Amerykanin niepewnie. – Jak najbardziej.
– Czy w ciągu minionych miesięcy zastanawiałeś się, co może znajdować się w szkatule, której szukasz? – zapytał kardynał. – I jak jej zawartość może potwierdzić autentyczność całunu Zofii i jej prawdziwą rolę jako Mesjasza? W końcu rozmawiamy o wydarzeniach sprzed blisko siedemnastu stuleci… Wojny, krucjaty, polityczne wstrząsy… jak można udowodnić coś z tamtego okresu, nie żywiąc przy tym uzasadnionych wątpliwości?
– Zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że wolałbym tego nie wiedzieć – odparł.
Braun uśmiechnął się.
– Być może dla ciebie, jako członka tego Kościoła i człowieka wierzącego, byłoby lepiej nie wiedzieć. Jesteś jednak żołnierzem Boga, zatem uważam, że szczegóły dopomogą ci w twoich poszukiwaniach.
Oczy Amerykanina wytrzymały wzrok kardynała, po dłuższej chwili przytaknął z ociąganiem.
– Historia jest pełna dowodów – zaczął Braun. – Zacznij my zatem od 310 roku naszej ery, kiedy Zofia to przyszła na świat w kupieckiej rodzinie z maleńkiej anatoliskiej osady, najprawdopodobniej jako dziecko z nieprawego łoża najstarszej córki kupca. Okoliczności związane z jej narodzinami nie są bliżej znane. Rodzina dokładała starań, by utrzymać w tajemnicy przyjście na świat nieślubnego dziecka, a czyniła to skutecznie przez trzynaście lat. Dziewczynce nigdy nie pozwolono wychodzić poza granice rozleglej posiadłości; nigdy nawet nie kontaktowała się ze służbą. Oczywistym wytłumaczeniem takiej tajemnicy byłby wstyd, dzięki jednak pamiętnikowi prowadzonemu przez matkę dziewczynki wiemy, że prawdziwe powody wiążą się z nadprzyrodzonymi zdarzeniami, jakie miały miejsce począwszy od połowy okresu ciąży.
– Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa matka dziewczynki, będąc w stanie brzemiennym, zaczęła głosić proroctwa, z których wszystkie dotyczyły prozaicznych sytuacji dnia codziennego, w tym również związanych z kupiecką profesją ojca. Wszystkie przepowiednie spełniły się co do joty.
– Po narodzinach dziecka, ludzie, którzy kąpali niemowlę lub nosili je na rękach, także otrzymywali przejściowe zdolności wieszczenia. Fakt, że Zofia nie została zgładzona nie tylko z powodu pochodzenia z nieprawego łoża, ale także ze względu na opętanie przez demony, dowodzi, że rodzina wiedziała więcej o niezwykłości towarzyszącej przyjściu na świat dziewczynki, niż miała odwagę ujawnić w zapisie.
– Więcej? – zapytał zaintrygowany Amerykanin. – Na przykład?
– Być może dysponowali pewnymi poszlakami lub wskazówkami na temat boskiego pochodzenia dziewczynki. – Spojrzał z wahaniem na Amerykanina. – Ale jest to tylko spekulacja, a chciałbym się w tej rozmowie trzymać wyłącznie tego, co możemy udowodnić.
Amerykanin przytaknął.
– Wiara w zabobony w tamtych czasach, nawet bardziej niż obecnie, potrafiła doprowadzać do aktów przemocy. Opętanie przez demony oznaczało szybką śmierć z rąk któregoś z sąsiadów. Żeby zatem mieć pewność, iż plotka o córce nie rozniesie się po okolicy, a tym samym nie zagrozi jej samej i reszcie rodziny, dziewczynkę wychowywano w całko witej izolacji.
Jednak ściany i zamknięte drzwi nie stanowiły przeszkody dla rozwoju Zofii. W wieku trzynastu lat dziewczynka pokazała się u boku dziadka na targowisku. Zdarzenie to zostało potwierdzone w relacjach dwunastu mężczyzn. Zgodnie z ich przekazami, dziewczynka ich zahipnotyzowała, przemawiając niczym dorosły i tak dobierając słowa, że jej przemowa stała się kazaniem. Mężczyźni byli nią zauroczeni i zafascynowani. Przerażony dziadek przegonił ją do domu, obawiając się o swoje życie i swój stragan, a także o życie córki i reszty rodziny. Jednak do przejawów gwałtu i przemocy wcale nie doszło. W rzeczywistości zdarzyło się coś odwrotnego. Mężczyźni z targowiska opowiadając o zdarzeniu, byli w błogich nastrojach i całkowicie spokojni. Obdarzyli Zofię głęboką sympatią i wyrazili wolę oglądania jej częściej. Wkrótce stała się w osadzie prawdziwą osobistością, zaczęła też zdobywać wyznawców. Potem nastąpiły pierwsze przypadki uzdrowień.
– Czy naprawdę wierzysz w to? – zapytał zdumiony Amerykanin.
Braun przytaknął.
– Nie mam wyboru. Dokumenty są zbyt przytłaczające, że by nie dawać… jak zresztą zaraz się przekonasz. Rozważmy choćby przypadek Valeriusza Daia – pierwszy jej cud. W 285 roku naszej ery wcielony przymusowo do służby w armii rzymskiej, w 295 roku, za czasów cesarza Dioklecjana, został wysłany do Mezopotamii. Rok później Narses, władca Persji, rozgromił rzymskie legiony pod wodzą Galeriusza. Liczne relacje opisują szeroko losy Valeriusa Daia. Jego prawa noga została okaleczona i w efekcie sparaliżowana, co spowodowało, że został uznany za trwale niezdolnego do dalszej służby wojskowej.
Ślad pojawia się ponownie w małej osadzie niedaleko Smyrny, w której mieszkała Zofia. Z rozkazu jednego z cesarskich generałów, część podatku płaconego przez mieszkańców na rzecz Rzymu zamieniono w swego rodzaju fundusz rentowy. Nieduże kwoty wypłacano żołnierzom, którzy odnieśli rany, walcząc w imię cesarstwa. Była to pierwsza próba stworzenia funduszu rentowego dla weteranów. W każdym bądź razie imię Valeriusa Daia pojawiło się w zwojach dotyczących tej osady w roku 297 naszej ery. Potem w 323 roku, w dokumentacji pojawia się niezwykły wpis, dotyczący wstrzymania wypłat z tego funduszu, ze względu na „nadzwyczajne okoliczności, w rezultacie których porażona noga Valeriusa Daia ozdrowiała”.
Braun przerwał na moment, chcąc, by sens jego słów dotarł do rozmówcy. Uchwycił spojrzenie Amerykanina i pochylił się do przodu.
– Po prostu dotknęła jego nogi. Dotknęła i był zdrów jak ryba. Autorem relacji o tym cudzie jest miejscowy skryba, ale jesteśmy też w posiadaniu źródeł pochodzących z administracji wojskowej oraz finansowej, które to potwierdzają.
Znów zrobił pauzę.
– Istnieją również inne źródła. Rzymianie okazali się nie zwykle pedantyczni, jeśli chodzi o tworzenie i przechowywanie wszelkiego rodzaju dokumentacji. Do tego dochodzą relikwie i artefakty, które obecnie uchodzą za absolutnie wiarygodne źródła również skrupulatnie opisane i udokumentowane przez władze cywilne.
W pokoju zrobiło się chłodno i po raz pierwszy od momentu, kiedy Braun rozpoczął swój niezwykły monolog, Amerykanin zwrócił uwagę na to, że w gabinecie zapanował zmrok. Wstrząsnęły nim dreszcze.
– Ale wracając do tych wszystkich źródeł. W jaki sposób zdołały przetrwać przez siedemnaście stuleci?
W Watykanie jest budynek, w którego piwnicach znajduje się 65 kilometrów półek wypełnionych woluminami, pergaminami, glinianymi płytkami, tajnymi dokumentami oraz manuskryptami najwyższej rangi i znaczenia. Tam właśnie Kościół przechowuje m.in. sprawozdania z procesów czarownic, listy Joanny d’Arc, oryginalny rękopis z procesu Galileusza, petycję siedemdziesięciu angielskich lordów wnoszących błagania o unieważnienie małżeństwa Henryka VIII z Katarzyną Aragońską, dokumenty z wypraw krzyżowych, opisy skandalicznego życia prowadzonego przez mniszki z Monza, przekazy na temat proroctw, które już się spełniły oraz tych, które dopiero mają się spełnić. W L’Archivo Segreto Vaticano – Tajnym Archiwum Watykanu przechowywane są miliony dokumentów.
Znów przerwał na moment, jak gdyby przekładanie myśli na słowa sprawiało mu zbyt wielki ból.