Выбрать главу

Zoe przerwała i na chwilę znów przymknęła oczy.

– Bluza dresowa z oderwanymi rękawami, poplamiona farbami, dosłownie pękała w szwach. Był w krótkich spodenkach, które ledwie zasłaniały jego bajecznie umięśnione nogi. Na ramiona zarzucił ręcznik. Otworzyła oczy i spojrzała na Thalię. – W środku, za progiem, zobaczyłam zestaw hantli i ciężarków ustawiony na wydeptanej drewnianej podłodze. Całe jego ciało błyszczało perlistymi kropelkami potu.

– Sądząc po brzmieniu twego głosu, byłaś jak rażona piorunem.

– Och tak – przytaknęła Zoe, uśmiechając się nieśmiało. – Naprawdę. Podziałał na mnie elektryzująco. Poczułam się nagle tak, jakby reszta świata przestała istnieć. Być może sprawił to zapach potu albo widok tego perfekcyjnego ciała, ale rzeczywiście trafił mnie grom z jasnego nieba. Nagle poczułam, że robię się wilgotna. Miałam dwadzieścia lat i nigdy wcześniej nie byłam tak totalnie powalona na ziemię.

Jej wzrok spoglądał gdzieś w przestrzeń.

– I co dalej? – ponaglała Thalia.

– Byłam do tego stopnia zbita z pantałyku, że upuściłam obydwa płótna. Hałas spłoszył urok chwili. Kiedy Erik spojrzał w dół, zorientował się, po co przyszłam. Pochylił się, wziął obrazy, potem zatrzasnął mi drzwi przed nosem.

– Co oczywiście w żaden sposób nie zniechęciło ciebie?

– Naturalnie że nie. Całkowicie mnie zauroczył. Bez przerwy o nim myślałam. Przed pójściem do pracy i po powrocie z niej – i niemal w trakcie każdej przerwy na lunch. Przesiadywałam w małym barze po drugiej stronie kanału, naprzeciwko jego pracowni, i czekałam, aż wyjdzie. Wkrótce zorientowałam się, jacy ludzie do niego przychodzili: dostawcy, ludzie, których przywozili ich szoferzy, właściciele drogich wozów. Zdałam sobie sprawę, że wcale nie był kolejnym przymierającym głodem artystą. No i jeszcze zakochałam się w jego obrazach.

– Przed czy po tym, jak hormony wzięły górę w twoim życiu?

– Przed… i o wiele bardziej po – odpowiedziała Zoe. – Tak czy owak, kiedy wychodził z budynku, szłam za nim.

– Śledziłaś go.

– Można tak to ująć. Ale po tygodniu zdałam sobie sprawę, że każdego dnia około ósmej wieczór wychodził na kolację do niewielkiej indonezyjskiej knajpki ńjsiafel przy Rembrandtsplein. A robił to z regularnością zegarka.

– I nagle odkryłaś w sobie zamiłowania do indonezyjskiej kuchni.

– Prawdę mówiąc, jest wyborna. Pierwszego wieczora byłam już w środku, kiedy przyszedł. Spojrzał na mnie gniewnie i wyszedł. Następnego wieczora udawał, że mnie nie widzi, i poprosił o stolik położony jak najdalej od mojego.

– A trzeciego wieczora?

– Wcześniej jednak… tamtego popołudnia udałam się na Kalverstraat i kupiłam najcieńszy, najbardziej prześwitujący, najwięcej odsłaniający biały top z dzianiny, jaki udało mi się znaleźć. Kupiłam rozmiar o jeden numer mniejszy niż zwykle nosiłam, potem założyłam ten nowy ciuch bez stanika. Narzuciłam na wierzch uczelnianą marynarkę, żeby w drodze do knajpki nie brano mnie za prostytutkę, ale kiedy weszłam do knajpki, zdjęłam ją i wypięłam nieco piersi, co zresztą ćwiczyłam przez całe popołudnie.

– Niech zgadnę. Dosiadł się do twojego stolika.

– Aha – przytaknęła Zoe. – I to szybko. Zachichotała. Thalia jej zawtórowała.

– A potem?

– Cóż, nie pamiętam, co jedliśmy. Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy. Ale pamiętam fajerwerki, które niemal rozerwały mnie na kawałki tamtej nocy.

– Twój pierwszy orgazm?

– Pierwszy bez baterii.

Ta uwaga znów sprowokowała Thalię do chichotu.

– W każdym razie spotykałam się z nim prawie przez miesiąc, zawsze to samo risjlafelA seks. Jednak z każdym dniem co raz więcej czasu poświęcaliśmy na rozmowy o jego sztuce, o kry tykach, o rzemiośle restaurowania dzieł sztuki, dzięki któremu w głównej mierze, jak powiedział, zarabiał na życie. Im bardziej był rozgniewany, tym bardziej szalony był późniejszy seks.

Pewnego ranka… – Przez moment Zoe znów wpatrywała się w dal. – W lipcu, to pamiętam. Wstałam wcześniej niż Erik i zaczęłam szwendać się po jego pracowni. Weszłam do pomieszczenia, w którym tworzył swoje oryginalne dzieła. Pamiętam też, że przez upstrzony smołą świetlik wpadało tam cudowne światło, które przeistaczało całe pomieszczenie w pełną żaru martwą naturę z pędzlami, farbami, puszkami, butelkami z rozpuszczalnikami oraz szpachlami. Przeszłam przez studio, a potem do pracowni renowacyjnej. Na sztalugach spoczywało z pół tuzina płócien, w różnych fazach czyszczenia i konserwacji. Przypominam sobie, że był tam Cezanne przysłany przez galerię z Niemiec oraz Gainsborough z Ameryki. Krytycy mogli sobie darzyć nienawiścią Erika, ale nawet wrogowie uznawali jego klasę w konserwacji i renowacji malarskich płócien.

Zoe odstawiła kieliszek, wstała i przeciągnęła się.

– Nigdy wcześniej nie dotarłam dalej niż do tego pomieszczenia, ale tego ranka podeszłam do drzwi, które zawsze były zamknięte na kłódkę. Kłódka była otwarta i po pro stu wisiała na skoblu. Przekroczyłam więc próg i znalazłam się w pomieszczeniu z jeszcze lepszym naturalnym oświetleniem niż w studio. Podobnie jak w pracowni renowacyjnej, było tu mnóstwo sztalug z ustawionymi na nich malarskimi arcydziełami, których nigdy nie widziałam, i o których nigdy nie słyszałam. Monet, van Gogh, Mondrian – całe mnóstwo. Kiedy podeszłam bliżej, zauważyłam, że na żadnym z płócien nie widniał autograf mistrza. Monet był jeszcze niedokończony, podobnie jak jeden z van Goghów. W chwili, kiedy prawda zaświtała mi w głowie, usłyszałam za sobą kroki. Od wróciłam się i zobaczyłam Erika stojącego w progu, z twarzą, na której malowały się gniew, strach i zdumienie. Przez ułamek sekundy dostrzegłam w jego oczach żądzę mordu, lecz zniknęła ona tak szybko, że nawet nie mam pewności, czy rzeczywiście to widziałam.

– Ludzie zabijali z dużo bardziej błahych powodów – wtrąciła Thalia. – Nie wspominając o forsie, która się z tym wiąże.

Zoe przytaknęła, potem zaczęła powoli spacerować w tę i z powrotem.

– Był bardzo oddany sztuce. Uhm. – Wierzchnią stroną palca wskazującego musnęła policzek marmurowego greckiego popiersia datowanego na trzeci wiek, potem odwróciła się twarzą do Thalii. – Ograniczył się jedynie do powiedzenia słów: „To jest twój sekret i mój, kotku. Nieprawdaż?”. Objął mnie w talii i znów zaczął roztapiać. Przytaknęłam. Ale zna lazłam w sobie jakimś cudem dostateczną siłę, dostateczną trzeźwość myśli, by odsunąć się na krok i zaproponować bez cenny układ. „Zgoda”, powiedziałam. „Będzie to nasz sekret, ale pod jednym warunkiem. Chcę, żebyś nauczył mnie wszystkich swoich sztuczek”. Cóż, zapewne pomyślałaś sobie, że wymierzyłam mu policzek. Przez kolejny ułamek sekundy dostrzegłam w jego oczach morderczą desperację, po chwili jednak zgodził się.

Zoe podeszła z powrotem do fotela i usiadła.

– Była to zapłata za wspaniały seks. Zostałam jego studentką, zagrożeniem, obowiązkiem. Przez resztę lata jego pościel ogrzewała procesja artystycznych wielbicielek, które pielgrzymowały do jego łóżka także i wcześniej, zanim się pojawiłam. Dowiedziałam się wtedy, jak bardzo w rzeczywistości był próżny, że liczyła się dla niego wyłącznie jego sztuka, że za kilka tygodni tak czy inaczej zostałabym porzucona.

– To musiało bardzo boleć.

Zoe pokręciła przecząco głową.

– Nie do końca. Wtedy właśnie przekonałam się, jak bardzo jestem oddana temu drugiemu rodzajowi sztuki. Seks był fantastyczny, otworzył mi oczy na świat, na moje dorastanie, ale przestał mieć dla mnie znaczenie, ponieważ resztę lata, godzina po godzinie, spędziłam na poznawaniu najnowszych metod fałszowania dzieł sztuki. Wiele z nich wciąż pozostaje tajemnicą dla specjalistów od wykrywania falsyfikatów.