Выбрать главу

W piersiach czuł wydrążoną pustkę, coraz większą w miarę jak wpatrywał się w zdjęcie. Zoe miała spokojną urodę, taką, która się nie narzuca. Była po prostu ładna, a uroda fizyczna stanowiła subtelną zapowiedź piękna, jakie kryło się w jej duszy. Przywołał w myślach tamten dzień, jeden z wielu zwykłych dni, których nadzwyczajny charakter zostaje odkryty dopiero po upływie dłuższego czasu. Był to ostatni raz, kiedy odbyli razem żeglarską wyprawę. Żałował teraz, że nie zdawał sobie wtedy sprawy, jak wyjątkowy był tamten wypad. Jednak niektóre chwile pozwalają się rozpoznać dopiero wtedy, kiedy jest już za późno, by się nimi delektować.

Jeszcze przez chwilę spoglądał na fotografię, po czym wsunął ją do kieszeni wiatrówki. Miał wrażenie, że się rozpłacze, potem nagle zamknął dziennik pokładowy i odrzucił go na stos sprzętu zabranego z łodzi. Walkiria również odeszła. Na jej pokładzie popłynął na Hawaje i z powrotem, przeżył sztorm na Pacyfiku w pobliżu Los Cabos, spędził też wiele niezapomnianych wspólnych chwil z Zoe. Jacht do tego stopnia związany był z Zoe, iż równoczesne niemal ich zniknięcie wydawało się zrozumiałe; zabrali ich szaleńcy, którzy nie powstrzymają się przed niczym, byle tylko zdobyć tajemnicze malowidło pędzla miernego malarza nazisty.

Gładząc palcem zdjęcie schowane w kieszeni, Seth odwrócił się od sterty leżącej na podłodze garażu i skierował się w stronę drzwi prowadzących prosto do kuchni. Myślami pobiegł do Strattona, Weinstock i zabójcy na nabrzeżu. Wszyscy oni pragnęli i to za wszelką cenę, posiąść obraz znajdujący się rzekomo w jego posiadaniu. Już sam ten fakt był dla niego dostatecznym argumentem, by trzymać się od nich z daleka… przynajmniej na razie. Los Zoe, a także i jego, był teraz nierozerwalnie spleciony z obrazem, dlatego pozwoli komuś wejść w jego posiadanie jedynie wtedy, kiedy będzie miał pewność, że odzyska Zoe.

Jeśli jeszcze żyła.

Na pewno żyje, pomyślał. Na pewno.

Wszedł do kuchni, zamknął za sobą drzwi i przez chwilę stał w ciemnościach. Poczuł ciężkie, zatęchłe powietrze długo niewietrzonego domu. Nikle światło zachodzącego słońca pozwalało rozróżnić kontury kredensu oraz blatów i odbijało się słabiutką poświatą od kuchennych sprzętów.

Ciągle nie włączając światła, przeszedł przez pokój jadalny do salonu. Wszędzie czuł rękę Zoe. Każde miejsce, na które spojrzał, przypominało mu ją. Zamknął oczy i starał się powstrzymać napływające łzy. Przez moment poczuł drżenie powiek, potem przetarł twarz dłonią, jak gdyby usiłował odpędzić w ten sposób przygnębienie. Podszedł do okna; zielistka, którą zawiesiła tam Zoe, zamieniła się w suchy, brązowy snopek. Już się odwracał, żeby pójść po konewkę, kiedy zobaczył auto. Cztery domy dalej, po drugiej stronie ulicy stała zaparkowana toyota w jasnym kolorze.

Nie spuszczając oka z samochodu Seth wycofał się w bezpieczny mrok panujący w salonie. Z pewnością widział już wcześniej ten wóz. Zamknął oczy i usiłował przypomnieć sobie gdzie. Widział go w ulicznym ruchu. Z pewnością wtedy, kiedy jechał do domu z przystani. I jeszcze gdzieś indziej. Ale gdzie.

Otworzył oczy i wpatrywał się w samochód. Widział jedynie niewyraźny kontur głowy i ramion kierowcy. I wtedy nagle zaświtało mu. To auto stało obok motelu, do którego zabrał go Stratton. A więc to on kazał go śledzić.

Ma to sens, pomyślał Seth. Będąc na miejscu Strattona, postąpiłby tak samo. Fakt, że był teraz śledzony, dodawał mu odrobinę otuchy; mogło mu to pomóc, gdyby znów zjawili się nieproszeni goście, ale musiał pozbyć się ogona na kilka godzin, kiedy będzie odzyskiwał obraz. I będzie musiał ich zgubić w taki sposób, by nie zorientowali się, że robi to celowo. Nie chciał wzbudzać żadnych podejrzeń, bo skończyłoby się to przesłuchaniem, które z pewnością nie obeszłoby się bez użycia środków farmakologicznych wspomagających pamięć. A nie groziło mu to tak długo, jak długo Stratton będzie wierzył, że Seth nie zna miejsca ukrycia malowidła.

Zgubienie ogona i zniknięcie z oczu śledzących było całkiem łatwe, ale większość sposobów, do których uciekał się jeszcze jako gliniarz, wydawała mu się podejrzana. Musiał zniknąć, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. W grę nie wchodziła więc szalona ucieczka autem ani wskoczenie do windy w ostatnim momencie. Przez kilka chwil Seth wpatrywał się w przestrzeń. Pomyślał o wtopieniu się w tłum podczas meczu koszykówki w hali Forum; z radia w samochodzie dowiedział się, że tego wieczora grali Lakersi. Nie, to zbyt niepewne, a zniknięcie zostanie łatwo zauważone. To samo odnosiło się do sal kinowych oraz koncertowych.

Siedział w nogach łóżka i rozglądał się bez celu po pokoju. Odrzucił też wariant z awaryjną przerwą w dostawie energii elektrycznej w domu towarowym, kiedy mógłby wymknąć się po ciemku razem z tłumem; to zbyt skomplikowane. Zniknięcie musiało stwarzać pozory zdarzenia losowego. Zaczął przywoływać w myślach miejsca, w których normalnie bywał, oraz takie, do których mógł się udać w obecnych okolicznościach.

Siedział w bezruchu przez godzinę, zanim wreszcie na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Uniwersytecka Biblioteka Naukowa UCLA mieści się potężnym siedmiokondygnacyjnym gmachu usytuowanym w północnym krańcu akademickiego miasteczka. Kiedy Seth Ridgeway dotarł na miejsce, w budynku roiło się od studentów. Niektórzy z nich rozpoznawali go i pozdrawiali.

Trzymając teczkę w lewym ręku, Seth wyszedł z windy na czwartym piętrze. Teczka była ciężka, wypełniona narzędziami. Podszedł do schematu pomieszczeń na czwartym piętrze i starannie go przestudiował. Spojrzał na zapisane w żółtym notatniku numery indeksów i raz jeszcze obejrzał rozkład czwartego piętra.

Po chwili usłyszał szum nadjeżdżającej drugiej windy. Zatrzymała się na czwartym piętrze. Seth wciąż udawał zainteresowanie planem kondygnacji, jednocześnie ukradkiem obserwując wysiadającego z windy mężczyznę z jasnej toyoty.

Facet był wysoki i chudy, miał około dwudziestu pięciu lat, dobrze ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, a głowę zwieńczała mu czupryna w brudnym odcieniu koloru blond. Ubrany był na sportowo w adidasy, dżinsy oraz wiatrówkę narzuconą na sweter z wycięciem pod szyją. Wszystkie ciuchy były nowe, jakby dopiero kupione. Wyszedł z windy i zatrzymał się. Seth powrócił wzrokiem do schematu pomieszczenia, raz jeszcze spojrzał na kartki w notatniku, potem obrócił się i ruszył w kierunku działu zajmującego się historią sztuki.

Mężczyzna jechał za nim z Playa Del Rey do kampusu Uniwersytetu Kalifornijskiego, a potem szedł z parkingu do budynku biblioteki, cały czas w niedużej odległości, ale z profesjonalną wprawą.

Seth robił wszystko, by stworzyć pozory, że szuka w komputerze pozycji związanych z historią sztuki, z nazistowskimi Niemcami oraz Stahlem. Postarał się też o pozostawienie na ekranie śladów tego, co przeglądał, żeby ogon mógł się zorientować, jakich danych poszukiwał. By tamten uznał, iż Seth postępuje jak zwykły naukowiec, zaglądający do książkowych źródeł przed podjęciem jakichkolwiek działań.

Przez półtorej godziny Seth wyciągał więc książki z półek, zaznaczał po kilka stron paskami papieru, potem zanosił je do stanowiska z kserografami, gdzie robił kopie. Stopniowo zapełniał notatkami kolejne kartki żółtego notatnika, który zawsze zostawiał na wierzchu. Stos skopiowanych stron rósł, podobnie sterta książek na stoliku, Za każdym jednak razem zabierał ze sobą teczkę. Demonstracyjnie wyciągał też pudełko pełne pięcio – i dziesięciocentówek przeznaczonych do uruchamiania kserokopiarki. Sprawiał wrażenie poważnego naukowca, który w podniszczonej skórzanej teczce nosi drobiazgi niezbędne w profesorskiej profesji. Skrupulatnie budował tę iluzję, opuszczając swój boks w czytelni jedynie na tyle czasu, ile potrzebował na dotarcie do kolejnej książki. Na biurku porozkładane były jego notatki, na oparciu krzesła wisiała wiatrówka. Chciał, żeby ogon wystawiony przez Strattona przyzwyczaił się do sytuacji, w której Seth znika co jakiś czas, zabierając ze sobą teczkę oraz stertę książek.