Udało się. Cień kilka razy podążył za Sethem do pomieszczenia z kserokopiarkami oraz raz do baru z przekąskami w gmachu Nordi Campus Union, gdzie obserwował, jak wypija filiżankę kawy i zjada zatęchłego pączka, a następnie powraca do swojego boksu w czytelni. Potem mężczyzna siedział już tylko w pobliskim boksie z książką w dłoniach, stwarzając pozory, że czyta. Wyraźnie uwierzył, że podopieczny nie opuści biblioteki bez pokaźnej sterty notatek i powielonych na ksero stron z książek, jakie do tej pory zgromadził.
Kiedy ogon przestał deptać mu po piętach w drodze do pokoju z kserokopiarkami, Seth zaczął wydłużać czas swej nieobecności.
A potem siedział w swoimi boksie i starał się wybrać właściwy moment. Jeśli się nie powiedzie, Stratton znów go zamknie i wyciągnie z niego wszystko, co wie. Narkotykami zmuszą go mówienia, potem ludzie z NSA zabiorą obraz, a wraz z tym argumenty, których potrzebował, by odzyskać Zoe.
Jeśli jeszcze żyła.
– Cholera – zamruczał pod nosem.
Otarł twarz, potem przetarł oczy. Wątpliwości, łzy, smutek. Napłynęły nagle jak powodziowa fala, czające się tuż pod powierzchnią myśli, podmywające w nim fundamenty determinacji. Musi żyć, pomyślał Seth. Gdyby było inaczej, okazałby się głupcem, przekazując obraz Strattonowi i jego bandzie.
Otworzył oczy i spojrzał na zegarek. Dwudziesta pierwsza siedemnaście. Za niespełna dwie godziny biblioteka miała zamknąć podwoje. Musiał przystąpić do działania.
Facet z ociąganiem podniósł głowę, kiedy Seth wstał i ruszył w kierunku windy z teczką w jednym ręku oraz grubym tomem z miejscami zaznaczonymi tuzinem pasków papieru w drugiej. Kątem oka widział, jak mężczyzna na chwilę podnosi wzrok, po czym szybko opuszcza oczy na stronice swojej książki.
Seth wysiadł na parterze, wrzucił książkę do pojemnika na zwroty, wyszedł przez główne wejście i pospiesznie zbiegł po schodach. Zmierzał wprost w kierunku North Campus Union, chwycił po drodze kolejny styropianowy kubek z kawą. Usiadł na przy stoliku i przez kilka minut obserwował drzwi wejściowe gmachu biblioteki. Nigdzie nie dostrzegł śladów ogona.
Wstał od stolika, wziął teczkę i z kubkiem kawy w ręku opuścił gmach, kierując się na południe. Szedł szerokim, wybetonowanym chodnikiem, co chwilę mijał grupki studentów dyskutujących żywo na temat ocalenia świata, obalenia potęgi władzy światowych elit korporacyjnych albo dyskutujących o naturze prawdy czy bardziej prozaicznych obsesjach i zmartwieniach: referatach, które trzeb już oddać, utraconych miłościach, problemach z rodzicami.
Przez moment poczuł się stary. Nie do niego należało już naprawianie świata. Zresztą nigdy tak nie było. Nigdy nie wierzył, że świat należy do młodych, a teraz mógł jedynie rozpychać się łokciami, by zyskać odrobinę życiowej przestrzeni dla siebie samego.
Szedł szybko, starając się jednak nie sprawiać wrażenia człowieka spieszącego się. W pobliżu głównego dziedzińca kampusu było zdecydowanie mniej studentów. Oparł się jednak pokusie sprawdzenia, czy ogon w końcu postanowił wyruszyć za nim. Skręcił w lewo i krótkim zejściem zszedł na poziom sutereny gmachu Haines Hall. Drzwi ustąpiły; nie wahając się, wszedł do środka.
Wydział filozofii znajdował się na pierwszym piętrze. Gdyby ogon nagle się pojawił, mógłby udać się do swojego gabinetu, pozorując poszukiwanie jakiejś książki lub segregatora, a potem po prostu wrócić do boksu w czytelni. Mimo takiego planu awaryjnego Seth czuł, jak jego dłonie robią się chłodne, bardziej niż wskazywałaby na to temperatura otoczenia. Minął windę, potem schody i ruszył w kierunku nieoświetlonego końca korytarza. Gdy dotarł, zatrzymał się na kilka chwil, kryjąc w cieniu i spoglądając na zwykłe drewniane drzwi ze zwykłą klamką i zamkiem na zasuwkę. Wypróbował klucz od swojego gabinetu. Nie pasował. Zresztą nie sądził, że będzie. Magazynek używany był rzadko, a klucze do niego posiadali wyłącznie Karen i Tony.
Postawił na podłodze teczkę, w której znajdował się zestaw narzędzi, których nie używał od czasu, kiedy przestał pracować w policji. Macając po omacku, wyciągnął zestaw wytrychów; można je było schować w rękojeść, jak scyzoryk. Minęły lata, kiedy posługiwał się nimi po raz ostatni, zatem w pierwszej kolejności zabrał się do rozpracowywania zamka najprostszego.
Z początku szło mu to nieporadnie, ale po kilku minutach palce przypomniały sobie, co należy robić. Za starych czasów z zamkiem takim jak ten poradziłby sobie w kilka sekund. W końcu rygiel ustąpił. Seth przerwał na chwilę, zanim przystąpił do otwierania zamka z zasuwką. Podniósł prawą dłoń, by odgarnąć z czoła kosmyk opadających włosów. Palce zrobiły się mokre od potu. Nagle poczuł, że krople potu zebrały się też na górnej wardze, a pod pachami wyczuł mokre plamy. Wziął głęboki wdech, potem pochylił się i wyciągnął z teczki małą kieszonkową latarkę. Dodatkowe światło ułatwiło mu dostrzeżenie zarysów zamka oraz odgadnięcie jego konstrukcji. Zamek był prosty, w końcu jedynym jego zadaniem było zablokowanie wejścia do pomieszczenia, w którym przechowywano stare książki, przestarzały sprzęt, dodatkowe krzesła oraz komplet roczników „National Geographic” należący do Tony’ego Bradforda, a także pocztę i gazety Setha Ridgewaya, odkąd ich sterta zrobiła się zbyt duża, by mogła pomieścić się na jego biurku. Wśród tych przesyłek właśnie była też i ta z obrazem o nieopisanej wprost wartości.
Gdy zastanawiał się, w jaki sposób wziąć się za otwieranie zamka, od strony schodów dobiegły jakieś głosy. Wyłączył latarkę i znieruchomiał. Głosy stawały się wyraźniejsze, jeden męski, drugi kobiecy. Chwilę później dosłyszał też stukanie obcasów i cięższe odgłosy męskich stóp, kiedy para zaczęła schodzić na poziom sutereny. Seth zebrał narzędzia, chwycił teczkę i skrył się pospiesznie w najciemniejszym mroku pod schodami.
Słowa wypowiadane przez zbliżających się były bardziej wyraźne. Współlokatorka dziewczyny miała już dość nieustannego zostawiania do jej dyspozycji ich wspólnego pokoju. Dlaczego więc on nie wyprowadzi się z akademika i nie wynajmie prywatnej kwatery? Wszystkim, czego potrzebowali, było ciche, ciemne i wygodne miejsce, przekonywał on; być może w tym budynku znajdą jakiś niezamknięty gabinet. Seth miał wrażenie, że rozpoznaje głos jednego ze swoich studentów. Para dotarła już na dół i kontynuowała rozmowę. Jej zdaniem pomysł na ukradkowy seks w przypadkowo otwartym uniwersyteckim gabinecie był poniżający i pozbawiony romantyzmu. Męski głos, który w dużym stopniu brzmiał jak głos faceta przed pierwszym razem, stopniowo przechodził w błagalny jęk dorastającego nastolatka. Seth miał teraz pewność, że rozpoznaje go. Ten sam jęk słyszał wcześniej już wielokrotnie – student osiągający wyniki poniżej średniej, który był na najlepszej drodze do relegowania.
Para nie przestawała targować się u podnóża schodów.
Idźcie sobie, pomyślał Seth, popatrzywszy na fosforujący wyświetlacz zegarka. Czas mijał nieubłaganie. Dochodziła już dziesiąta, a człowiek Strattona nie będzie czekał bez końca. Tymczasem tamci wciąż negocjowali kuszeni wizją cielesnej rozkoszy. Z tego, co słyszał, Seth oceniał, że dziewczyna chciała u targować jak najwięcej. Wspominała nawet coś o małżeństwie, a chłopak, rozpalony już do białości, zgadzał się na rzeczy, którym później będzie bez powodzenia zaprzeczał. Składane przyrzeczenia sprawiły, że dziewczyna stawała się coraz bardziej ustępliwa.