– Po tamtej stronie – powiedział student – jest magazynek, który czasem zostawiają otwarty. W środku jest nawet kozetka.
Seth poczuł, jak robi mu się zimno. Nie było sposobu, żeby go nie zobaczyli.
– Coś podejrzanie dużo wiesz na ten temat. – Jej słowa niosły teraz w sobie zapowiedź odwołania erotycznej przygody. – Czy często sprowadzasz tutaj inne dziewczyny?
– Nie… nie, ja… to tylko… ten magazynek należy do wydziału filozofii. Pomagałem im kiedyś zanosić tam segregatory, to wszystko. Nigdy nikogo tutaj wcześniej na sprowadzałem, niech skonam, jeśli kłamię.
Zapadła długa chwila ciszy. W końcu Seth usłyszał śmiech dziewczyny, a w chichocie, gdzieś między wierszami, krył się triumf zwycięstwa.
Zanim Seth zdołał pomyśleć cokolwiek więcej, para weszła w strefę mroku pod schodami i moment później stanęła z nim twarzą w twarz. Chłopak obejmował dziewczynę w pasie jedną ręką, a drugą zdążył już wsunąć pod jej bluzkę. Na widok Setha dziewczyna wydała piskliwy krzyk, odskoczyła do tyłu, jednocześnie zatykając dłonią usta. Na twarzy chłopaka, niczym w pełnej kinowej sekwencji, przewinęły się szybko i po kolei strach, konsternacja, ulga rozpoznania i znowu strach. Twarze ich obojga, blade i pozbawione kropli krwi, przebijały się przez mrok niczym dwa księżyce. Przez chwilę ciągnącą się niemal tyle co wieczność nikt nie przemówił ani słowem. Seth czuł, jak żołądek podjeżdża mu do gardła. Z jednej strony był pracownikiem dydaktycznym wydziału, miał stanowisko i autorytet, a jako członek kadry wydziału miał pełne prawo korzystać z magazynku w suterenie. Z drugiej natomiast, nie życzył sobie, żeby odkryli jego obecność i posądzili o przyczajanie się i podsłuchiwanie w ciemnościach ich prywatnej rozmowy.
– Profesorze… – pierwszy odezwał się chłopak, ale słowa zdawały się grzęznąć mu w gardle.
– Dobry wieczór – odparł zmieszany Seth.
Słowa były niedorzeczne, ale tylko to mu przyszło do głowy.
Nagle chłopak zaczął nerwowo wygłaszać przeprosiny, co tylko pogłębiło zakłopotanie. Górę wziął jednak chłodny, koci instynkt jego towarzyszki. Spokojnym głosem nakazała mu, żeby się zamknął i odciągnęła go do tyłu, do oświetlonej części korytarza.
– Dobry wieczór, profesorze – wydusiła z siebie, w pełni już opanowana i uprzejma. – To, że… wpadliśmy na pana, było całkiem intrygujące.
Wreszcie odgłosy ich kroków ucichły w drugim końcu korytarza, rozległo się trzaśniecie zamykanych drzwi. Seth postawił teczkę w miejscu, gdzie mrok był największy, i wrócił do otwierania zamka. Po minucie zasuwka ustąpiła. Seth schował wytrychy do teczki i otworzył drzwi. W ciemnościach dostrzegł jakiś ruch. Światło dobiegające z korytarza było zbyt słabe, by spenetrować mrok. Wyciągnął więc rękę ku ścianie, chcąc znaleźć włącznik, ale światło się nie zapaliło. Najwidoczniej żarówka była przepalona. To zapewne rozzłości Tony’ego Bradforda, dziekan bowiem co jakiś czas szukał tu schronienia przed codziennymi sprawami, siadał na kozetce i zjadał kanapki skomponowane z najdziwniejszych składników. Seth wyciągnął latarkę i przeszedł przez próg. Usłyszał cichy tupot, jakieś drapanie i szelesty.
Zapalił latarkę. Pierwsze, co zobaczył, to prawdziwy chaos. Ktoś przeszukał dokładnie magazynek. Meble były wywrócone, zawartość półek zrzucona na podłogę. Wszędzie walały się papiery. Ktoś też otworzył każdą kopertę z jego korespondencją.
Nagle poczuł w sercu tak ogromny ciężar, iż wydało mu się, że rozerwie mu klatkę piersiową. Z pewnością znaleźli obraz. Z pewnością była to duża paczka przesłana na jego adres z hotelu Eden du Lac, zawierająca między innymi rzeczy z hotelowego sejfu, który zapomniał opróżnić przed wymeldowaniem się. Stracił jedyny skuteczny atut, a wraz z nim nadzieję na odzyskanie Zoe.
Bezmyślnie omiatał światłem latarki wnętrze pomieszczenia. Chwilę później snop światła ujawnił scenę do tego stopnia okropną, że nie przygotowały go na nią nawet najgorsze chwile, jakie przeżył w Jatach policyjnej kariery.
W przeciwległym rogu leżało ciało Tony’ego. Na środka czoła widniał niczym trzecie oko pojedynczy, czerwony otwór po kuli. Na prawym ramieniu siedział opasły szczur i wgryzał się w szyję Bradforda. Szczur spojrzał w stronę Setha arogancko mrugającymi oczkami, w których światło latarki odbijało się na czerwono.
Seth stał zupełnie sparaliżowany. Kiedy tak wpatrywał się z przerażeniem, z mankietu nogawki Bradforda wylazł drugi szczur z pyszczkiem unurzanym we krwi. Seth pochylił się w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby odpędzić gryzonie, kiedy nagle coś ciepłego uderzyło go w policzek. Na moment stracił dech, starając się w ślepej panice strącić futrzaną furię. Ułamek sekundy później usłyszał głuche łupnięcie o przeciwległą ścianę. Drżącymi rękoma skierował tam światło latarki i dostrzegł szczura leżącego na podłodze. Zwierzę szybko się pozbierało i pierzchnęło co sił.
Seth walczył z histerią, która go ogarniała. W panice świecił po całym pomieszczeniu, aż w końcu znalazł. Starając się ignorować odgłosy dochodzące z mroku, chwycił miotłę z drewnianym trzonkiem. W nagłym ataku gniewu, na granicy łez, zamachnął się na szczury, odganiając je z ciała Tony’ego. Pomieszczenie wypełniło się odgłosami panicznego tupotu i drapania oraz chórem przenikliwych, niedających się od siebie odróżnić pisków. Seth omiatał obszar wokół zwłok tak długo, aż ostatni gryzoń salwował się ucieczką na korytarz.
Upuścił szczotkę i uklęknął obok ciała Bradforda. Wyciągnął prawą rękę i ostrożnie dotknął jego ramienia grzbietem palców. Zwłoki wciąż były znacznie cieplejsze niż temperatura w pomieszczeniu. Zatem musiał zginąć nie tak dawno. Seth wstał i oświetlił miejsce wokół zwłok. Napastnicy nie pobili go. Jedynym śladem ataku był rana postrzałowa na czole po kuli dużego kalibru, poza tym dostrzegł wyłącznie ślady ugryzień szczurów.
Bezwiednie cofał się w stronę drzwi prowadzących na korytarz. W głowie słyszał jakieś płytkie oddechy, musiał zorientować się, czy są to jego własne odgłosy.
Wyszedł z magazynku, w którym wyczuwał teraz wyraźnie słodki, mdlący zapach krwi i śmierci, potem stanął nieruchomo w ciemnościach, opierając się o zimną, betonową ścianę. Przez chwilę zmagał się ze słabością, jednocześnie starając się pozbierać myśli.
Powoli układał w głowie bieg zdarzeń. Ktoś dowiedział się, że adresowana do niego korespondencja jest tu składowana. Kto? Z pewnością nie ludzie Strattona, bo wspomnieliby mu o tym. Nie mieliby wtedy zresztą powodów, by go śledzić, mieliby już obraz. Najprawdopodobniej byli to ci sami ludzie, którzy zaatakowali go na łodzi. Ale kto? I skąd się dowiedzieli? Pomyślał chwilę i przypomniał sobie poranną rozmowę telefoniczną z Tonym Bradfordem i z Karen. Oboje wspominali o jego poczcie i o magazynku. Ktoś więc musiał założyć podsłuch na jego telefonie i w ten sposób dowiedział się, gdzie jest przechowywana jego korespondencja. Potem ten ktoś włamał się do magazynku, podobnie jak teraz uczynił to on sam. Tony, który prawdopodobnie zdecydował, że nie rzuca gróźb na wiatr, wybrał się do magazynku z zamiarem usunięcia rzeczy Ridgewaya i najwidoczniej natknął się na włamywaczy, zaskakując ich na gorącym uczynku. I za to właśnie spotkała go śmierć.
Seth poczuł mdłości, nachylił się i gwałtownie zwymiotował. Wyrzucał z siebie treść żołądka, aż nie zostało w nim nic, potem otarł usta i chwiejnym krokiem ruszył po teczkę.
Dziwnym trafem udało mu się niezauważonym przez nikogo dotrzeć do męskiej toalety na pierwszym piętrze. Zatkał umywalkę korkiem ukręconym z papierowego ręcznika, potem odkręcił zimną wodę i zanurzył twarz. Zimna woda odgoniła mdłości. Stał tak, z zamkniętymi oczami, starając się opanować oddech, a serce powoli zaczynało bić w normalnym tempie.