Выбрать главу

– Byłem w stanie to zrobić, ponieważ, jak Eminencja dobrze wie, wielu w szeregach tego Kościoła, zwłaszcza antysemici, wiernie służyli Trzeciej Rzeszy. – Morgen zignorował ostrzegawczą zmarszczkę na czole kardynała i kontynuował. – Nie chciałem wierzyć w opowieść sierżanta; kiedy otwarto prowizoryczny skarbiec i dostałem do rąk złotą szkatułę zawierającą opis Męki Zofii, jej całun oraz inne dokumenty, wszystkie wątpliwości ustąpiły przerażeniu. Kiedy odstawiono szkatułę do skarbca, wartownik otworzył inne pomieszczenie i pokazał mi dokument, pakt zawarty między Hitlerem a papieżem Piusem XII.

Morgen skoncentrował się na wzroku kardynała.

– Kiedy czytałem tekst o papieskich ustępstwach, czułem, jak moja wiara się rozsypuje, ja sam zaś byłem bliski postradania zmysłów – cedził te słowa, potrząsając głową, jak gdyby wciąż żałował tego, co widział przed ponad pół wiekiem. – Wciąż widzę siebie, zupełnie jakbym wystąpił z własnego ciała. Przestałem panować nad sobą, a moja pięść podążyła w kierunku gładkiej, białej szyi wartownika. Moje ręce były wtedy poza kontrolą. Biłem wartownika do chwili, kiedy osunął się na ziemię, zakrwawiony i nieprzytomny.

Morgen oddychał teraz ciężko, jak gdyby raz jeszcze jego ciało wykonywało ogromny wysiłek.

– Wtedy sięgnąłem po złotą szkatułę. Z tyłu dobiegł mnie krzyk: „Stój” i zobaczyłem młodego sierżanta, który widział, co się wydarzyło; mierzył do mnie.

– „Strzelaj!”, powiedziałem. Jestem gotów umrzeć”. Sierżant zaprzeczył ruchem głowy. „Nie” – „Musi ojciec uciekać”. Obróciłem się i w zdumieniu zobaczyłem, że sejf, w którym ukryty był całun, zamykał się samoczynnie, uruchomiony przez mechanizm zamontowany w skalnej ścianie. Zawróciłem, chcąc zabrać ze sobą szkatułę, ale sierżant rzucił się do przodu, chwycił mnie za ramiona i wyciągnął w momencie, gdy drzwi sejfu zamknęły się. Uratował mi życie. Gdyby nie on, zginąłbym zamknięty w środku jak w pułapce.

Morgen pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Czasami żałuję, że tak się wtedy nie stało – wyznał i pociągnął łyk herbaty, ręka, w której trzymał filiżankę, drżała. – Powiedział mi, że w kopalni są specjalne urządzenia zabezpieczające sejf, miny pułapki, które zabiłyby każdego, kto chciałby wykraść relikwie.

Nagle z oddali dobiegły głosy. Uświadomiłem sobie, że pozostanie przy życiu na tyle długo, by zdążyć objawić światu, co tam się działo, mogło okazać się trudniejsze niż sprawienie, by świat uwierzył w to, co zobaczyłem. Sierżant wymyślił naprędce jakąś historyjkę i zatrzymał ich na jakiś czas, a ja uciekłem z kopalni. Ale po chwili stałem się ściganą zwierzyną.

Morgen milczał pogrążony we własnych myślach; przez moment chciał je chyba zdradzić, ale po raz kolejny zrezygnował. Był wdzięczny, że jego syn, o którym nikt nie wiedział, zdołał uniknąć okropieństw wojny, i modlił się do Boga o wybaczenie krnąbrnemu duchownemu słabości, której kiedyś się dopuścił. Modlił się także o to, żeby Bóg wybaczył mu dumę, jaką czuł każdego dnia, patrząc jak chłopiec przemienia się w mężczyznę. Cierpiał tortury, spoglądając w oczy chłopca, słuchając, jak ten mówi do niego „ojcze” i nie mogąc wyjawić mu prawdy. Wiedział, że musiałyby upłynąć lata, zanim chłopiec zaakceptowałby rzeczywistość: że prawdziwym jego ojcem nie był dzielny Oberleutnant, który poniósł śmierć, walcząc z polskimi barbarzyńcami, lecz małomiasteczkowy ksiądz, który kochał jego matkę bardziej niż jej mąż. Nie miał prawa uczynić tego, co uczynił, ale czasami…

Morgen przywołał we wspomnieniach gospodę nad jeziorem, którą pod nieobecność męża prowadziła Anna. Po raz kolejny przypomniał sobie cudowne fantazje, które rozgrywały się dzień po dniu w jego myślach, że odrzuci śluby kościelne, ożeni się z Anną i będzie wychowywał syna. I kolejny raz przypomniał sobie, że został zaślubiony Kościołowi – nawet jeśli niektórzy wysocy hierarchowie poszli na kompromis w imię „wyższych celów”. Nie, nie mógł zaprzeczyć, że jego syn był owocem słodkiego grzechu, za który powinien uzyskać prawdziwe rozgrzeszenie.

Odpędził myśli o Annie i synu.

– O czym ojciec myślał? – dopytywał się Braun.

– O czym? Znów biegłem w kierunku małej kamiennej chaty na południowym brzegu jeziora, gdzie miał czekać Jacob Yost.

Morgen czuł, jak wali mu serce. Do tego stopnia był zaabsorbowany myślami o synu, że przez moment zapomniał o podwójnej gardzie.

– Świetnie! – odezwał się Braun tryumfująco. – Przypomniał sobie ojciec coś nowego! – A więc, kim był ów Jacob Yost?

Schwytany w pułapkę Morgen wiedział, że nie ma wyboru i musi kontynuować relację, starając się jednak wyjawić jak najmniej szczegółów, chociaż trzymając się prawdy.

– Yost miał kontakty z ruchem oporu – wyjaśnił Morgen. – Rozmawiałem z nim krótko po pierwszym wyznaniu sierżanta SS. Miałem nadzieję, że będzie w stanie przekazać informacje Amerykanom, a za ich pośrednictwem całemu światu. Wiedziałem, że to zrobi, nawet gdyby miał zapłacić życiem. Już niemal dobiegałem do chaty. Esesmani postrzelili mnie. Rana była lekka, ale spowalniała moją ucieczkę, oni zaś zbliżali się. I wtedy wkroczyła Boska Opatrzność.

Kardynał uniósł brwi, jak gdyby wcześniej nie wiedział o tym z zapisów rozmów z księdzem.

– Do miasteczka zbliżali się Amerykanie, ostrzeliwali okolicę. Jeden z pocisków upadł na zamarznięte jezioro między mną a ścigającymi mnie esesmanami, bliżej nich. Na zawsze zapamiętam, jak eksplozja rozerwała lód pokrywający jezioro. Wybuch uniósł w górę ogromne kry i żołnierze wpadali do ciemnej wody. Później bryły lodu spadały, jak kawałki układanki, zakrywając tonących.

Dotarłem do chaty, w której miałem spotkać się z Yostem. Kiedy wszedłem do przedsionka, drzwi otworzyły się, ale zamiast Yosta dostrzegłem wysoką postać odzianą w mundur oficera SS. Odwróciłem się i rzuciłem do ucieczki. – Głos Morgena zadrżał. – Tamten strzelił mi w głowę.

W pomieszczeniu wciąż rozbrzmiewały ostatnie słowa księdza. Jasny dzień dobiegał końca, słońce zaczęło zachodzić za górskie granie. Siedzieli tak przez dłuższy czas, obserwując zapadający zmierzch, żaden nie chciał spojrzeć w oczy drugiego.

Kiedy Braun odezwał się wreszcie, wydawało się, że jego głos niesie echo.

– Ojcze, doceniam ogromny wysiłek związany z przypomnieniem sobie tych wydarzeń i pragnę podkreślić, jak było to dla mnie ważne, zwłaszcza że ojciec przypomniał sobie coś nowego. – Przerwał na chwilę, szukając odpowiednio dobranych słów. – Oprócz tego, że ten nowy fakt jest istotny, kardynalne pytanie brzmi następująco: Czy przypomina sobie ojciec, w której z nich spośród setek kopalni soli znajdowała się relikwia Sekretnego Mesjasza?

Morgen włożył wiele wysiłku w to, by sprawić przed kardynałem wrażenie, że ze wszystkich sił pragnie sobie przypomnieć.

– Nie, Wasza Eminencjo. To jeden z wielu szczegółów, które rany głowy na zawsze zabrały z mej pamięci.

Z pełną premedytacją skłamał.

Rozdział 12

Seth Ridgeway leżał na plecach, wpatrując się w ciemnościach w sufit. Jak zwykle prześcieradła owinęły się wokół niego, poskręcały i poplątały jak lina, a koc leżał zepchnięty w bezładzie w nogach łóżka. Przetarł twarz dłonią, by otrzeć krople potu, które perliły się na czole i górnej wardze. Wytarł dłoń o prześcieradło i obrócił się, próbując znaleźć na tyle wygodną pozycję, by zasnąć.

Lecz sen nie nadchodził. Widział szczury pełzające po ciele Tony’ego Bradforda, rozszarpujące go na kawałki, nagle zobaczył, że to Rebeka Weinstock; stała na pomoście i trzymała się za gardło, którego już nie było.