Seth odwrócił się od niej i skrzyżował ręce na piersiach. Zoe ciężko westchnęła. Stali tak w ciemnościach przez kilka minut.
Patrzymy na tę samą scenę, pomyślała Zoe, spoglądając na światła aut jadących ulicami, które ciągnęły się wzdłuż brzegów jeziora, ale jak to się dzieje, że dochodzimy do całkowicie sprzecznych wniosków?
– Seth – odezwała się w końcu. – Po prostu postrzegamy sprawy… inaczej.
Seth obrócił się powoli w jej stronę. Przez chwilę wpatrywał się w niknące w ciemności kontury twarzy, potem się uśmiechnął.
– To nieprawda.
Pochylił się ku niej, chcąc przytulić, ona zaś głośno wciągnęła powietrze w nozdrza.
– Może zechciałbyś łaskawie wziąć prysznic, żebym na prawdę mogła być blisko ciebie?
Przesunęła dłonie po muskularnych ramionach męża, potem zjechała nimi na podbrzusze, łaskocząc go delikatnie opuszkami palców.
– To chyba całkiem rozsądny pomysł – stwierdził Seth. Odwrócił się i objął ją.
Zoe lekko go odepchnęła.
– Najpierw prysznic – odparła, potem cmoknęła go w policzek.
– Och, cholera – stęknął, udając rozczarowanie, kiedy obracała go w kierunku łazienki. – Ale później oczekuję bardziej namiętnych całusów niż to.
– Możesz na to liczyć! – obiecała, potem włączyła lampę przy oknie. Podeszła do biurka, wybrała kilka dokumentów i włożyła je do grubej, wyłożonej folią pęcherzykową koperty. – Wrzucę tylko te dokumenty do skrytki depozytowej w hotelowym sejfie i sprawdzę, czy nie nadeszła przesyłka od Maxa.
Potem rzuciła w jego kierunku pełne pożądania spojrzenie.
– Niech pan będzie wtedy gotowy, proszę pana.
Seth wszedł do łazienki i puścił gorącą wodę. Usłyszał trzask zamykanych drzwi i wszedł pod natrysk.
Nie było wątpliwości, że Zoe miała rację w kwestii daleko posuniętej duchowej korupcji, jaka leżała u podstaw zorganizowanych systemów religijnych, myślał, stojąc pod strugami wody. Nie ulegało również wątpliwości, że zarówno wczesny judaizm, jak i wczesne chrześcijaństwo postrzegały Boga w postaci obojnaczej, obejmującej pierwiastki męski i żeński. Pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju w jednoznaczny sposób opisują obojnaczego Boga, w oczach którego mężczyźni i kobiety są równi. Dopiero znacznie później jakiś kreatywny hierarcha kościelny dopisał w drugiej wersji opowieść o Adamie i Ewie, w oczywisty sposób chcąc wesprzeć doktrynę o dominacji rodzaju męskiego.
Myjąc włosy, Seth przeanalizował naprędce niebudzące wątpliwości badania historyczne, które w jednoznaczny sposób udowodniły, że to, co ludzie uważali za judaizm lub chrześcijaństwo, obecnie prezentowało jedynie drobny ułamek religijnej różnorodności, jaka istniała w początkowej fazie rozwoju obu religii. Jednak kościelni dostojnicy nadawali religijnym doktrynom kształt odpowiadający ich kulturze oraz politycznym potrzebom, wszystko to zaś działo się przy nieustannym zapewnianiu wiernych, że jest dokładnie odwrotnie. Żeby mechanizm ten mógł zadziałać, hierarchowie dokonywali selekcji świętych tekstów i pism, odrzucając te, które nie nadawały się do wspierania bóstwa, jakie oni sami pragnęli czcić. Zatem na stosach płonęły teksty uznane za herezję wyłącznie dlatego, że nie wspierały ortodoksyjnych dogmatów.
Zaczął się namydlać, czując jednocześnie, że zabliźnione dawno rany nadal są jednak bolesne.
Biblia chrześcijan w roku tysiąc trzechsetnym zawierała więcej ksiąg niż ta sama Biblia z roku tysiąc siedemsetnego, ponieważ Kościół korygował historię, dopasowując ją do zmieniających się dogmatów. Czy więc ludzie, którzy kiedyś wyznawali wiarę zgodnie z tekstem Biblii sprzed wieków i wierzyli w prawdę objawioną ksiąg, których nie ma we współczesnej wersji Pisma Świętego, zostaną odpędzeni od bram niebios?
Spłukał mydliny, zakręcił wodę i sięgnął po ręcznik.
Jak ktokolwiek mógł przeoczyć fakt, że wybór tekstów, które miały znaleźć się w Piśmie Świętym, był aktem politycznym, a poszczególne wersje Biblii w dużym stopniu pisano na nowo, żeby stały się zgodne z dogmatami ulegającymi zmianom w zależności od epoki? Wielu ksiąg zawartych w Torze nie mógł napisać Mojżesz, jak się utrzymuje, gdyż zawierają odniesienia do faktów historycznych, które miały miejsce już po jego śmierci. Podobnie jest z wieloma księgami chrześcijańskiego Nowego Testamentu, gdyż dowody na to, iż ich rzeczywistymi autorami byli ci, którym je przypisuje się, okazały się bardzo skąpe lub brakowało ich w ogóle.
Seth wytarł się, przeczesał włosy palcami. Na sercu niczym kamień ciążyło mu poczucie winy. Wychowany surowo niczym prezbiterianin nigdy nie był w stanie pozbyć się obawy, że trafi do piekła, odważał się bowiem kwestionować absolutną doskonałość i świętość Nowego Testamentu.
Pogrążony w przemyśleniach wszedł do pokoju, a to, co ujrzał, poraziło go jak grom z jasnego nieba.
Grecki manuskrypt zniknął. Nie było też notatek Zoe i dyktafonu, torebka leżała na podłodze, a jej zawartość była bezładnie rozsypana dookoła. No i nie było Zoe.
Seth rzucił się do telefonu.
Rozdział 3
Z ciemnej, bocznej uliczki wprost na oślepiający skwar Piazza Venezia wyszedł wysoki, jasnowłosy Amerykanin. Bezlitosne wrześniowe słońce dosłownie roztapiało plac, przez który auta wlokły się, tworząc korek – istne pole lawy wypełnione samochodowymi spalinami oraz rozżarzonym metalem. Mężczyzna zszedł z chodnika i ruszył na ukos przez plac w kierunku Via del Corso.
Amerykanin był szczupłym trzydziestoletnim mężczyzną; miał cerę typową dla mieszkańca Nowej Anglii i zbyt szybko opalił się w rzymskim słońcu. Przebijał się między fiatami i vespami, jedną ręką przytrzymując nowy kapelusz słoneczny, w drugiej natomiast ściskając mocno rączkę błyszczącej, aluminiowej teczki. Na nogach miał ozdobione frędzlami mokasyny z kurdybanu, ubrany był w popelinowy garnitur koloru khaki oraz niebieską koszulę z oksfordzkiego płótna z kołnierzykiem przypinanym na dwa guziki oraz uczelniany krawat z Yale.
Gdy dotarł wreszcie do krawężnika po drugiej stronie placu, spojrzał na zegarek i zaklął w duchu. Cholera! Po prostu nie wypada, żeby spóźnił się na spotkanie ze Świętą Inkwizycją.
Był pewien, że z człowiekiem, który go wezwał, spotka się w murach Watykanu, a jednak nie. Miał stawić się w miejscu położonym pioruńsko daleko, gdzieś po drugiej stronie Tybru.
No i zaskoczony dowiedział się, że Święta Inkwizycja nigdy nie przestała istnieć. Zmieniła jedynie nazwę: w 1542 roku watykańscy hierarchowie przemianowali ją na Święte Oficjum, a w 1965 roku nazwę zmieniono na Kongregację Doktryny Wiary.
– Kongregacja Doktryny Wiary – poinformował go swego razu partner z firmy, człowiek, który kiedyś nosił habit jezuity – to bezdyskusyjnie najbardziej wpływowy organ w Kurii; dysponuje większą władzą w Watykanie niż KGB na Kremlu, nawet w szczytowym okresie sowieckiej władzy.
Amerykanin zatrzymał się przy skrzyżowaniu z małą uliczką, przy której brakowało tabliczki z nazwą. To musi być to miejsce, pomyślał i skręcił w prawo.
– Porównanie z KGB jest w pełni uprawnione, zwłaszcza gdy chodzi o ciebie – wciąż brzmiały mu w uszach słowa eksjezuity. – Dlatego że dzisiaj Kongregacja Doktryny Wiary działa bardziej na modłę służby wywiadowczej niż armii Boga i nad inne metody przedkłada zakulisowe zniszczenie czyjegoś życia lub kariery, nigdy nie czyniąc tego na oczach opinii publicznej. Głową Kongregacji Doktryny Wiary jest zawsze urzędujący papież, ale inkwizycyjnym aparatem zarządza urzędnik nazywany po prostu prefektem. Tytuł ten, podobnie jak i sama struktura, sięga trzynastego stulecia; wtedy nazywano go Wielkim Inkwizytorem.