Z pomocą mężczyzny, który zdążył się już wdrapać na wierzch kabiny, dołączyli do niego i przykucnęli pomiędzy linami.
– Ostrożnie z przeciwwagami – ostrzegł dowodzący operacją, naciskając guzik najwyższego piętra. Gdy winda ruszyła w górę, rozwinął druty detonatora i podał je jednemu z ludzi. Potem wspiął się i dołączył do reszty.
Syn Yosta wszedł do pokoju, żeby zabrać pustą już tacę i zaproponować piwo. Seth podziękował. Było mu wystarczająco mdło.
– Po tym, jak Amerykanin uderzył mnie w twarz – kontynuował Yost, gdy syn opuścił pokój – ocknąłem się, jakbym zbudził się z koszmarnego snu. Spoglądałem na to, co zrobiłem z tym człowiekiem, i nagle poczułem, że mdleję, prawdopodobnie z upływu krwi.
Zapadła chwila ciszy.
– Morgen i ja pozostawaliśmy w kontakcie przez wszystkie te lata – podjął Yost. – Później, kiedy wyleczył się w dużym stopniu z amnezji, opowiedział mi o wszystkim, co zobaczył w silnie strzeżonej kopalni w Alt Aussee. Zrobił to, bo obawiał się, że wkrótce umrze, a nie chciał, żeby sekret opuścił ziemski padół razem z nim. Dlatego opowiedział mi całą tę historię.
– To znaczy co? – przerwał niecierpliwie Seth.
– Uważam, że opowie panu o tym już osobiście Hans Morgen.
– Morgen? Czy jest w Zurychu?
Yost zaprzeczył ruchem głowy.
– Jest w Alt Aussee. A raczej będzie do czasu, aż pan tam dotrze. – Ale…
– Niech mnie pan wysłucha uważnie – tym razem Yost mu przerwał. – Obraz, który znajduje się w pańskich rękach… – To klucz do wszystkiego, co przydarzyło się panu i pańskiej żonie… a także mnie i Hansowi… w ciągu czterdziestu lat.
– Jak to? – zapytał Seth. – Nie rozumiem.
– Już niebawem zrozumie pan wszystko – zapewnił go Yost. – Ale teraz musi pan wysłuchać dokładnie mojej instrukcji. Otrzyma pan tylko jedną szansę. Rozumie pan?
Spoglądał surowym wzrokiem na Setha, który skinieniem głowy potwierdził, że przyjął to do wiadomości.
– Musi pan zanieść obraz do siedziby Thule Geselschaft Bank przy Bahnhofstrasse, po północnej stronie Paradeplatz. Poprosi pan o rozmowę z pewną osobą z zarządu banku. Przekaże jej pan obraz i zażąda w zamian dostępu do skrytki depozytowej. Człowiek ten będzie wiedział, co ma robić.
– Ale cóż to ma wspólnego z…?
Yost znów kiwnął głową przecząco.
– Nie wiem. Naprawdę bardzo chciałbym móc powiedzieć to panu. W ciągu czterdziestu lat, kiedy ja i Hans podążaliśmy tropem tego obrazu, zdołaliśmy dowiedzieć się jedynie, że stanowi on klucz dostępu do skrytki depozytowej oraz że zawartość skrytki ma zasadnicze znaczenie dla odzyskania Pasji Zofii.
– Słucham? W jaki sposób…
– Wyjaśni to Morgen – nie pozwolił mu dokończyć pytania Yost.
– Dlaczego mam czekać? Błagam, niech pan powie mi o tym teraz – naciskał Ridgeway. – Wszystko, czego się dowiem, może przyczynić się do odnalezienia Zoe. Odzyskanie jej jest dla mnie ważniejsze od wszystkiego, co jest pogrzebane w jakiejś kopalni od bez mała czterdziestu lat.
Yost uśmiechnął się szeroko.
– Ależ nie musi już pan dalej szukać – oznajmił. – Pańska żona jest w Zurychu. Zaledwie przed godziną lub coś koło te go rozmawiałem z nią, zanim przybył pan tutaj.
Seth szarpnął się nerwowo w fotelu, jak gdyby raził go nagle prąd wysokiego napięcia.
– Zoe? W Zurychu? Skąd… dlaczego… dlaczego zadzwoniła do pana? Dlaczego nie powiedział mi pan o tym wcześniej? Gdzie ona jest? -.
Yost uniósł dłoń w geście nakazującym ciszę.
– Tylko jedno pytanie na raz, tylko jedno, proszę – pod jął Yost. – Wiedziała o moim powiązaniu z kolekcją dzieł sztuki w Kreuzlingen, a nie tylko o fakcie, że oprawiłem w ramy niemal wszystkie dzieła, które Max… zgromadził. Jednak zadzwoniła do mnie nie w sprawie dzieł, lecz w nadziei, że miałem od pana jakąś wiadomość.
Uśmiechnął się.
– Ale dlaczego nie powiadomił mnie pan o tym wcześniej?
– Ponieważ wiedziałem, że wtedy nie wysłuchałby pan ni czego, o czym musiałem panu opowiedzieć – wyjaśnił Yost. – To, co panu wyjawiłem, ma kolosalne znaczenie dla mnie, dla pana żony i dla reszty świata.
Seth spoglądał na Yosta szeroko otwartymi ze zdumienia oczami.
– Gdzie? Gdzie ona jest?
– W pańskim hotelu – odparł Yost. – W Eden au Lac. Seth zerwał się nagle na równe nogi.
– Przez tyle czasu… – W jego głosie pobrzmiewało teraz nie wyobrażalne zdumienie. – Przez tyle czasu byliśmy rozdzieleni, a teraz los sprawił, że spotykamy się w tym samym hotelu.
Stał chwilę w milczeniu, jakby delektując się szczęściem, potem otrząsnął się.
– Dziękuję za poświęcony mi czas i gościnność, panie Yost. Chciałbym…
– Chwileczkę – przerwał Yoast, a na jego twarzy pojawił się nagle wyraz zaniepokojenia. – Niech mi pan przyrzeknie, że pojedzie pan do Alt Aussee i spotka się z Hansem. Ksiądz Morgen naraził się na bardzo poważne konsekwencje, decydując się na spotkanie z panem.
– Ja…
Seth miał zamiar wyjaśnić, że musi zapytać o to żonę, kiedy podłoga pod ich stopami zadrżała, a ułamek sekundy później dobiegł dudniący odgłos eksplozji.
– Ta cholerna ekipa budowlana – wrzasnął poirytowany Yost. – Ich żuraw znów uderzył w ścianę naszego budynku!
Ale to nie był żuraw. Nagle zza wzmocnionych dębowych drzwi, które prowadziły do gabinetu, dobiegły odgłosy serii wystrzeliwanej z broni syna Yosta, potem usłyszeli kaszlącą odpowiedź automatycznej broni wyposażonej w tłumiki.
– Ojcze! – usłyszeli krzyk. – Oni tu są!
Nie mieli wątpliwości, że były to ostanie słowa Jacoba Yosta juniora.
– Szybko, niech pan zamknie drzwi, panie Ridgeway – krzyknął Yost. – Są bardzo mocne.
Seth słyszał tupot biegnących oraz ich ściszone, nerwowe głosy. Zerwał się na równe nogi i rzucił w stronę dębowych drzwi. Nim ktoś z tamtej strony nacisnął klamkę, udało mu się chwycić gałkę rygla i zasunąć go szybkim ruchem. Usłyszał przekleństwa. Potem zaskrzypiały zawiasy, gdy któryś z napastników uderzył w drzwi ciałem. Jęknęły, ale trzymały się mocno.
Nagle Seth uświadomił sobie, kiedy słyszał już podobne odgłosy wydawane przez broń. Było to na łodzi, tam, po drugiej stronie świata. Wtedy, podobnie jak teraz, niewiarygodną opowieść przerwali niewidzialni napastnicy, których pociski przebijały się przez pokład Walkirii. Bez wahania padł na podłogę. W tym momencie wewnętrzna okładzina drzwi eksplodowała gradem kul i długich, postrzępionych dębowych drzazg.
– Na ziemię! – krzyknął Seth, turlając się po podłodze.
Spojrzał na fotel Yosta. Stary człowiek czołgał się z ogromnym trudem w stronę aparatu telefonicznego, stojącego na stoliku obok okna.
Pociski nie przestawały przebijać się przez drzwi, ale traciły niemal całkowicie impet, stając się mniej groźne. Niestety, jedna kula trafiła starca w bok, tuż poniżej pachy. Na szlafroku natychmiast zaczęła tworzyć się krwawa plama. Ciało Yosta zesztywniało i jakby uniosło się w górę. Seth widział to jakby na zwolnionym filmie. Potem latało w powietrzu, a moment później uderzyło w stojak z kominkowymi przyborami.
Seth podpełznął do fotela, na którym leżał jego płaszcz, wyciągnął magnum i zanurkował za fotel w chwili, gdy drzwi gabinetu otworzyły się z rozmachem.
Pierwszy z mężczyzn krzyknął coś w języku, którego Seth nie rozumiał. Rosyjski? Tamten spojrzał na ciało leżące przy kominku i na wszelki wypadek wystrzelił kilka razy.
– Sukinsyny! – wrzasnął Seth, strzelając do napastnika. Kula trafiła tamtego w tułów, podrzucając do góry. Pocisk przeszedł przez całe ciało i roztrzaskał kręgosłup. Bandyta zginął, zanim zdążył uderzyć o podłogę.