Kiedy znalazł się na dole, czyjeś krzepkie ramiona odciągnęły go do tyłu – ramię dźwigu pędziło teraz jak szalone, wzniecając snop iskier, a po chwili uderzyło w budynek domu Yosta. Betonowe płyty służące za przeciwwagę runęły w dół, niszcząc fragmenty rusztowania, zaledwie chwilę po tym, jak uciekli stamtąd robotnicy.
Twarz i szyja Setha umazane były krwią. Chwiejnym krokiem przepychał się między przerażonymi robotnikami, pierzchającymi na wszystkie strony, byle dalej od oszalałego żurawia, który chybotał i skręcał, a jego ramię wciąż przyspieszało, niczym uszkodzona karuzela w wesołym miasteczku. Po chwili stalowe liny pękły, wydając przy tym przeraźliwy odgłos. Seth patrzył ze zgrozą, jak pionowa konstrukcja podporowa zaczyna się odkształcać. Wtedy popędził co sił w mrok nocy.
Rozdział 26
Pod służbowe wejście na tyłach hotelu Eden au Lac podjechał ambulans ze znakami białego krzyża na czerwonym tle umieszczonymi po bokach oraz na drzwiach auta. Na tylnym fotelu siedział z bardzo posępną miną pułkownik KGB Mołotow, po raz setny przeklinający pecha, jaki nie przestawał gnębić kierowanej przez niego operacji. Kobieta wymknęła im się. Po jej ucieczce otrzymał upomnienie, że dalsze potknięcia, nawet drobne, nie będą tolerowane. Kazano mu ją odnaleźć i za wszelką cenę pojmać, miał również dopaść jej męża. Poszczęściło mu się tylko w jednym – agent w Paryżu przechwycił telefon, dzięki czemu dowiedzieli się, że mąż tej kobiety wybiera się do Zurychu. Spojrzał na zegarek. Druga podległa mu drużyna powinna już faceta mieć w swych rękach. Mołotow zdawał sobie sprawę, że połajanka, jakiej musiał wysłuchać, pójdzie w niepamięć, jeśli tylko obraz wpadnie w jego ręce. On zaś miał zamiar dołożyć wszelkich starań, by tak właśnie się stało. Raz jeszcze spojrzał na paszportowe zdjęcia Rigdewaya.
– Jesteście członkami personelu karetki pogotowia. Pamiętajcie o tym. I nie zapominajcie, że chcemy mieć pana i panią Ridgeway żywych. Jeśli będzie to konieczne, możecie ich zranić, ale nie wolno wam zabijać. Mają coś, co jest nam bardzo potrzebne.
Tymczasem Zoe odłożyła słuchawkę telefonu.
– Nie rozumiem. Gdzież on może się podziewać? – Spojrzała na Strattona i Cartiere’a. – Dzwoniłam do jego pokoju chyba z tysiąc razy. Zostawiliśmy wiadomość na drzwiach, w jego przegródce w recepcji… i wciąż nic. Gdzież on się podziewa?
Zoe usiadła i ponuro spoglądała w okno. Znowu znalazła się w realnym świecie; świecie, do którego przez wszystkie te miesiące tęskniła, a jednak wciąż czegoś jej brakowało. Czegoś, co sprawiłoby, że świat znów stałby się rzeczywisty. Zdała sobie teraz sprawę, ileż znaczył dla niej związek z Sethem. Dopóki znów nie będą razem, nie poczuje, że znowu jest tą osobą, którą była kiedyś.
Jej myśli przerwał Cartiere.
– Jestem pewien, że wkrótce zadzwoni. Być może wybrał się na świąteczne zakupy.
Była to najdłuższa wypowiedź, jaka padła z ust ochroniarza, odkąd się poznali.
Zoe usiłowała zmusić się do uśmiechu.
– Mam nadzieję, że się pan nie myli. – Mówiła tak cicho, że mężczyźni musieli się pochylić, by dosłyszeć jej słowa. – Oczywiście, przecież jest Boże Narodzenie.
Spojrzała na nich, potem jej wzrok stał się nieobecny. Rozległ się dzwonek telefonu. Zoe podniosła słuchawkę.
– Halo?
– Zoe? Zoe, to naprawdę ty?
– Seth! – Jej głos zaczął się załamywać, a ręce drżały z przejęcia. – Ach, Boże! To ty. Seth, jestem taka szczęśliwa, słysząc twój głos. Ach, Boże.
Nie wytrzymała dłużej i rozpłakała się, pochlipując cicho.
– Tak bardzo tęskniłam za tobą, kochanie. Tak bardzo tęskniłam.
Łzy popłynęły wartkim strumieniem, wreszcie poczuła ulgę.
– Zoe… Zoe. Zoe, posłuchaj mnie przez chwilę. Potrzebuję twojej pomocy.
Poczuła nagłe ukłucie w sercu. Słyszała jego ciężki oddech.
– Seth? Gdzie jesteś? Nic ci nie jest?
Seth rozejrzał się dokoła. Stał w budce telefonicznej przy Gloriastrasse, po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko wejścia do Szpitala Uniwersyteckiego. Obok budki przechodziły grupki studentów, po dwie lub trzy osoby; niektórzy już w białych kitlach, inni, widać z młodszych lat, ubrani normalnie. Nikt nie zwracał na niego uwagi, ale z pewnością nie potrwa to długo. Już za parę minut zaczną go poszukiwać.
W oddali, od strony budynku, w którym mieszkał Yost, dobiegło wycie syren.
– Tak, nic mi nie jest… przynajmniej na razie. Jestem w Zurychu i…
– Wiem – przerwała mu Zoe. – Ale gdzie?
Seth przekrzywił głowę w jedną stronę, wsłuchując się w coraz głośniejsze wycie syren. Odgłosy dochodziły z kierunku, z którego przybiegł.
– Posłuchaj, dysponujesz jakimś samochodem? – zapytał niecierpliwie.
Zoe zawahała się.
– Tak, mam… mamy do dyspozycji auto. George Stratton spojrzał na nią pytająco.
– To Seth – potwierdziła.
– Słucham? – zdziwił się Seth.
– Powiedziałam to do George’a Strattona. Pracuje dla rządu… Uratował mi życie.
– Co zrobił? – zapytał zdezorientowany Ridgeway.
W tym właśnie momencie dostrzegł samochód policyjny, a za nim karetkę pogotowia.
– Nieważne. Skarbie, musisz zabrać mnie stąd najszybciej, jak tylko będziesz w stanie.
– Zabrać skąd?
– Jestem po drugiej stronie ulicy naprzeciwko wejścia do Szpitala Uniwersyteckiego… na wzgórzu ponad Starym Miastem po wschodniej stronie. Ja…
Zza rogu wyjechał powoli drugi policyjny wóz bez włączonego koguta i syreny. Policjant siedzący obok kierowcy przesuwał światło reflektora na ściany domów i chodniki. Czy ktoś go wcześniej zauważył? Samochód znajdował się o niecałe sto metrów od niego, a jaskrawy snop światła przebijał się przez mrok.
– Muszą stąd znikać – odezwał się Seth. – Spotkaj się ze mną w GroBmiintser.
– Gdzie? – zapytała Zoe.
Seth odniósł wrażenie, że policjant z reflektorem spogląda właśnie w jego kierunku.
– GroBmiintser. To olbrzymi kościół. Zapytaj kogoś. Nie czekając na odpowiedź, odwiesił słuchawkę i zniknął w ciemnościach.
Rozdział 27
GroBmiintser – powtórzyła Zoe, wiążąc sportowe buty i nakładając płaszcz. – Wydaje mi się, że jest to kościół gdzieś w pobliżu rzeki.
– Wiem, gdzie to jest – warknął Stratton. – I nie potrzebuję żadnej pomocy w przywiezieniu tu pani męża. Chcę, żeby pani została tu z Richem, gdzie będzie pani bezpieczna.
– Do jasnej cholery – zaklęła Zoe, stając między Strattonem a drzwiami. – Zamierzam zobaczyć się z nim bezzwłocznie i nie powstrzyma mnie pan przed tym. Nie jestem walizką, którą może pan rozstawiać po kątach.
Stratton spojrzał na Cartiere’a, który stał, czekając na polecenie, potem znów na Zoe.
– Mógłbym kazać przytrzymać panią tutaj do czasu mego powrotu – oznajmił. – Jednak nie chcę bez potrzeby narażać Richa. Trudno przewiedzieć, co pani strzeli do głowy.
Spojrzał na ochroniarza.
– Ubieraj się. Wolę wdać się w konflikt z KGB, niż spierać się z nią.
Potem dał Zoe znak, żeby stanęła z boku, otworzył drzwi i wyjrzał ostrożnie.
– Droga wolna – zakomunikował. To może być niebezpieczne. Chcę, żeby przyrzekła pani wykonywać moje polecenia szybko i bez ich kwestionowania.
Zoe skinęła potakująco, wiedząc, że jest to cena, jaką musi zapłacić za możliwość szybkiego zobaczenia Setha. Wyszła na korytarz, tuż za nią podążał Cartiere. W duchu jednak decyzję podjęła już, kiedy i gdzie będzie wykonywać polecenia Strattona. Cartiere zdążył zamknąć drzwi od apartamentu, kiedy telefon w salonie znowu dzwonił.