Kongregacja Doktryny Wiary dysponuje własną służbą wywiadowczą oraz siatką agentów i donosicieli, wobec której wschodnioniemieckie Stasi zarumieniłoby się ze wstydu. Musisz o tym pamiętać; nie wolno ci nawet na moment opuszczać gardy. Ci ludzie w żaden sposób nie przypominają Braciszka Tucka; są bardzo niebezpieczni i należy ich traktować ze śmiertelną powagą. Zajmują się gromadzeniem obciążających dowodów, a później przedstawiają je czteroosobowemu trybunałowi, w skład którego wchodzi sędzia przewodniczący, zwany asesorem, wspomagany przez dwóch dominikanów oraz komisarza.
Zbliżając się do celu, mężczyzna przypomniał sobie jeszcze, jak były jezuita pochylił się kiedyś nad stolikiem w pewnym barze i powiedział:
– Spotkasz się z asesorem. Jest osobą wpływową, bardzo wpływową. Zdaniem niektórych zostanie kolejnym zwierzchnikiem Kościoła. Rób, co ci każe, a jeśli nie uczynisz tego w imię wiary, rób to, jeśli chcesz uratować życie i karierę.
Amerykanin wszedł po schodach, stanął przed drzwiami do budynku i nim nacisnął guzik dzwonka, zwrócił uwagę, że we wszystkich oknach znajdowały się ozdobne – i bardzo solidne – kraty z kutego żelaza. Ze środka dosłyszał odgłos szurania.
Czekając, przypomniał sobie resztę informacji podanych przez byłego jezuitę. Większość spraw osądzanych przez asesora i pozostałych sędziów nigdy nie wychodzi poza mury Watykanu. Jeśli jednak zasłona tajemnicy zostanie lekko uchylona, opinia publiczna dowiaduje się z reguły o prześladowaniu kościelnych teologów – jak dla przykładu sprawa Hansa Kunga, który podał w wątpliwość doktrynę nieomylności papieża. Kung dowodził między innymi, że doktryna o nieomylności nie ma poparcia w biblijnych przesłankach i nie istniała przed 1870 rokiem. Ukaranie szwajcarskiego teologa przez Kongregację Doktryny Wiary potwierdzało tezę, że – wykazując lojalność wobec korzeni Wielkiej Inkwizycji – tłumienie prawdy jest cnotą, jeśli chodzi o utrzymywanie ortodoksyjnych dogmatów Kościoła.
W opublikowanym dekrecie, zatwierdzonym przez papieża, Kongregacja Doktryny Wiary stwierdzała jednoznacznie, że „wolność aktu wiary nie usprawiedliwia religijnego odstępstwa”.
W staromodnym judaszu zamontowanym w drzwiach pojawiło się oko. Amerykanin zmusił usta do uśmiechu. Oko szybko zniknęło.
W historii Kościoła katolickiego jeszcze do niedawna kwestionowanie dogmatów, nawet w poszukiwaniu religijnej prawdy, uznawane było za grzech karany śmiercią. Jednym z najbardziej aktywnych wydziałów Kongregacji Doktryny Wiary była Papieska Komisja Biblijna, której zadaniem jest czynienie wszystkiego, co tylko niezbędne, by chronić przed atakami oficjalne kościelne dogmaty – te prawdziwe i te niekoniecznie z prawdą zgodne. Komisja ma prawo wstrzymywania publikacji, ich niszczenia, a także ukrywania w Archiwum Watykańskim dokumentów lub przedmiotów, które mogłyby rzucić cień wątpliwości na oficjalną interpretację Pisma Świętego lub teologicznego nauczania.
Drzwi otworzyły się.
Amerykanin wstrzymał dech, ujrzał bowiem przed sobą samego asesora ubranego w strój cywilny, zamiast w purpurę, jak przystało kardynałowi. Z tyłu dostrzegł dwóch rosłych mężczyzn, będących, bez cienia wątpliwości, ochroną osobistą.
– Dziękuję za przybycie – powitał gościa asesor, wyciągając dłoń.
Kardynał Neils Braun, były arcybiskup Wiednia, zwierzchnik Papieskiego Sekretariatu do Spraw Niewierzących oraz asesor Kongregacji Doktryny Wiary, uchodził za człowieka słusznie budzącego trwogę. Był to bardzo wysoki mężczyzna o silnej budowie i niezwykle fotogenicznej twarzy, jakby wyrzeźbionej, grubo ciosanej, spoglądającej wprost z austriackich gór, które tak bardzo ukochał. Cechowały go energiczne ruchy i fenomenalna wręcz siła żylastych mięśni; takie miewali wyłącznie świetni skałkowcy, którzy do wspinaczki nie używają lin, karabińczyków ani innych przyborów technicznych. W pierwszy dzień Bożego Narodzenia Braun kończył sześćdziesiąt lat i zamierzał spędzić urodziny w samotności, wspinając się po górach gdzieś w okolicy rodzinnego Innsbrucku, a może nawet atakując skalną ścianę, której nikt jeszcze nie zdobył.
– Witamy – powtórzył Braun z łaskawością człowieka, który rozkoszuje się wrażeniem, jakie wywiera na zwykłych ludziach.
Amerykanin z trudem przełknął ślinę i uścisnął dłoń podaną przez purpurata.
– Dzień dobry, Wasza Eminencjo.
– Zwracaj się do mnie Neils – poprosił Braun, świadom tego, jak bardzo Amerykanin cenił zażyłość. – W końcu jesteśmy kolegami pracującymi wspólnie nad rozwiązaniem tego samego problemu.
Na te słowa napięte rysy Amerykanina rozluźniły się, ramiona, tułów i kolana przestały być takie sztywne. Dobrze, dobrze, pomyślał asesor. Umożliwienie ludziom odprężenia się w sytuacji stresowej to pierwszy krok do przejęcia nad nimi kontroli.
– Skoro to proponujesz… Neils – odparł Amerykanin, zmuszając się do uśmiechu.
– Wejdź zatem i schowaj się przed skwarem. Ochroniarze zniknęli gdzieś w ciemności; Amerykanin i Braun weszli do środka.
Ruszyli schodami na drugie piętro, potem słabo oświetlonym korytarzem i wreszcie Amerykanin mógł spocząć w obitym brokatem fotelu ustawionym przed eleganckim mahoniowym biurkiem Brauna. Mrużył oczy przed zalewającym pokój jaskrawym światłem, wpadającym przez duże okno, nawet tu chronione kratą.
– Opowiedz, proszę, czego dowiedziałeś się w Zurychu – powiedział Braun, od razu przechodząc do rzeczy.
– No cóż… – zaczął Amerykanin i przełknął ślinę. – Ujmując rzecz w skrócie: Max nie żyje, kobieta marszand zaginęła, tak samo jak wszystkie obrazy z rezydencji w Kreuzlingen.
– A obraz Stahla?
Amerykanin pokręcił przecząco głową.
– Przepadł, jak kamień w wodę.
Braun zmarszczył brwi.
– Czy twoje dochodzenie pozwoliło ustalić, kto za to odpowiada?
– Nie do końca jednoznacznie.
– Ale dysponujesz… najbardziej prawdopodobną poszlaką? Amerykanin skinął głową, przytakując.
– Wszystkie ślady wskazują na rosyjską mafię, wykorzystującą najprawdopodobniej swoich ich ludzi działających w KGB – wyjaśnił i przez chwilę jeszcze zastanawiał się nad sformułowaną tezą. – Nie da się też wykluczyć ewentualności, że jest akurat odwrotnie. Rozmiary panującej w Rosji korupcji bardzo utrudniają rozsądzenie, kto tak naprawdę tym kieruje.
– W jakim celu to robią?
– Dla pieniędzy, dla wymienialnej waluty. Kolekcja Maxa jest bezcenna. Nie zdziwiłbym się, gdyby mieli na to błogosławieństwo Kremla. Twarda waluta to zawsze twarda waluta.
Kardynał przytaknął.
– Widzieliśmy sporo od czasu rozpadu Związku Sowieckiego; później zaczął się dotkliwy kryzys walutowy. Wielu spośród ludzi, którzy usiłowali zgładzić mnie w dawnych, złych czasach, wciąż nie ustaje w wysiłkach.
Amerykanin chciał już zadać pytanie, nasuwające się w sposób oczywisty, zdołał jednak ugryźć się w język.
– Żyrinowski. – Braun jakby wiedział, co interesuje gościa. – On i jego ultranacjonalistyczne zbiry chętnie pozbyliby się mnie z tego świata, z tych samych powodów, dla jakich usiłowali uczynić to Chruszczow i Andropow.
Amerykanin znów nie odezwał się słowem, ale tym razem odpowiedź na niezadane pytanie nie padła. Zamiast tego kardynał obrócił się w fotelu i przez długą chwilę spoglądał na zawieszony na ścianie krucyfiks z kości słoniowej. Potem ciężko westchnął znów spojrzał na Amerykanina.
– Są rzeczy, o których musisz się dowiedzieć, jeśli masz da lej nam pomagać. Mogą one mocno zaburzyć twoje własne życie duchowe. Budzą niepokój i troskę, ale jeśli pragniesz wziąć na barki brzemię prawdy, którą ci wyjawię, zyskasz sposobność wyświadczenia ogromnych zasług twemu Kościołowi.