Выбрать главу

– To nic poważnego – odparł, z trudem utrzymując się na nogach. Po chwili ruszył w górę.

– Chodźmy. Musimy wydostać się stąd. Nie mam pojęcia, czy posiłki są w drodze.

Minęli zwłoki dwóch mężczyzn i wpadli do apartamentu. Zoe wrzucała rzeczy do walizki; słyszała, jak w sąsiednim pokoju Stratton rozmawia przez telefon przygaszonym głosem. Nie była w stanie zrozumieć większości słów, ale wychwyciła nazwisko Richa oraz nazwę hotelu. Po minucie zjechali na najniższy poziom windą służbową znajdującą się w końcu korytarza.

Zoe czuła się okropnie. Pomyślała o Richu Cartierze, a potem o Mołotowie i o tym, że modliła się o jego śmierć. Przypomniała sobie także dwóch mężczyzn, których zabiła w magazynie, co było również odpowiedzią na jej modły. Kiedy wreszcie, zastanawiała się, Bóg da jej szansę pomodlenia się o coś, co nie spowoduje śmierci i cierpień?

Seth Ridgeway ukrył się głęboko w cieniu wejścia i obserwował volvo, które wjechało właśnie na plac GroBmuntser. Policyjne wozy już dwa razy tędy przejeżdżały, ale były to oznakowane radiowozy i miały włączone syreny. To volvo jest inne, pomyślał. Dwie osoby w środku, auto jedzie powoli. Widocznie kogoś szukali. Jego? Poczuł, jak serce zabiło mu mocniej. Światła stopu zaświeciły się na moment, auto zwolniło, potem zatrzymało się na środku placu, zbyt jednak daleko, żeby mógł rozpoznać ludzi. Widział jedynie szare sylwetki za ciemnymi szybami.

Chwilę później drzwi od strony kierowcy otworzyły się. Mężczyzna, który wysiadł, poruszał się jak gliniarz. Stąpał ostrożnie, obracając głową niczym wygłodniały jastrząb. W jego prawej dłoni dostrzegł pistolet. Mężczyzna poszedł powoli jakieś dziesięć, dwadzieścia metrów z tyłu samochodu, potem tyle samo do przodu. Facet przeszedł na stronę pasażera, pochylił się i powiedział coś do drugiej osoby, która tam siedziała. Potem otworzył drzwi i cofnął się, umożliwiając pasażerowi wyjście z auta.

Kiedy z samochodu wysiadła Zoe, Seth poczuł, że serce przestaje mu bić. Drzwi zamknęły się z głośnym trzaśnięciem, potem ona i mężczyzna o wyglądzie gliniarza stanęli przed maską auta i rozejrzeli się dokoła.

Seth wciąż nie ruszał się z miejsca. Czy naprawdę była to Zoe? W przyćmionym świetle jej twarz przesłaniał cień, ale… ale widział przecież, jak idzie, jak stoi, jak porusza głową, kiedy mówi i jak macha rękoma. Nagle odniósł wrażenie, że ktoś podniósł leżący od dawna na jego sercu głaz. Wyszedł z cienia i szedł powoli, krok za krokiem, jak gdyby nie do końca ufał własnym nogom. Widział, jak ich spojrzenia koncentrują się na nim. Mężczyzna o wyglądzie policjanta trzymał wycelowany w niego pistolet.

– Zoe – krzyknął Seth, nie mogąc już dłużej powstrzymywać rozpierającej go radości.

– Seth – zawołała Zoe, jakby nie do końca wierząc, że to rzeczywiście on.

Po chwili nie miała już żadnych wątpliwości. Spotkali się po środku pogrążonego w półmroku GroBmuntserplatz.

– O Boże. – Z oczu Zoe płynęły łzy, kiedy objęła go ramio nami. – O Boże, o Boże, nie sądziłam, że ja kiedykolwiek… my kiedykolwiek… że…

Jej głos załamał się.

– To prawdziwy cud. Cud, za którym stoi Bóg.

Seth spojrzał na nią i poczuł, jak serce mu pęka. Ileż ona musiała przejść. Przyciągnął ją do siebie i przytulił ze wszystkich sił.

– Zoe, ach, Zoe… – Jego głos również się załamywał. – Tak się cieszę, że znowu jesteś. Kocham cię bardzo, bardzo.

Nie słyszeli nic poza własnymi słowami; ani wycia syren, ani hałaśliwych samochodów na Limmat Quai, ani odległego ryku silników odrzutowca przelatującego nad ich głowami. Wszystkie te hałasy zniknęły razem z kościołem GroBmuntser, z placem i samochodem marki Volvo, a także z policjantami i szpiegami. Istnieli tylko oni.

Potem chwila ta przeminęła. Blask świateł nadjeżdżającego auta pobudził Strattona do działania. Podbiegł do volvo od strony kierowcy.

– Wsiadajcie – krzyknął. – Szybko.

Usiadł za kierownicą i uruchomił silnik. Światła nadjeżdżającego auta zrobiły się jaśniejsze. Seth i Zoe pobiegli do samochodu, trzymając się za ręce. Stratton poczuł przez moment ukłucie zazdrości, kiedy tamci wsuwali się na tylne siedzenie. Ruszył natychmiast kiedy tylko Seth zatrzasnął drzwi.

Zbliżające się auto wjechało na GroBmuntserplatz w momencie, kiedy volvo dotarło do drugiego końca przy Oberdorfstrasse. Stratton na moment przyhamował i spojrzał w lusterko wsteczne. Na bokach tamtego samochodu dostrzegł emblematy policji miasta Zurych.

Rozdział 28

Seth Ridgeway obudził się zupełnie zdezorientowany. Nieznane pomieszczenie wzbudzało w nim lęk, ale tylko do chwili, gdy wyciągnął prawą dłoń i dotknął pogrążonej we śnie Zoe. Spała ufna jak dziecko, zwinięta w kłębek, z głową zanurzoną w poduszki. Na ramieniu czuł jej delikatny oddech.

Odprężył się i zaczął rozglądać po nieznanym otoczeniu: sękate deski, którymi obłożone były ściany, belkowany sufit, szary kamienny kominek oraz ręcznie malowane meble, jak nakazuje ludowa alpejska tradycja. Za jodłami, które widział przez okno świeciło jaskrawe światło poranka, wciąż jeszcze zaróżowionego brzaskiem. Jego umysł pracował na wysokich obrotach. Gdzie właściwie byli? Przypomniał sobie ucieczkę z Zurychu oraz upór Strattona, żeby nawet nie zbliżali się do hotelu Eden au Lac, gdyż z pewnością roiło się tam już od policji.

Pojechali na południe od Zurychu. Pamiętał, że mijali miejscowość Zug, a przed Lucerną zjechali z głównej drogi. Później droga stała się górzysta; widział tablice reklamujące stoki narciarskie oraz zimowe kwatery. W pobliżu było też jezioro, niewielkie jezioro. Stopniowo dochodził do siebie, uspokajał się. Pamiętał. Znajdowali się w bezpiecznym domu, w pobliżu jednego z narciarskich stoków.

Zoe westchnęła przez sen i przytuliła się do niego. Spojrzał na jej twarz i zastanowił się, o czym może śnić. Nieważne, pomyślał, byle tylko nie był to koszmar.

Wyglądała tak niewinnie, była taka krucha. A przecież wiedział, jak bardzo okazała się twarda, skoro zdołała przetrwać tamte katusze. Czy to, co przeżyła, zmieniło ją? Oczywiście, musiało zmienić. Ale czy zmieniło ich oboje?

Myślał o tym przez dłuższą chwilę i w końcu przyznał, że doświadczenia ostatnich miesięcy nie mogły nie wpłynąć na relacje między nimi. Pocieszał się jedynie myślą, że zmiany te nie były negatywne.

Dotknął jej delikatnie; pieścił jej twarz, przesuwał dłoń wzdłuż jej ramienia, potem po wrażliwym łuku na szyi, gdzie kosmyki włosów skręcały się w prowokacyjnym nieładzie. Wydawało mu się, że w ten sposób przywróci wspomnienia i dotrze do określonych miejsc przeszłości. Usłyszał słowa wypowiedziane przez nią poprzedniego wieczora.

To prawdziwy cud!

Czy naprawdę był to cud? Czy Bóg miał w tym jakiś cel? Czy też żaden pieprzony Bóg nie maczał w tym palców i był to wyłącznie zbieg okoliczności, bo światem rządzi jedynie przypadek? Chciał podziękować Bogu, ale uczucie wdzięczności wobec Stwórcy nie nadeszło.

Zoe powoli budziła się.

Wynurzała się stopniowo, przechodząc przez kolejne warstwy snu niczym nurek powracający z głębin. Chwytała świat kawałkami: najpierw dotyk na jej ramionach i szyi, delikatny jak pocałunek, potem jaskrawe poranne światło nowego dnia. Poruszyła się i położyła nogę na płaskim brzuchu Setha, wtulając się w niego. Czuła jego dłonie na plecach, potem niżej, i potem jeszcze niżej. Czuła, jak robi się wilgotna. Czuła też jak on twardnieje, kiedy przesunęła nogę w poprzek jego brzucha.

Kiedy pocałował ją za uchem, otworzyła oczy. Zadrżała.

– Dzień dobry – powiedziała głosem ochrypłym od snu.