Szwajcarskie banki słynęły z dyskrecji, która nie pozwalała opinii publicznej poznać szczegółów systemów zabezpieczeniowych, ale w środowisku stróżów prawa wiadomo było tak zresztą jak i w środowisku światka przestępczego – tak przynajmniej zakładał Seth – że po odcięciu każde takie pomieszczenie było równie bezpieczne jak cela w najbezpieczniejszym więzieniu. Dźwiękoszczelne, kuloodporne i zdolne wytrzymać nawet solidną eksplozję. Można w nich było przytrzymać potencjalnych przestępców do czasu przybycia policji, nie przeszkadzając jednocześnie w normalnej pracy w banku.
Seth spojrzał na drzwi. Przetarł wilgotne dłonie, potem chwycił za klamkę. Czy drzwi okażą się ostatnimi, które poprowadzą ich do wolności? Czy może w banku potraktują ich jak potencjalnych przestępców, oni zaś będą ściganymi, którymi rzeczywiście byli, i zostaną odcięci w jakimś w pomieszczeniu, z którego nie będzie wyjścia do czasu przybycia szwajcarskiej policji? Miał dziwne przeczucie, że nie jest to miejsce, do którego chciałby wejść. Przełknął ślinę i pchnął drzwi, otwierając je przed Zoe.
Pomieszczenie w żaden sposób nie przypominało sali bankowej. Po jednej stronie stała kanapa, obok niej dwa fotele i koktajlowy stolik. Stała też mosiężna lampa, rzucająca ciepłe światło. Szli po puszystym ciemnogranatowym dywanie. Ściany obite były ciemną boazerią, a ozdabiały je ryciny przedstawiające sceny myśliwskie. W przeciwległym końcu pomieszczenia, za masywnym, drewnianym biurkiem siedział postawny jasnowłosy mężczyzna. Wstał, by ich powitać. Mogłoby to być zwykłe pomieszczenie korporacyjne, gdyby nie fakt, że nie było żadnych innych drzwi poza tymi, przez które weszli.
– Co państwa do nas sprowadza? – zapytał mężczyzna.
Ubrany był w ciemny, klasyczny garnitur, a gdy podszedł do nich, Seth dostrzegł, że ubranie było fachowo skrojone tak, żeby ukryć broń trzymaną pod lewym ramieniem. Mężczyzna zwrócił się do nich po angielsku, pewnie sprawił to ich strój. Szwajcarscy bankierzy wiedzieli, że tak ubierają się zwykle Amerykanie; najczęściej byli to po prostu ludzie, którzy po powrocie do domu chcieli pochwalić się znajomym, że złożyli wizytę w murach szwajcarskiego banku w Zurychu. Mimo to mężczyzna zachowywał się uprzejmie, szwajcarscy bankierzy wiedzieli bowiem, że na każdych kilkunastu ciekawskich zdarzał się jeden niesłychanie bogaty Amerykanin, który tylko ubrał się nieodpowiednio, idąc załatwiać sprawy finansowe.
– Mam do omówienia poufną sprawę – powiedział Seth władczym głosem. – Poza tym mam niewiele czasu, muszę zaraz widzieć się z kimś z zarządu banku.
– Oczywiście, proszę pana – odparł mężczyzna, omiatając wzrokiem paczkę oraz nowe, już na pierwszy rzut oka drogie buty Zoe.
Podszedł do biurka, podniósł słuchawkę i rozmawiał na tyle cichym głosem, że jego słowa były niezrozumiałe. Kiedy skończył, znów popatrzył na gości.
Amerykanie stali nie okazując żadnych emocji.
– Ktoś spotka się z państwem za chwilę – oznajmił.
W tej chwili w ścianie za biurkiem otworzyły się niewidoczne do tej pory drzwi i wszedł wysoki, ascetyczny mężczyzna z bródką a la Lenin, w granatowym garniturze w prążki.
– Dzień dobry – odezwał się głosem uprzejmym, lecz pełnym rezerwy. – Nazywam się Gunter Abels. W czym mogę państwu pomóc?
Uścisnął najpierw dłoń Zoe, a następnie Setha.
– Mamy tu konto – powiedział pewnym głosem Seth. – Skrytkę depozytową, do której dostęp gwarantują pewne… uzgodnienia natury prywatnej. Rozejrzał się znacząco dokoła. Wolałbym nie mówić nic więcej, dopóki nie znajdziemy się… w bardziej prywatnym otoczeniu.
Abels uniósł zdumiony brwi.
– Ależ oczywiście. Przepraszam bardzo, ale… ale musimy być naprawdę bardzo ostrożni, jeśli chodzi o rozpoznanie prawdziwych biznesowych klientów. Proszę, proszę za mną.
Poprowadził ich przez ukryte drzwi korytarzem do windy i wcisnął przycisk siódmego piętra. Drzwi zamknęły się gładko, a winda ruszyła w górę. Seth unikał spojrzenia recepcjonisty i nie odzywał się. W końcu ludzie zamożni i wpływowi, zwłaszcza tacy, którzy posiadali konta i skrytki depozytowe w szwajcarskich bankach, nie bratali się z bankowym personelem. Poza tym ich bajeczka została kupiona, a nigdy nie wiadomo, co mogłoby wzbudzić podejrzenia. Poza tym bogaci są zwykle małomówni, więc sprawdzi, czy potrafi odgrywać taką rolę.
Zoe poszła za przykładem Setha i także milczała.
– Proszę na lewo – powiedział Abels, gdy drzwi windy otworzyły się na siódmym piętrze.
Znaleźli się w kolejnej sali recepcyjnej, bliźniaczo podobnej do tej na parterze. Kolejny postawny strażnik siedział za kolejnym masywnym biurkiem. Z tego pomieszczenia jednak ciągnęły się dwa korytarze.
Abels zaprowadził ich do drzwi w końcu jednego korytarza i otworzył je kluczem, który wyciągnął z kieszeni. Pomieszczenie zajmujące narożnik budynku, wychodzące na Banhofstrasse i jezioro, urządzone było z pełnym smaku przepychem, jak gdyby specjalnie zaprojektowane dla sprawienia przyjemności tym, którzy mieli mnóstwo pieniędzy, lecz niechętnie wydawali je lekkomyślnie.
– Proszę się rozgościć – rzekł Abels. – Ja w tym czasie powiadomię jednego z członków naszego zarządu, że jesteście państwo tutaj.
I nie czekając na ich odpowiedź, obrócił się, wykonując idealnie wojskową komendę „w tył zwrot” i opuścił pomieszczenie. Drzwi zamknęły się za nim niczym wrota skarbca. Seth nacisnął klamkę. Zamknięte.
W milczeniu spojrzeli na siebie. Pomieszczenie miało rozmiary i wygląd luksusowego pokoju hotelowego. Oprócz kanapy i krzeseł był tu telewizor, stojak ze świeżymi gazetami, niewielki komputer wyświetlający dane finansowe, a także barek. Seth odstawił owinięty w papier obraz i napełnił szklankę wodą ze schłodzonej butelki Perriera.
– Niezły bank, hmm? – powiedziała Zoe, z udawaną słodyczą. – Ci faszystowscy androidzi z Nations Banc powinni na uczyć się paru rzeczy od tych ludzi.
Seth podszedł do okna i spojrzał w dół na ulicę. Grajkowie z Armii Zbawienia wciąż grali jakąś kolędę.
– Być może – odparł lakonicznie. – Bankierzy wszędzie są tacy sami, zwłaszcza ci z dużych banków.
Odwrócił się do Zoe.
– Ludzie raczej nie zyskują na kontaktach z nimi.
– Mój Boże, jesteś dzisiaj jakiś drażliwy – zażartowała, podchodząc do niego.
– Przykro mi – odparł. – Pomyślałem sobie po prostu, że ten facet płaszczy się przed nami jak szczur, a potem zamyka nas w tym pomieszczeniu, tak na wszelki wypadek. Bankowa procedura. Dla nich wszystkich najważniejsze są procedury. Bankierzy są jak zgraja nazistów, którzy krzyczą: „Mamy rozkazy. I spodoba się to wam!”. A kiedy już cię wyzyskają, przypadkiem lub celowo, zawsze tłumaczą, że tylko wykonywali polecenia.
Zrobił przerwę.
– To tylko biznes. Za każdym razem, gdy słyszysz, jak to mówią, możesz być pewna, że swoją moralność zostawili za drzwiami.
Spojrzał na nią i dostrzegł ogrom cierpliwości w jej oczach.
– Dobrze wiedzieć, że nie zmieniłeś się w ciągu tych sześciu miesięcy – uśmiechnęła się.
Seth spoglądał na nią przez dłuższą chwilę, potem roześmiał się.
– Przykro mi – wyznał. – Zrobiłem się nieco nerwowy.
– Wiem.
Rozległo się zgrzytanie klucza w zamku i po chwili drzwi szczęknęły, a do pokoju wszedł dystyngowany mężczyzna o siwych włosach i krótko przyciętym wąsiku. Miał patrycjuszowską twarz i garnitur od Savile Row. Mówił po angielsku z okropnie poprawnym akcentem człowieka, który studiował w najlepszych szkołach.