– Nie… – Tylko tyle zdążył powiedzieć Mutters, zanim zginął.
Zabójca obrócił broń w kierunku Setha.
Działając instynktownie, Seth wepchnął Zoe do windy i wcisnął przycisk z napisem ZUMACHEN. Słychać było tupot biegnących, przytłumiony przez elegancką wykładzinę dywanową. Drzwi zamykały się powoli. Seth chwycił Zoe za ramię i popchnął w narożnik windy obok tabliczki z przyciskami. Zoe patrzyła, jak obiema rękami chwyta rączkę czarnej metalowej kasetki i unosi ją niczym zawodnik rzucający miotem na igrzyskach olimpijskich.
– Nie ruszaj się – powiedział.
Zamachnął się i uderzył z całą siłą w momencie, gdy głowa człowieka z pistoletem pojawiła się poza linią drzwi.
Metalowa kaseta była ciężka, a ostra krawędź z łatwością rozcięła kość. Automatyczny pistolet z tłumikiem wypadł z dłoni zabójcy i odbił się od ściany windy. Seth wciąż trzymał kasetkę, gdy ciało mężczyzny zaczęło się osuwać, a potem ciężko upadło. Drzwi windy zaczęły się wreszcie zamykać, ale napotkały na przeszkodę – ciało leżącego zabójcy.
Seth rzucił zakrwawioną kasetkę w stronę Zoe i pochylił się, chcąc sięgnąć po broń zabójcy. Kiedy drzwi po raz kolejny cofnęły się, Seth zauważył, że drugi z mężczyzn mówi coś do niewielkiej krótkofalówki. A więc było ich więcej. Tylko gdzie?
Mężczyzna dostrzegł pistolet w dłoni Setha i szybko podbiegł do ściany, schodząc z linii ognia. Drzwi windy znów nie mogły się zamknąć. Seth pochylił się i zaczął wciągać trupa do windy. Drzwi kolejny raz odbiły się, tym razem od nóg mężczyzny i ponownie się otworzyły.
Kiedy rozsunęły się, ten drugi stał naprzeciw nich, a w ręku trzymał tym razem pistolet. Przez moment wpatrywali się w siebie zaskoczeni, potem każdy z nich uniósł broń i wypalił. Seth był jednak o ułamek sekundy szybszy i o włos celniejszy. Poczuł silne odbicie pistoletu w dłoni, jedno, drugie, potem uchylił się, schodząc z linii ognia. Gdy drzwi windy zamykały się, tym razem do końca, zdążył jeszcze zauważyć, jak mężczyzna pada na kolana, a potem uderza twarzą o podłogę.
Seth nie tracąc ani chwili, obrócił ciało zabójcy na plecy i znalazł jeszcze dwa zapasowe magazynki do pistoletu. Wsunął je do kieszeni spodni.
– Kim… – głos Zoe załamywał się, przełknęła ślinę i spróbowała jeszcze raz. – Kim oni są?
Seth potrząsnął tylko głową i dalej przeszukiwał zwłoki zabójcy. W portfelu zabitego znalazł grube pliki banknotów; franki szwajcarskie, szylingi austriackie i trochę marek niemieckich, a wśród wielu kart jedna, ta ze zdjęciem, wystawiona była na nazwisko Bernharda Saltzera, pracownika Thule Gesellschaft Bank.
Pokazał kartę Zoe.
– Hen Mutters nie był jedyną osobą przygotowaną obsłużyć tych, którzy przyjdą odebrać zawartość tej skrytki depozytowej.
Winda dojeżdżała już do parteru.
– Trzymaj to – powiedział, wciskając jej w dłoń portfel.
Winda zatrzymała się i drzwi powoli zaczęły się otwierać.
Seth chwycił metalową kasetkę i wyszedł. Tuż obok zobaczył ciało strażnika leżące na masywnym biurku; z niewielkiej okrągłej rany w skroni płynęła krew.
Na kanapie siedział mężczyzna ubrany w czarny uniform z czerwoną lamówką. W mgnieniu oka Seth rozpoznał w nim jednego z grajków kapeli Armii Zbawienia. Drugi stał przy drzwiach wejściowych do sali recepcyjnej. Obaj sprawiali wrażenie zaskoczonych widokiem Setha i na chwilę dosłownie zamarli. Potem unieśli nagle w górę pistolety maszynowe H &K MP5A. Seth cofnął się do windy, ale wpadł na Zoe i przewrócili się w chwili, gdy kule uderzyły głucho o obite boazerią ściany windy.
– Schnell! Schnell! Szybko! Szybko!
Seth usłyszał krzyki zamachowców. Poderwał się na kolana i wystrzelił w kierunku nadbiegającego. Kula trafiła mężczyznę w brzuch; zatrzymał się, a na jego twarzy pojawił się wyraz zdziwienia. Najwyraźniej nie przewidział, że Ridgeway może być uzbrojony. Seth wykorzystał moment zaskoczenia i ponownie nacisnął spust.
Zoe poderwała się na nogi i desperacko wciskała wszystkie guziki na tablicy. Nim drzwi windy zaczęły się zamykać, Seth strzelił jeszcze dwa razy w kierunku drugiego z grajków. Magazynek był już pusty. Automatyczne drzwi w końcu się zamknęły i winda ruszyła w górę.
– Dokąd jedziemy? – zapytał. Obrócił pistolet i starał się znaleźć blokadę magazynku.
– Na górę – odparła Zoe.
Seth wsunął nowy magazynek.
– Na którymś z niższych pięter powinny być biura – wyjaśniła Zoe. – A tam, gdzie są biura, muszą być wyjścia ewakuacyjne.
Drzwi windy otworzyły się i zobaczyli ogromne pomieszczenie podzielone przegrodami zwieńczonymi u góry szybami. Słychać było szum komputerów, kalkulatorów i drukarek. Seth szybko ukrył pistolet za paskiem spodni.
Zoe minęła go, podeszła do dzwonka alarmu pożarowego i pociągnęła rączkę.
– Feuer! Feuer! Feueri Pożar! Pożar! Pożar! – krzyknęła głośno.
W pomieszczeniu rozległ się najpierw niespokojny pomruk, potem ludzie zaczęli się podnosić. Seth chwycił kasetkę i dołączył do Zoe.
– Pożar! Musimy uciekać! Pożar!
Pomruk przemienił się w głośny, podekscytowany gwar. Niektórzy z pracowników zaczęli zbierać rzeczy z biurek, kobiety chwytały torebki. Jakiś wysoki mężczyzna podszedł do nich energicznym krokiem.
– Cóż tu się dzieje – odezwał się gniewnym głosem. – Co to wszystko ma znaczyć?
– Pożar na parterze – wykrzyknął w odpowiedzi Seth. – Hen Mutters polecił mi, żebym ewakuował całe piętro.
Mężczyzna zesztywniał, słysząc nazwisko przełożonego.
– Ale to wbrew przepisom – krzyknął. – Muszę osobiście porozmawiać z wiceprezesem Muttersem.
Ruszył w stronę telefonu, jednak w pomieszczeniu panował już zupełny chaos; ludzie przepychali się, jeden przez drugiego, biegnąc w stronę otwartych drzwi w drugim końcu pomieszczenia. Zoe i Seth dołączyli do tłumu, który był już bliski paniki.
Na dole, po zejściu ze schodów pożarowych, ludzie biegali w panice po podwórzu, które połączone było alejkami z innymi ulicami. Nie wiedzieli wyraźnie, co robić. Niektórzy głośno komentowali, że nigdzie nie czuje się dymu, inni wysuwali przypuszczenie, że muszą to być kolejne ćwiczenia przeciwpożarowe.
Seth i Zoe odłączyli się od bezładnej ciżby i powoli ruszyli jedną z alejek prowadzących w kierunku przeciwnym do Bahnhofstrasse. Odgłosy wyjących syren stawały się głośniejsze – z pewnością były to wozy straży pożarnej i przypuszczalnie także radiowozy policyjne – pewnie odkryto już ciała zabitych.
Alejka zaprowadziła ich na spokojną uliczkę w starej, średniowiecznej dzielnicy Zurychu. Szli w milczeniu, zbyt oszołomieni, by cokolwiek powiedzieć. Pół godziny później dotarli do podziemnego garażu przy Sihlstrasse, a minutę później Zoe dostrzegła volvo. Stratton kiwnął do nich ręką.
Rozdział 31
Do Alt Aussee przyjechali rankiem w przeddzień Wigilii. Tuż przed świtem zaczęło intensywnie padać i z godziny na godzinę śnieżyca przybierała na sile.
Wąska droga z Bad Aussee ciągnęła się wzdłuż strumienia, który wpływał do jeziora. Jechali z prędkością poniżej piętnastu kilometrów na godzinę, a śnieg zasypywał wycieraczki i zmieniał się w lód tam, gdzie one nie sięgały.
Wynajęli dwa pokoje w Kohlbacherhof, niewielkim zajeździe na skraju miasteczka, tuż obok małego kościółka. Zoe i Seth wzięli parasol i poszli piechotą do centrum miasteczka. Yost wyraźnie powiedział, że on czeka tylko na nich.