Выбрать главу

Powoli weszli do środka. Morgen wyglądał jak człowiek, który trafił do niemal zapomnianego snu. Skierowali światło latarek na ściany.

– Tam – odezwał się Morgen, wskazując środek ściany po prawej stronie.

Ridgeway nie rozumiał, co ksiądz wskazuje. Morgen podszedł i pokazał hak.

– Tu wisiał obraz. Sierżant von Halbach zabrał go stąd. Musiał to zrobić. Widziałem wtedy ten obraz. Widziałem.

Odwrócił się do nich, jak gdyby nie spodziewał się, że dadzą wiarę jego słowom.

Ale Gunther i Seth szybko przeszli obok niego, pragnąc jak najszybciej zakończyć ostatni etap ich misji. Dotarli do końca skarbca i rozłożyli plany na stole.

– Kombinacja jest standardowa – wyjaśnił Gundier, przyglądając się planom. – Ale kiedy drzwi się otworzą, będziemy mieli tylko dziesięć sekund na włożenie złotej sztabki z obrazu w tę szczelinę. O, tutaj.

Wskazał na pierwszy z rysunków przedstawiających drzwi sejfu, potem na szczelinę w drzwiach zamontowanych w ścianie. Szczelina była teraz zablokowana kawałkiem metalu. Ridgeway wyciągnął złotą sztabkę z plecaka.

– Musi tu być gdzieś we wnętrzu jakiś mechanizm wykorzystujący równowagę – domyślił się Gunther. – Prawdopodobnie jest uaktywniany przez przedmiot o właściwych rozmiarach i ciężarze.

Seth przytaknął.

– Niech mi pan poświeci – poprosił Gunther.

Seth przytrzymał latarkę, a tamten zaczął obracać cyfrowy zamek. W sumie było to szesnaście numerów i Gunther wprowadzał je bez pośpiechu, ale precyzyjnie. Po wprowadzeniu ostatniej liczby usłyszeli nagłe szczęknięcie i natychmiastowy turkot. Wskazówka sekundnika na zegarku Setha wskazywała godzinę 3:13:26 i nie przestawała sunąć do przodu.

– Szybko – ponaglił Gunther. – Proszę dać mi sztabkę.

Seth wręczył sztabkę Guntherowi.

3:13:29.

Gunther obrócił się w stronę sejfu. Ręce mu drżały, gdy wsuwał sztabkę do szczeliny. 3:13:30.

Gunther zaklął, mocując się ze sztabką. 3:13:31. Sztabka upadła cicho na dywan.

– Och, Boże! Szybko! – Gunther i Seth padli jednocześnie na kolana, gdy mechanizm drzwi sejfu zazgrzytał.

3:13:34.

– Niech pan weźmie. – Gunther wcisnął sztabkę w dłoń Setha. – Niech pan to zrobi.

Seth wstał.

3:13:37.

Wcisnął sztabkę do szczeliny. Zniknęła im z oczu, połknięta przez mechanizm zainstalowany w drzwiach. Terkot ucichł.

– Zdążyliśmy?

Seth spojrzał na zegarek.

– Sekundę lub dwie po czasie – odparł, sięgając do klamki. – Zobaczmy, czy zamek wciąż działa.

Zaczął naciskać klamkę, kiedy Zoe krzyknęła:

– Wrota! Seth! Wrota się zamykają!

Seth odwrócił się i zobaczył, jak wrota dużego skarbca powoli przesuwają się po szynach.

– George! – krzyknął. – Ty i Zoe oraz ojciec wyjdźcie na zewnątrz i ciągnijcie za linę. Sprawdźcie, czy będziecie w sta nie spowolnić zamykanie wrót. Ja pomogę Guntherowi.

Ale Gunther już wyciągnął rękę i nacisnął klamkę otwierającą sejf. Usłyszeli syczący odgłos uwalnianych sprężyn. Moment później z pół tuzina strzał z grotami jak harpuny wbiło się w ścianę po drugiej stronie sejfu. Jedna ze strzał przeszła przez prawą pierś Gunthera, przyszpilając go do ściany.

– Pfeil! – krzyknął Gunther.

Tak. W końcu znaleźli strzałki.

– Gunther! – Morgen ruszył w jego stronę, lecz Seth chwycił go za ramię i powstrzymał.

– Ojcze, proszę stąd wyjść – nakazał, patrząc, jak drzwi nie przestają się zamykać.

– Zabierzcie go stąd – powiedział do Zoe i Strattona. – Ja pomogę Guntherowi.

Seth siłą obrócił Morgena i pchnął go w stronę coraz węższego przejścia między skrzydłami wrót.

– Wyjdźcie. Wszyscy – warknął.

Stratton chwycił Morgena i wybiegli. Zoe nie ruszyła się z miejsca.

Seth podbiegł do Gunthera, który wyglądał na półprzytomnego i poruszał ustami niczym ryba wyjęta z wody. Krew poplamiła już dywan pod jego stopami. Drzewce strzały nie trafiło jednak w płuco, bo krew się nie pieniła. Jeśli szybko zdołają zapewnić mu pomoc lekarską, będzie miał szansę na przeżycie.

Seth spojrzał na niego, potem na wrota, które były już do połowy zasunięte i znów odwrócił się do Gunthera. Chwycił starego Austriaka za barki.

– To będzie cholernie bolało, Gunther.

Stary człowiek spojrzał przez zamglone oczy, z których przebijało cierpienie, i przytaknął. Seth wziął głęboki oddech i wyciągnął strzałę. Gunther wrzasnął przeraźliwie, a potem – co było zupełnie zdumiewające – odepchnął Setha i ruszył chwiejnym krokiem w kierunku sejfu.

– Gunther, co… – Seth nie był w stanie uwierzyć, że stary wciąż jeszcze trzyma się na nogach.

– Niech pan się cofnie – powiedział słabnącym głosem Gunther. Oparł się o ścianę i stał tak przez moment.

Seth popatrzył niespokojnie w stronę zamykających się wrót, a kiedy ponownie się odwrócił, Gunther próbował już wydobyć zawartość sejfu. Wyciągnął coś ciężkiego.

Seth otworzył usta z wrażenia. Gunther trzymał w dłoniach złotą szkatułę wysadzaną drogimi kamieniami, które mieniły się feerią kolorów: zielonym, czerwonym i białym, i zdawały się zwielokrotniać promienie światła latarki Setha. Nagle ciszę panującą w krypcie przerwał dźwięk, który na długo zapadł mu w pamięci. Druga seria strzał, niewątpliwie wyzwolonych przez uniesienie szkatuły z podestu, przecięła przestrzeń w ciemnościach. Jedna trafiła Gunthera w twarz. Impet uderzenia podniósł go z klęczek i rzucił nim o ścianę. Dwie dalsze strzały uderzyły głucho i przebiły się przez jego tułów. Złota szkatuła z głuchym odgłosem upadła na posadzkę, a jej zawartość wysypała się.

– Seth. Pospiesz się. Wrota.

Seth rzucił przerażone spojrzenie na wrota, potem ponownie na zawartość szkatuły rozsypaną na dywanie. Bela zgrzebnego płótna oraz kartki papieru. Jeśli wybiegnie, zostawiając je, okaże się, że wszyscy, którzy zginęli, zginęli daremne. A kolejnym mordom nie będzie końca.

Walcząc z paniką, Seth padł na kolana i zbierał przedmioty, które wypadły ze szkatuły. Potem włożył je do niej z powrotem i zamknął wieko.

– Wychodź, natychmiast! – krzyczała Zoe.

Odstęp miedzy skrzydłami wrót miał już tylko kilkanaście centymetrów. Zoe przesunęła się między nimi bez trudu.

– Trzymaj – krzyknął, rzucając szkatułę przez szczelinę we wrotach.

Chwyciła szkatułę. Seth skoczył miedzy skrzydła wrót, ale nie mógł się przecisnąć. Czuł, jak stalowe krawędzie zaciskają się na nim. Ogarnęła go panika. Chciał krzyczeć. Nie teraz, nie tak blisko końca. To nie w porządku. Opanował się i z całej siły odepchnął zasuwające się skrzydła wrót. Na moment utknął w miejscu, potem przesunął się przez szczelinę, i padł twarzą na solną posadzkę.

Rozdział 35

Daj mi szkatułę. Głos Strattona zabrzmiał jak kategoryczne żądanie. Zoe w ogóle nie zareagowała. Klęczała na pokrytej drobinami soli posadzce solnej komnaty obok zwiniętego w kłębek Setha, wstrząśniętego do głębi tym, że ledwo uszedł z życiem. Przecisnąwszy się między wrotami, padł twarzą do ziemi wśród szczątków zmarłych dawno temu żołnierzy SS. Leżał na szkatule i dyszał ciężko wyczerpany nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Nigdy już nie zapomni Gunthera przygwożdżonego do solnej ściany, i to niejeden, lecz dwa razy. Na zawsze zapamięta jego oczy i drgawki targające jego prawą ręką.

– Daj mi szkatułę, natychmiast! – ponownie zażądał Stratton.