Kto jednak przyjechałby tutaj, by przyjrzeć się temu dziwnemu miejscu?
„Dyscyplina” była statkiem zaradczym, nakierowanym na krąg żółtych gwiazd, które mogły posiadać planety podobne do pierwotnej Ziemi. Jej druga misja była tajna, znana jedynie Kendy’emu, ale badania zdecydowanie znajdowały się dopiero na trzecim miejscu listy. „Dyscyplina” się tu nie zatrzyma. Kendy minie T3, zrobi zdjęcia i zapisy, a potem zniknie w przestrzeni. Może zatrzyma się tylko po to, by wyrzucić rakietę z głowicą pełną modyfikowanych alg, jeśli znajdzie docelowy świat.
Czworo z załogi znajdowało się w module sterowania. Mieli uruchomiony system teleskopowy; na wielkim ekranie widniał wodnisty obraz żółtobiałej gwiazdy z maleńkim, oślepiającym, błękitno-białym punktem światła na krawędzi. Sam Goldblatt miał na niniejszym ekranie wyświetlone widmo T3.
Sharon Levoy podawała dane do zapisu, ale nikt jej nie słuchał: „To rozwiązuje sprawę. Levoy jest starą gwiazdą neutronową, pół miliarda do miliarda lat po fazie pulsara. Wciąż jest jeszcze gorąca jak piekło, ale ma tylko dwadzieścia kilometrów średnicy. Powierzchnia promieniowania jest w zasadzie pomijalna. Przez cały ten czas prawdopodobnie wytraca ruch obrotowy i ciepło. Nie widzimy jej, ponieważ nie emituje dość światła”.
— Żółte karłowate gwiazdy mogą mieć planety, ale należy oczekiwać, że ich atmosfery wyparowały przez wybuch supernowej, której Gwiazda Levoy jest pozostałością…
Goldblatt warknął:
— Mieliśmy być tutaj pierwszą ekspedycją. Co na to Kendy?
Załoga miała nie wiedzieć, że komputer pokładowy i jego zarejestrowana osobowość może ich podsłuchiwać. Dlatego Kendy odezwał się:
— Halo, Sam. Co się dzieje?
Sam Goldblatt był potężnym, okrągłym mężczyzną z krzaczastymi, starannie wypielęgnowanymi wąsami. Żuł je od chwili, gdy Levoy znalazła i nazwała gwiazdę neutronową. Teraz jego frustracja znalazła cel.
— Kendy, masz zapisy z poprzedniej ekspedycji?
— Nie.
— Dobra, sprawdzaj mnie. To są linie absorpcyjne dla tlenu i wody, tutaj, prawda, czy nie? Co oznacza, że gdzieś w tym systemie istnieje zielone życie, mam rację? I że Państwo przesłało już tutaj statek zaradczy?
— Zauważyłem widmo. Właściwie dlaczego życie roślinne nie miałoby się rozwinąć samo z siebie? Na Ziemi tak się stało. Poza tym te linie nie mogą przedstawiać świata ziemskiego typu. Są zbyt ostre. Za dużo tlenu, za dużo wody.
— Kendy, jeśli to nie planeta, to co to jest?
— Dowiemy się, kiedy podejdziemy bliżej.
— Hmm… nie przy tej prędkości. Kendy, sądzę, że powinniśmy zwolnić. Zwolnij do minimum, przy którym będzie działać silnik rakietowy Bussarda. Nie stracimy paliwa na pokładzie, przyjrzymy się trochę i zaraz będziemy mogli przyspieszyć, kiedy dostaniemy wiatr słoneczny do paliwa.
— Niebezpieczne — odparł Kendy. — Nie zalecam tego.
I na tym powinno było stanąć.
Przez pięćset dwadzieścia lat Kendy usuwał z pamięci strzępy doświadczeń, jeśli sądził, że nie będą mu więcej potrzebne. Nie pamiętał, czy zgodził się w końcu z sugestią Goldblatta. Prawdopodobnie Sam przekonał Kapitana Quinna i resztę załogi, a Kendy ustąpił… im? Czy własnej ciekawości?
Kendy pamiętał.
Gwiazda Levoy i T3 okrążały wspólny punkt w mimośrodowych orbitach, w odległości średnio 2,5 x l08 kilometrów, z okresem orbity 2,77 lat ziemskich. Gwiazda neutronowa znajdowała się za żółtym karłem, gdy „Dyscyplina” wkraczała do systemu. Teraz znów stała się widoczna dla systemu teleskopowego „Dyscypliny”.
Ujrzał pierścień białych chmur z odcieniem zieleni, z jasną iskrą pośrodku. Linie widma wody i tlenu pochodziły stamtąd. Pierścień był niewielki jak na standardy astronomiczne: region największej gęstości okrążał gwiazdę neutronową w odległości dwudziestu sześciu tysięcy kilometrów około cztery razy większej od promienia Ziemi.
Jak wieniec bożonarodzeniowy — westchnęła Claire Dalton. Pani socjolog miała ciało długonogiej, ślicznej blondynki, ale jej humanusowe wspomnienia sięgały bardzo daleko wstecz… Co ona zresztą robi na mostku? Kapitan Dennis Quinn mógł ją zaprosić, jeśli sądzić po tym, jak stoją obok siebie. Oznaczało to rozluźnienie dyscypliny, której Kendy miał pilnować.
Załoga „Dyscypliny” badała dalej archaiczny wieniec bożonarodzeniowy. Nagle Sam Goldblatt ryknął:
— Świat Goldblatta! Kendy, zarejestruj to. Świat Goldblatta! Tam jest planeta!
— Nie jestem na tyle blisko, żeby to sprawdzić, Sam.
— Musi tam być. Wiesz, jak działa pierścień gazowy?
Kendy miał to w pamięci.
— Tak. Nie wątpię, że masz rację. Mogę zbadać radarem ten kłębek burz, gdy będziemy przelatywać.
— Przelatywać? Musimy się zatrzymać i zbadać to! — Goldblatt rozejrzał się, szukając oparcia w towarzyszach. — Zieleń oznacza życie! Życie za to bez planety! Musimy się wszystkiego dowiedzieć. Claire, Dennis, rozumiecie to, prawda?
Załogę stanowiło dwunastu obywateli i osiem humanusów. Humanusy mogły się sprzeczać, ale nie miały praw obywatelskich, zaś obywatele mieli ich mniej niż sądzili. Ze względu na morale Kendy podtrzymywał złudzenie, że to oni tu rządzą.
Sugestia Goldblatta nie była warta rozważenia. Kendy powiedział:
— Pomyśl. Mamy paliwo tylko na jedno jedyne zwolnienie. Będziemy go potrzebować, gdy wrócimy na Ziemię.
— Tam jest woda — w zamyśleniu odezwał się Dennis Quinn. — Możemy zatankować. Jestem pewny, że ta woda ma dość deuteru i trytu. Dlaczego nie, w końcu okrąża resztki supernowej!
Claire Dalton gapiła się na ekran, na doskonały pierścień dymu z maleńkim świetlnym punkcikiem pośrodku.
Gwiazda neutronowa wystygła, straciła większość prędkości obrotowej i ciepła, i tego silnego pola magnetycznego, jakie mają pulsary. Jest jasna, ale zbyt mała, by dawać dużo prawdziwego ciepła. Pewnie my sami moglibyśmy tam żyć. — Rozejrzała się dokoła. — Czy nie po to przybyliśmy? Dziwność wszechświata… Jeśli się tu nie zatrzymamy, równie dobrze możemy wracać na Ziemię.
Pogarda w jej głosie była bardzo wyraźna.
W tym momencie wspomnienie Kendy’ego zamarło. Nic dziwnego. To właśnie musiał być prawdziwy początek buntu.
Pamiętał, że sprawdzał i poprawiał pliki dotyczące mechaniki pierścienia gazowego.
Bliźniaczą gwiazdę okrążały szeroko dwie planety: giganty typu Jowisza, bez księżyców. Stara supernowa zdmuchnęła chyba wszystkie mniejsze kamienie.
Ciało okrążało gwiazdę neutronową. Jeden fragment Dymnego Pierścienia był skręcony, jak zniekształcony wir sztormu. We wnętrzu wiru ukryte było kamienno-metaliczne jądro o masie dwa i pół razy większej od Ziemi. Gęsta, gorąca atmosfera zawierała trochę tlenu i wody. Świat Goldblatta, zablokowany wiatrem, nie nadawał się do zamieszkania. Bez takiej atmosfery mógłby pewnie utrzymywać życie podobne do ziemskiego, ale ta niesamowita atmosfera, rozpływała się w nieskończoność w Dymny Pierścień.
Silne linie tlenowo-wodne pochodziły z pierścienia gazowego.
Pierścień gazowy stanowi wynik lekkiej masy orbitującej wokół ciężkiej masy, tak jak Tytan obiega Saturna. Może być i tak, że lekka masa jest zbyt lekka nawet na to, aby utrzymać własną atmosferę. Szybsze cząsteczki powietrza uciekają — ale wchodzą na orbitę wokół ciężkiej masy. I tak Tytan okrąża Saturna wraz z pierścieniem własnej, uciekającej atmosfery, tak też Io orbituje wokół Jowisza w pierścieniu siarki zjonizowanym straszliwym polem magnetycznym Jowisza.