Выбрать главу

Term aż podskoczył.

— Nie widzicie, że nie możemy ani walczyć, ani negocjować? Mamy jednego dobrego wojownika, dwie kaleki, chłopca, cztery kobiety i strażnika dziupli i wszyscy zostaliśmy wywaleni z Kępy Quinna. Nie możemy nawet niczego obiecywać…

— Alfin, czy ty też chcesz odejść? — przerwał Clave.

— Tak.

— Jiovan?

— Od czego uciekamy?

— Może od niczego. Ten znak nie był odnawiany od dawna. Drzewne żarcie, przecież susza mogła ich wszystkich zabić! Może będziemy mogli zasiedlić drugą kępę…

Merril wpadła mu w słowo, choć dyszała ze zmęczenia wspinaczką.

— O, nie… Jeśli wszyscy zginęli… nie chcielibyśmy… tam iść… Choroba…

— Chcesz iść dalej czy wracać?

— Nie… chyba wracać, ale… najpierw zabierzmy ten wielki grzyb. To zrobi wrażenie na obywatelach! I uwędźmy jeszcze jednego linonosa… jeśli damy radę. Na razie… przynajmniej wiemy, że na pniu można upolować coś do jedzenia. Musimy o tym powiedzieć Przywódcy…

— Jayan? Jinny?

— Ona mówi do rzeczy — odparła Jinny, a Jayan skinęła głową.

— Gavving?

— Nie mam zdania.

— Drzewne żarcie. Glory?

— Wracamy — odparła. — Od dawna nie jadłam liści.

Clave westchnął.

— Gdybym był pewien, że mam rację, poszlibyśmy. W porządku — jego głos nabrał mocy, stał się dźwięczniejszy. — I tak mamy już dość do noszenia… jeszcze ten wielki grzyb i cokolwiek nam się mięsnego nawinie. Obywatele, zrobiliśmy bardzo wiele dla siebie i dla Kępy Quinna. Wrócimy do domu jako bohaterowie. Teraz nie chciałbym zgubić nikogo po drodze w dół, więc nie sądźcie, że wiatr jest wam dany na zawsze! Będzie silniejszy z każdym klomterem. Większość drogi w dół pokonamy na linach, niosąc mięso i grzyba.

Ich cele stały się celem Clave’a. Gavving zauważył to i zapamiętał.

Powróciły błyskacze. Minya obserwowała, jak odprawiają swój taniec godowy. Dwa samce stanęły przed jedną samicą z rozpostartymi skrzydłami, a łebek samicy kręcił się od jednego do drugiego z niemal zawrotną szybkością. Decyzje, decyzje…

— Coś cię gryzie, kobieto?

… Decyzje. Co to obchodzi Smittę? Minya podjęła szybką decyzję. Musi z kimś porozmawiać… albo eksploduje.

— Zaczęłam się zastanawiać, czy… czyja się nadaję do Szwadronu Triunów.

Smitta zareagowała zaskoczeniem.

— Naprawdę? Osiem lat temu bardzo chciałaś do nas przystać. Co się zmieniło?

— Nie wiem.

Ale wiedziała. Smitta też to nagle pojęła.

— Nie rozmawiaj o tym z Sal. Nie zrozumie.

— Miałam tylko czternaście lat…

— Wydawałaś się starsza… bardziej dojrzała. I byłaś chyba najładniejszym rekrutem, jakiego mieliśmy.

Minya skrzywiła się.

— Każdy mężczyzna w kępie chciał robić ze mną dzieci. Usłyszałam to chyba na wszystkie możliwe sposoby. A ja po prostu nie chciałam tego robić z nikim. Smitta, przecież po to właśnie jest Szwadron Triunów!

— Wiem. Kim byłabym bez Szwadronu Triunów? Kobieta, urodzona jako mężczyzna, mężczyzna, który chce być kobietą…

— Czy kiedykolwiek chciałaś… — Jakiego słowa użyć? Na pewno nie „robić dzieci”, nie w stosunku do Smitty.

— Chciałam — odparła Smitta. — Z Risherem… kiedyś był znacznie ładniejszy… a potem z Mike’em, chłopakiem od Mistrza Łowczego. — Minya skrzywiła się lekko. Smitta chyba to zauważyła. — Z wszystkiego tego rezygnujemy, wstępując tutaj. Musisz to zdusić w środku. Wiesz przecież.

— Czy ktoś kiedyś…

— Co? Odchodzi? Oszukuje? Alse skoczyła w niebo wkrótce po moim przybyciu, ale nikt naprawdę nie wiedział dlaczego. To jedyny sposób, aby odejść. Jeśli ktoś złapie cię na oszustwie, znam takie, które rozdarłyby cię na strzępy. Jedną z nich jest Sal.

Zaciśnięte zęby utrzymały tajemnicę Minyi. Smitta dopiero teraz dodała:

— Nie daj się złapać na oszustwie. Może nie wiesz, jak obywatele reagują na szwadron. Tolerują nas. Nie chcemy dać plemieniu dzieci, więc wykonujemy wszelkie najbardziej niebezpieczne zadania, jakie ktoś sobie wymyśli. W ten sposób spłacamy dług. Nie proś jednak zwykłego mężczyzny, żeby… no wiesz, pomógł ci pozostać po obu stronach.

Minya skinęła głową. Zasznurowane usta, zaciśnięte zęby. Trzeba je było tak trzymać wtedy, gdy była z Mike’em! Nie można się było go pozbyć, wtedy, osiem lat temu. Jak mógł się tak zmienić? Czy rozgada?

— Smitta…

— Zostaw. Sal wraca.

Minya podniosła wzrok. W dole widać było cztery sylwetki, cztery kobiety unoszące się na strumieniach gazu i nasion. Nie miały wody. Sal krzyczała coś, ale wiatr zwiewał jej słowa w drugą stronę.

— Marnują strąki — zauważyła Smitta.

Były coraz bliżej, mogły już chwytać się kory. I dopiero wtedy Minya usłyszała radosny wrzask Saclass="underline"

— Najeeeeźdźcy!

ROZDZIAŁ VII

Dłoń Checkera

Dwie triady ruszyły ku wnętrzu, od czasu do czasu kryjąc się w szczelinach kory. Denisse, ciemnowłosa, wysoka kobieta z triady Thanyi, mniej więcej co minutę wystawiała głowę, szybko rozglądała się dokoła i z powrotem chowała pod powierzchnią.

— Naliczyliśmy sześcioro wokół znaku plemiennego — wyjaśniała Thanya. — Ciemna odzież. Może z Ciemnej Kępy.

— Intruzi na drzewie! — Głos Sal był radosny i pełen zapału. — Nigdy przedtem nie walczyłyśmy z najeźdźcami! Byli jacyś obywatele wyrzuceni za bunt, dawno temu… kilkoro z nich zabiło Przywódcę, reszta poszła za nimi. Może osiedli w Ciemnej Kępie? Buntownicy… Thanya, jaką mieli broń?

— Przecież nie pójdziemy i nie zapytamy, prawda? Denisse mówiła, że widziała coś podobnego do ogromnych strzał. Nie potrafiłyśmy nawet określić ich płci, ale jeden nie ma nóg.

Wyminęły szczelinę zarośniętą siwizną.

— Ich sześciu, nas sześć — policzyła Smitta. — Może przeoczyłyście kogoś… nie wiem, czy nie posłać po triadę Jeel.

Sal wyszczerzyła zęby jak wilczyca.

— Nie.

— I nie — dodała Thanya w imieniu swojej triady.

Minya nie powiedziała nic — przywódczyni triady przemówiła w jej imieniu — ale poczuła ogromną radość. Właśnie teraz najbardziej potrzebowała porządnej walki.

Denisse przycupnęła po kolejnym rekonesansie.

— Intruzi — powiedziała śmiertelnie spokojnym tonem. — Mamy tu intruzów, trzysta metrów w głębi naszego terytorium i sto na prawo, kierują się na zewnątrz. Co najmniej sześciu.

Idźmy powoli — zaproponowała nagle Thanya. — Chciałabym przesłuchać choć jednego. Nie wiem, czego oni tu chcą.

— A co nas to obchodzi? To, czego chcą, nie należy do nich.

Thanya odpowiedziała jej uśmiechem.

— Nie jesteśmy grupą dyskusyjną, tylko Szwadronem Triunów. Chodź, zobaczymy!

Mozolnie torowały sobie drogę przez korę. Wreszcie Denisse wystawiła głowę i szybko schowała się z powrotem.

— Dotarli do Dłoni Checkera.

Czyszczenie pnia z pasożytów było jednym z zadań Szwadronu Triunów. Grzyby-wachlarze były niebezpieczne dla drzewa i zarazem jadalne; ale jeden z nich cieszył się specjalnymi przywilejami. Znaleziono go około dwudziestu lat temu i od tego czasu pozwolono mu rosnąć dalej. Minya słyszała o niezwykłym pupilku szwadronu. Wysunęła głowę nad korę…

Byli tam: mężczyźni i kobiety, o całkowicie ludzkim wyglądzie.

— Więcej niż sześciu: ośmiu… nie, dziewięciu, ubrani jak brudni cywile. Pokryte sadzą czerwone ubrania, bez kieszeni… Rąbią trzon! Zabijają go… Zabijają Dłoń Checkera!