Выбрать главу

Smitta wrzasnęła i rzuciła się w tamtą stronę.

Nie było rady. Sal ryknęła: „Naprzód w imię Golda!” i Szwadron Triunów rzucił się w kierunku intruzów.

Wachlarz sterczał z pnia niby gigantyczna dłoń, biała z czerwonymi paznokciami. Jego łodyga wydawała się z daleka nieproporcjonalnie cienka i delikatna, ale okazała się w rzeczywistości grubsza od torsu Gavvinga. Zaczął ją siec sztyletem. Jiovan zabrał się za drugą stronę.

— Ściągniemy go w dół pnia — dyszał Jiovan. — Ale jak przedrzemy się z nim przez kępę do Rynku?

— Może nie będzie trzeba — wtrącił Clave. — Przyprowadzimy plemię do grzyba. Niech sami sobie z niego wycinają kawałki, takie, jakie im będą potrzebne.

— Najpierw odetnijcie brzeg — poradziła Merril.

Term zaoponował:

— Uczony będzie chciał dostać taki czerwony kawałek.

— I na kim go wypróbuje? No dobrze, zostawcie trochę frędzli dla Uczonego. Ale tylko trochę!

Trzon był twardy. Zrobili pewne postępy, ale ramiona Gavvinga nie nadawały się na razie do użytku. Wycofał się zatem, ustępując miejsca Clave’owi. Przyglądał się tylko, jak cięcie się pogłębia.

Może już go wystarczająco osłabili?

Wbił kołek w korę i przywiązał do niego linę. Skoczył na grzyb, uderzając całą siłą nóg.

Wielka dłoń pochyliła się pod jego ciężarem, po czym odskoczyła, psotnie podrzucając go w niebo. Przekręcił się, chwycił linę i nagle ujrzał coś, czego nie dostrzegli inni, bo byli zbyt blisko pnia.

— Pożar!

— Co? Gdzie?

— Na zewnątrz, pół klomtera stąd, może mniej. Nie wygląda na duży.

Słońce skryło się za zewnętrzną kępą, częściowo pogrążając pień w cieniu. Gavving widział tylko pomarańczowy żar w otoczeniu chmury dymu.

Kątem oka pochwycił błysk. Mocno pociągnął za linę, zanim jego mózg odnotował, że koło biodra ze świstem przeleciał miniaturowy harpun.

— Drzewne żarcie! — wrzasnął. Nie, to nie oddawało sytuacji. — Harpuny!

Jiovan chwiał się niezdecydowanie; spod łopatki wystawało mu ostrze. Clave walił obywateli po ramionach i pośladkach, żeby szybciej się chowali. Coś przeleciało nad nimi w pewnej odległości: kobieta, krępa, rudowłosa baba odziana w szkarłat, z kieszeniami od piersi po biodra, co sprawiało, że wyglądała jak w ciąży ze wszystkich stron. Lecąc przez niebo, rozłożyła coś w rękach — coś, co błyszczało, jak smuga światła.

Ich oczy spotkały się i Gavving wiedział, że to broń, zanim jeszcze zdążyła wystrzelić. Chwycił się kory i przetoczył. Coś przeleciało obok niego jak maleńka iskra i łupnęło w korę tuż obok jego kręgosłupa: miniharpun z żółtymi i szarymi piórami błyskacza na końcu. Przetoczył się jeszcze dalej, żeby skryć się za grzybem-wachlarzem.

Clave’a nie było w zasięgu wzroku. Odziani w purpurę wrogowie płynęli wzdłuż ściany kory, wrzeszcząc coś bez sensu i zadając śmiertelne ciosy. Czerwonowłosa kobieta miała nogę przebitą harpunem. Wyrwała go, odrzuciła i zaczęła rozglądać się za celem.

Wybrała najłatwiejszy: Jiovana, który nawet nie próbował się ukryć. Dostał drugi miniharpun prosto w pierś.

Używały strąków. Szczupły, odziany w purpurę mężczyzna zauważył Gavvinga, ale zbyt mocno napiął broń i cięciwa pękła. Wrzasnął z wściekłości i otworzył strąk, aby dostać się do Gavvinga. W drugiej dłoni trzymał metrowej długości nóż.

Gavving odskoczył z drogi, wyciągnął własny nóż i szarpnął linę, żeby się podciągnąć. Mężczyzna z hukiem uderzył w korę. Zanim doszedł do siebie, Gavving siedział mu na plecach. Ciął po gardle przeciwnika. Nieludzko silne palce wpiły mu się w ramię niczym zęby mieczoptaka. Gavving zwolnił chwyt i wbił nóż w bok tamtego. Szybko! Uchwyt zelżał.

Drzewo zadygotało.

Gavving nie od razu to zauważył, bo sam dygotał z wrażenia. Ujrzał, jak ogromna ściana kory zaczyna się trząść, ale stwierdził, że to najmniejszy z jego problemów i rozejrzał się za przeciwnikiem.

Rudowłosa kobieta wylądowała na pniu opodal, nie zważając na krew plamiącą jej spodnie. Patrzyła tylko na dygoczące drzewo. Czy znajduje się poza zasięgiem? Gavving spróbował rzucić harpunem i natychmiast schował się za wielki wachlarz.

Niepotrzebnie. Przebił ją na wylot. Spojrzała w jego stronę ze zdumieniem i umarła.

Odziani w purpurę przeciwnicy krzyczeli do siebie, ale ich głosy tonęły w coraz głośniejszym huku. Jiovan nie żył, przebity dwiema pierzastymi strzałami. Jinny trzymała przed sobą mniejszy grzyb-wachlarz, w drugiej ręce dzierżyła harpun. Term wyturlał się z zagłębienia w korze, zobaczył, co robi Jinny, i poszedł w jej ślady. Miniharpun uderzył w tarczę Jinny. Dziewczyna wyszczerzyła zęby i rzuciła się w tamtym kierunku. Jayan i Term deptali jej po piętach.

Gavving przyciągnął harpun, a wraz z nim martwą kobietę. Jej ramiona i nogi drgały lekko. Poczuł, jak gardło ściska mu fala mdłości. Wyrwał harpun i zajął się oglądaniem dziwnej, lśniącej broni, którą kobieta wciąż ściskała w dłoni. Nie dane mu było dokończyć oględzin.

Drzewo zadygotało znowu. Niski, stłumiony ryk trwał dalej, taki dźwięk musi towarzyszyć rozpadaniu się światów. Kora usunęła się spod nóg Gavvinga, rudowłosy trup przetoczył się, wymachując kończynami. Chłopak próbował stanąć na nogi, gdy ktoś skoczył na niego z boku.

Ciemne włosy, ładna, blada twarz w kształcie serca… i purpurowe ubranie! Gavving dźgnął harpunem wprost w oczy napastniczki.

— Ogień! — krzyknęła Tanya. — Odetnie nas od kępy! Musimy go wyminąć! — Odpalała strąk po strąku, przemykając po korze ku zewnętrznej stronie.

Minya usłyszała, ale nie przystanęła. Smitta nie żyje, Sal nie żyje, a zabił je jeden chłopiec. Zakradła się od tyłu.

Chłopak nosił szkarłatny strój, jak obywatele. Jego jasne włosy podwijały się lekko w kształt hełmu, broda była ledwie widoczna. Twarz wykrzywiał mu grymas strachu i morderczej furii. Rzucił się na nią, odskoczył przed ciosem jej miecza, kora wymknęła mu się z palców stóp. Przez sekundę chciała się na niego rzucić, zabić go w imię honoru triady Sal, a potem wiać!

Nie było czasu. Thanya miała rację. Ogień mógł odciąć ich wszystkich, zablokować z dala od Kępy Daltona-Quinna… no i trzeba było odzyskać łuk Sal. Minya okręciła się na pięcie i odskoczyła, odpalając strąk, aby nabrać szybkości.

Ciało Sal unosiło się swobodnie, w martwej dłoni zaciskając plemienny skarb. Za plecami Minyi jasnowłosy młodzik uchwycił się kory dla równowagi i rzucił swoją ręczną strzałę. Minya wierzgnęła, aby zmienić kierunek i pozwoliła, aby broń ze świstem przeleciała obok. Odwróciła się i ujrzała jakiś kształt, który nagle przesłonił jej widok.

Nie był to normalny, ludzki kształt. Przez chwilę znieruchomiała, zdumiona; nadal nie pojmowała, co się z nią dzieje, kiedy czyjaś pięść grzmotnęła ją w twarz.

Gavving udał, że nie słyszy wrzasków odzianych w purpurę kobiet. Dwie z nich uciekały teraz, strzelając ze strąków, aby unieść się dalej, ponad pień. Trzecia skakała zygzakiem wzdłuż pnia. Za to ciemnowłosa, która próbowała go zabić, teraz cofała się bokiem do miejsca, gdzie Gavving pozostawił… pozostawił tę krępą, rudowłosą kobietę, ściskającą zakrzywiony kawał srebrzystego metalu.

Merril wyskoczyła ze szczeliny dosłownie przed nosem ciemnowłosej. Jej pięść wystrzeliła i ugodziła obcą w szczękę z takim trzaskiem, że Gavving usłyszał go nawet poprzez…

… przez niski, rozdzierający dźwięk, który do tej pory ignorował, walcząc o życie; dźwięk przywodzący na myśl niebiosa pękające na pół. Teraz usłyszał wysoki, przenikliwy wrzask Terma, pełen paniki, choć słowa ginęły w huku.