Выбрать главу

Alfina nie potrafiła rozgryźć. Jeśli naprawdę tak boi się spaść, i tak niedługo będzie martwy.

Merril była jeszcze inna. Bez nóg, ale waliła pięścią równie dobrze jak inne kobiety kopią. Po tym wszystkim, co przeżyła, musi być twarda. Co więcej, z jej kalectwem bez przyjaciół byłaby już trupem. A zatem na pewno jest lubiana. Minya postanowiła, że zaprzyjaźni się z Merril.

Term to marzyciel. Nie zauważyłby, czy Minya żyje, czy jest martwa.

Clave był dominującym samcem. Pewnie wciąż jeszcze uważał ją za wroga. Ale to przecież ona przywiodła ich na tę tratwę i pozwoliła, aby Clave zebrał za to pochwały. To nie zaszkodzi. Jeśli Clave uważa, że jest mu potrzebna, nieważne, czy jej ufa, czy nie.

Ale czego jeszcze mógłby od niej chcieć?

Jayan i Jinny: obie zachowują się tak, jakby Clave należał do nich, albo odwrotnie. Dwie kobiety dzielące się jednym mężczyzną to nic nowego. Wydawało się, że akceptują decyzje Clave’a. Czy jednak zaakceptują także „tę trzecią”? Lepiej unikać Clave’a, jeśli się da.

Może potrafiłaby rozwiązać ten problem, może…

Merril odezwała się, tłumiąc potężne ziewnięcie:

— Nie wydaje wam się, że czas na sen? Czuję się tak, jakbym dostała w łeb.

— Chciałbym, aby zawsze ktoś czuwał: po jednej osobie z każdej strony drzewa — odparł Clave. — Czy jest ktoś, komu nie chce się spać?

— Ja — odezwał się Alfin.

W ten sposób Alfin i Jayan objęli pierwszą wachtę. Później zmienią ich Gavving i Merril, a potem… Minya nie wiedziała, co dalej.

Była wykończona — fizycznie i psychicznie. Ułożyła się do snu zwinięta w kłębek, unosząc się tuż obok kory.

Słońce mijało właśnie Voy od strony pomocnej. Minya ledwo zauważała, jak obywatele po kolei udają się na drugą stronę kory, by karmić drzewo. Clave i Jinny iskali się z robactwa, Jayan właśnie zniknęła za krawędzią, a Alfin… Alfin stał tuż nad nią.

— Mineeya? — zagadnął.

Wyprostowała się.

— Alfin? Czego chcesz?

— Chcę, żebyś została moją żoną.

Natychmiast odechciało jej się spać. Nie mogła sobie teraz pozwolić na wrogów.

— Nie brałam pod uwagę małżeństwa — odparła ostrożnie. Jak mógł nie rozpoznać jej munduru?

Byłabyś głupia, gdybyś mnie odrzuciła. Znasz lepszy sposób, aby stać się jedną z nas?

— Wezmę pod uwagę to, co powiedziałeś — odparła i zamknęła oczy.

— Jestem szanowanym człowiekiem. W Kępie Quinna nadzorowałem utrzymanie dziupli.

Otoczyła kolana ramionami, mimowolnie zwijając się w ciasny kłębek.

Alfin potrząsnął jej ramieniem.

— Mineeya, nie masz wielkiego wyboru tu, na tym kawałku kory. Przybyłaś między nas jako zabójca. Niektórzy wciąż pewnie tak cię postrzegają.

Nie zostawi jej w spokoju. Próbowała zachować zimną krew, ale nie była w stanie zapanować nad głosem.

— Twój argument jest dobry — powiedziała głucho. — Powinnam wyjść za jednego z was. Clave jest już po słowie, prawda?

— Potrójnie — zaśmiał się Alfin.

— Zdumiewające. A Term?

— Igrasz ze mną. Rozważ lepiej moją propozycję. — Wtedy dopiero zauważył, że Minya szlocha.

Była tym przerażona, ale nie potrafiła przestać. Płacz wstrząsał nią niczym konwulsje. Nie mogła stłumić rozpaczliwego szlochu. Chciała mężczyzny, tak, ale nie tego!

Czy miała wybór? Być może okaże się, że będzie zmuszona do parzenia się z tym brzydkim, szorstkim staruchem tylko po to, aby Plemię Quinna jej nie zamordowało. Albo opowie o swojej przysiędze złożonej Szwadronowi Triunów i nie będzie się parzyć już nigdy i z nikim. To dla niej zbyt wiele.

— Ja… wrócę, kiedy się lepiej poczujesz — usłyszała pełen rozpaczy i poczucia winy głos Alfina, a potem zapanowała cisza. Gdy zmusiła się, aby podnieść wzrok, ujrzała, jak Alfin ostrożnie — a może skrycie? — wymija śpiących, zdążając ku drugiej krawędzi kory.

Straciła dom, rodzinę, przyjaciół, była zagubiona w przestworzach, sama pośród obcych. Kopsik! Jak może zmuszać ją do podjęcia takiej decyzji? Brudny, karmiący drzewo kopsik!

Łzy obsychały na jej policzkach. Przynajmniej żadna z jej towarzyszek ze Szwadronu Triunów nie widziała jej w tym poniżeniu. Pomyślała, że to pewnie jej płacz odstraszył Alfina… tak samo jak w wieku czternastu lat, płacz był jej pierwszym odruchem obronnym.

Co jednak może zrobić? Nie była zupełnie uczciwa w stosunku do tego starego człowieka. Powiedział jednak prawdę: ślub był dla niej jedyną drogą do Plemienia Quinna.

… I nagle stwierdziła, że właśnie podjęła decyzję.

Czy teraz odważy się zasnąć? Musi — słońce minęło już Voy na szerokość dłoni. Zwinęła się w kłębek i zasnęła.

Obudziła się, gdy słońce znowu zbliżało się do Voy. Niektórzy mają taki talent. Minya potrafiła nakazać sobie, kiedy ma spać i kiedy się zbudzić.

Rozciągnęła stopniowo mięśnie. Czuła pragnienie. Wokół panował dziwny, pełen niepokoju ruch — Term chyba miał jakieś koszmary. Przyglądała mu się, dopóki się nie uspokoił.

Alfin potrząsnął Gavvingiem, potem Merril. Usiadł, a chłopak podążył na swój posterunek po drugiej stronie. Minya odczekała nieco dłużej, dopóki Jayan i Alfin nie zasnęli.

Alfin wpił się w korę wszystkimi palcami rąk i nóg, a nawet zębami, o ile Minya mogła zauważyć. Przycisnął twarz do kory, odwracając się od nieba. W ten sposób nigdy nie uśnie, ale też nie będzie jej widział.

Wyprostowała się i ruszyła na krawędź kory. Merril patrzyła za nią. Minya machnęła jej ręką i przeciągnęła się na gładką stronę płata kory.

Gavving zobaczył ją i ruszył w odwrotnym kierunku… Czyżby chciał zapewnić jej chwilę intymności?

— Zaczekaj, Gavving! — zawołała.

Przystanął.

— Gavving, chcę z tobą pomówić.

— Dobrze odparł czujnie.

Nie chciała, żeby się niepokoił.

— Nie mam broni — powiedziała cicho i zaraz dodała: — Udowodnię ci to.

— Nie musisz…

Ściągnęła bluzę przez głowę i przymocowała do kory. Podeszła bliżej, marząc, by jej palce u nóg znalazły dobre oparcie, żeby mogła iść prosto. Pełzanie nie miało w sobie godności, której tak potrzebowała. Przynajmniej straciła ten pękaty, ciężarny wygląd, charakterystyczny dla Szwadronu Triunów.

— W spodniach nie mam kieszeni — oświadczyła. — Widzisz przecież. Chcę ci powiedzieć, dlaczego nie mogę wrócić do Kępy Daltona-Quinna.

— Dlaczego?

Próbował nie gapić się na jej piersi, tylko w twarz.

— To znaczy… chciałem powiedzieć, że chętnie posłucham. Zadając kłopotliwe pytania, dorobiłem się już nawet przezwiska. — Próbował się roześmiać, ale śmiech uwiązł mu w gardle. — Ale czy inni też nie powinni tego usłyszeć?

Potrząsnęła głową.

— Mogliby mnie zabić, gdyby nie ty, Gavving. Pozwól, że ci opowiem o Szwadronie Triunów.

— Już mi mówiłaś. Jesteście wojownikami i wszystkie jesteście kobietami, nawet mężczyźni.

— To prawda. Jeśli mężczyzna chce być kobietą, albo kobieta nie chce nigdy w życiu zajść w ciążę, wstępują do Szwadronu Triunów. Mogą wtedy służyć plemieniu, nie robiąc dzieci.

Gavving przetrawiał to przez chwilę.

— Jeśli nie chcesz robić dzieci, każą ci walczyć?

— Zgadza się. I nie tylko walczyć. Musimy robić wszystko, co jest niebezpieczne. To… — pociągnęła w dół pasek spodni i Gavving aż się wzdrygnął, a może nawet skrzywił na widok prawie półmetrowej blizny, biegnącej od żeber aż po biodro. — Koniec ogona mieczoptaka. Gdyby strzałostrąk nie wypalił, rozniósłby mnie po całym niebie.