Выбрать главу

— Obserwują nas.

Ciało Minyi skurczyło się w odruchu przerażenia.

— Spokojnie! Spokojnie! — zawołał Gavving. — To tylko Term. Uspokoiła się natychmiast.

— Pewnie pomyślą, że źle robimy.

— Chyba nie. Zresztą mogę się z tobą ożenić.

— Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz? — W jej głosie zabrzmiało krótkie, ledwo dostrzegalne wahanie.

Prawdę mówiąc, nie był. W umyśle miał kompletny zamęt. Zniszczenie drzewa nie było dla niego wydarzeniem bardziej wstrząsającym niż pierwszy miłosny akt. Teraz kochał Minyię i bał się jej jednocześnie — za tę rozkosz, którą mogła mu dawać i odbierać. Czy nie pomyśli, że jest jej własnością? Lekcja małżeństwa Clave’a, to, co o nim wiedział… nie zapomniał ani słowa. Minya też będzie starsza od partnera, jak Mayrin…

I tak nie miało to żadnego znaczenia. W Plemieniu Quinna były cztery kobiety. Jayan i Jinny należały do Clave’a, pozostawały Merril i Minya.

— Jestem pewien — odpowiedział. — Czy możemy już iść i powiadomić wszystkich?

— Niech śpią — mruknęła i przytuliła się do niego. Kątem oka śledziła latającą paszczę, która pochłaniała chmury owadów. Była coraz bliżej. Nie miała zębów, jedynie wargi i język, poruszający się nieprzerwanie niczym wędrowny wąż. Obracała się powoli — był to jeden ze sposobów, by obserwować całe niebo w poszukiwaniu niebezpieczeństwa.

— Ciekawe, czy jest jadalny — mruknął Gavving.

— Mnie się chce pić.

— No to musimy jakośdotrzeć do tego stawu.

— Gavving… kochany… musimy też spać. Czy twoja warta już się przypadkiem nie skończyła?

Ziewnął, aż trzasnęło mu w szczęce, i zakończył ziewnięcie szerokim uśmiechem.

— Muszę przecież komuś powiedzieć.

Term leżał skulony jak embrion, pochrapując z cicha. Gavving dwukrotnie szarpnął jego uwięzia i zawołał.

— Pobieramy się.

Term szeroko otworzył oczy.

— Niezły pomysł. Teraz?

— Nie, zaczekamy, aż minie czas snu. Twoja wachta.

— W porządku.

ROZDZIAŁ X

Moby

Obudziły ją głosy. Ocknęła się całkowicie przytomna, spragniona i nerwowa.

Był młody. Dała mu to, czego chciał, właściwie to mu się narzuciła. Straci zainteresowanie. Będzie pamiętał, że próbowała go zabić. Miał kilka godzin, żeby zmienić zdanie.

Głosy były dość odległe, ale słyszała je wyraźnie.

— … dziesięć lat starsza od ciebie, nie masz wykupu… ale to drobiazg. Sześć czy siedem dni temu próbowała nas wszystkich zabić!

— Mogła wybierać i przebierać między nami — to mówi Clave. Jest rozbawiony. — Oprócz, oczywiście, mnie. Tego byście chyba nie chciały, co, słodziutkie?

— Myślę, że to cudowne — powiedziała Jayan albo Jinny. Druga bliźniaczka dodała: — To… nadzieja.

— Gavving, nie jesteś wystarczająco dorosły, żeby wiedzieć, co robisz!

— Nakarm tym drzewo, Alfinie.

Gavving zauważył Minyę, kiedy poruszyła się i wciągnęła z powrotem na korę.

— Halo — zawołał. — Gotowa?

— Tak! — Zbyt chętnie? Trochę za późno na przebiegłość. — Jaki rodzaj ceremonii wybierzemy? Nie możemy użyć mojej, pozostawiliśmy Uczonego w kępie…

— I to także — wtrącił Alfin. — Uczony…

— Teraz ja jestem Uczonym — oznajmił Term.

Zignorował pogardliwe prychnięcie Alfina, otworzył plecak i rozłożył jego zawartość. W zapasową odzież owinięte były cztery małe, płaskie pudełka z gwiezdnego materiału, plastiku, oraz płaska, polerowana i szklista powierzchnia, podobna do lusterka Przywódcy, która jednak nie odbijała niczego.

Plemię Quinna wydawało się równie zaskoczone jak Minya. Gavving zapytał:

— Niosłeś to ze sobą przez cały czas?

— Nie, skąd, zmaterializowałem z czystego powietrza. My, Uczeni, mamy swoje sposoby, wiesz?

— No, pewnie.

Wyszczerzyli do siebie zęby. Term wziął lusterko i jedno z pudełek. Umieścił skrzynkę w grubej oprawie lustra.

— Prikazywat menu!

Sposób mówienia Terma uległ zmianie, był teraz taki… archaiczny. Minya słyszała taką mowę u Uczonego Daltona-Quinna. Lustro zareagowało: zabłysło jak zaćmione nocne słońce i zakwitło drobnym czarnym drukiem.

Minya nie potrafiła go odczytać. Term widocznie umiał. Wyjął skrzynkę i włożył drugą.

— Prikazywat menu… dobrze, Prikazywat rejestr — powiedział stanowczo. — Pierwszy dzień od czasu snu, pierwszy sen po rozpadnięciu się drzewa, rok trzysta siedemdziesiąty. Jeffer mówi jako Uczony. Plemię Quinna składa się z ośmiu osób. Prikazywat pauza.

Nic się nie działo, aż Minya nie wytrzymała.

— Co dalej?

Term spojrzał na nią. Jego twarz była maską bólu. Z gardła wydarł się bolesny, żałosny jęk. Na oczach zadrżały kryształowe soczewki. Tu, gdzie nie ma wiatru, łzy nie płyną.

Clave położył mu dłoń na ramieniu.

— Odczekaj minutę. Więcej, jeśli potrzebujesz.

— Próbowałem o tym nie myśleć. Uczony… on wiedział. Kazał mi je zabrać. Po co to wszystko, jeśli i my umieramy?

— Nie umieramy. Na razie chce nam się tylko trochę pić — stanowczo oznajmił Clave.

— Wszyscy zginęli, oprócz nas! Czuję, jakbym przez zapis uczynił to bardziej prawdziwym.

Clave rozejrzał się wokół siebie. Łzy były chyba zaraźliwe. Jayan i Jinny już pociągały nosami. Minya musiała sobie przypomnieć, że Kępa Daltona-Quinna wciąż żyje, niewidoczna, odległa.

— Dobrze już, Uczony — warknął Clave. — Musisz udzielić ślubu.

Term przełknął ślinę i skinął głową. Łzy wielkości kępojagód poleciały mu po policzkach. Odchrząknął i przemówił odpowiednio surowym głosem:

— Prikazywat rejestr. Drzewo zostało rozdarte na pół. Siedmioro z nas przeżyło, plus jeden uciekinier z drugiej kępy. Małżeństwo pomiędzy Minya Dalton-Quinn a Gavvingiem Quinnem istnieje od dzisiaj. Nie urodzono jeszcze żadnych dzieci. Zakończyć. — Wyjął pudełko i powiedział: — Jesteście małżeństwem.

— I to wszystko? — Minya była zaskoczona.

— Wszystko. Moje pierwsze zadanie jako Uczonego. Tradycja mówi, że powinniście skonsumować wasze małżeństwo w pierwszym dogodnym momencie…

— Co ty tam właściwie masz? — zapytał Alfin.

— Wszystko, co potrzeba — odparł Term. — Ta kaseta to niedawne zapisy. Kiedyś była tu medycyna, ale Uczony potrzebował miejsca i ją skasował. I tak byśmy nie wiedzieli, jak ją stosować. Ludzie z gwiazd chorowali na takie choroby, o jakich nigdy nikt nie słyszał, i stosowali lekarstwa, o jakich też nikt nie słyszał. Ta kaseta to formy życia, ta to kosmologia, a ta to stare zapisy. Wszystko, oczywiście, poufne.

— Poufne?

— Tajne. — Term zaczął zawijać wszystko w ubrania.

— Zaczekaj — rzucił Clave.

Term spojrzał na niego.

— Czy w tej twojej poufnej wiedzy jest coś, czego moglibyśmy potrzebować, żeby przeżyć? — Clave zawahał się, ale nie na tyle długo, żeby Term mógł odpowiedzieć. — Jeśli nie, po co mamy pilnować tego wszystkiego albo pozwolić ci to nieść, żeby nas spowalniało? — Pauza. — Jeśli, ukrywasz przed nami potrzebną wiedzę… Dlaczego mielibyśmy cię chronić?

Term otworzył usta.

— Term, jesteś cenny. Jest nas tylko ośmioro, nie możemy pozbyć się choćby jednego. Ale jeśli wiesz, po co bardziej jest nam potrzebny Uczony niż łowca, lepiej udowodnij nam to już teraz.

Term zamarł z otwartymi ustami. Wreszcie przytaknął z drżeniem. Wybrał kasetę i wsunął w krawędź lustra. Powiedział: