Выбрать главу

– Dużo pani wie o swoich studentkach.

– Uważam to za swój obowiązek. Ale mam nadzieję, że nie oczekuje pan opinii o moich koleżankach.

– Siostrze Gearing i siostrze Brumfett? Nie. Jednak byłbym wdzięczny za ocenę panny Fallon i panny Pearce.

– Nie potrafię powiedzieć zbyt wiele o Fallon. Była zamknięta w sobie, niemal tajemnicza. Inteligentna, oczywiście, i bardziej dojrzała niż większość studentek. Wydaje mi się, że przeprowadziłam z nią tylko jedną osobistą rozmowę. Na końcu pierwszego roku poprosiłam ją do gabinetu i spytałam, jak jej się podoba zawód pielęgniarki. Byłam ciekawa wrażeń studentki tak innej od reszty dziewcząt przychodzących do nas prosto po szkole. Odparła, że trudno powiedzieć, póki jest się praktykantką traktowaną jak niedorozwinięta pomoc kuchenna, ale nadal uważa, że to zawód dla niej. Spytałam, co ją ciągnie do tej profesji, i powiedziała, że chce zdobyć umiejętności, które zapewnią jej niezależność wszędzie na świecie i kwalifikacje, które zawsze będą potrzebne. Nie sądzę, aby miała jakieś szczególne ambicje wspinania się po drabinie kariery. Studia pielęgniarskie były tylko środkiem do celu. Ale mogę się mylić. Jak mówiłam, nie znałam jej dobrze.

– Więc nie może pani powiedzieć, czy miała wrogów?

– Mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek mógł chcieć ją zabić, jeśli to pan ma na myśli. W moim pojęciu już prędzej Pearce nadawała się na ofiarę.

Dalgliesh spytał dlaczego.

– Nie lubiłam Pearce. Nie zabiłam jej, ale w końcu nie mam zwyczaju zabijać ludzi, których nie lubię. To była dziwna dziewczyna, intrygantka i hipokrytka. Niech mnie pan nie pyta, skąd wiem. Nie mam na to żadnych dowodów, a nawet gdybym miała*, wątpię, czybym je przekazała.

– A więc nie zdziwiło to pani, że została zamordowana?

– Zdziwiło mnie w najwyższym stopniu. Jednak ani przez moment nie uważałam, że jej śmierć to samobójstwo lub wypadek.

– A jak pani przypuszcza, kto ją zabił?

Siostra Rolfe popatrzyła na niego z ponurą satysfakcją.

– Niech pan mi to powie, komisarzu. Niech pan mi to powie!

VI

– A więc poszła pani do kina wczoraj wieczorem całkiem sama?

– Tak, już mówiłam.

– Na wznowienie „Przygody”. Może czuła pani, że subtelności Antonioniego najlepiej zgłębiać w samotności? A może nie znalazł się nikt, kto by miał ochotę pani towarzyszyć?

Nie mogła, oczywiście, tego nie odeprzeć.

– Jest mnóstwo ludzi, z którymi mogłabym skoczyć do kina, gdybym tylko chciała.

„Skoczyć do kina. „ Za jego czasów szło się do kina, a nie „skakało”. Ale przepaść pokoleniowa była głębsza niż kwestia słownictwa, a poczucie wyobcowania silniejsze. Po prostu jej nie rozumiał. Nie miał pojęcia, co się kryje za tym gładkim, dziecinnym czołem. Niezwykłe, fioletowoniebieskie oczy, szeroko osadzone pod łukami brwi, patrzyły na niego z wyrazem czujności, ale bez niepokoju. Kocia twarz z małym, okrągłym podbródkiem i wystającymi kośćmi policzkowymi nie wyrażała nic prócz lekkiego niesmaku dla zaistniałej sytuacji. Trudno wyobrazić sobie ładniejszą i zgrabniejszą postać niż Julia Pardoe przy łóżku chorego, pomyślał Dalgliesh – chyba że byłby to ktoś poważnie chory i cierpiący, w którym to wypadku zdrowy rozsądek bliźniaczek Burt lub spokojna sprawność Madeleine Goodale byłyby zapewne milej widziane. Może to tylko jego uprzedzenie, ale nie wyobrażał sobie żadnego mężczyzny chętnie eksponującego słabość lub niemoc fizyczną przed tą wyzywającą i zapatrzoną w siebie młodą kobietą. Czego ona tu właściwie szuka? Gdyby Carpendar był szpitalem uniwersyteckim, jeszcze by to rozumiał. Ten trik z rozszerzaniem fiołkowych oczu i lekkim rozchylaniem wilgotnych ust nad równym rzędem białych zębów byłby bardzo skuteczny w towarzystwie studentów medycyny.

Jak zauważył, zrobił też odpowiednie wrażenie na sierżancie Mastersonie.

Co siostra Rolfe o niej powiedziała?

„Inteligentny, ale niewykształcony umysł. Delikatna i troskliwa pielęgniarka. „

Cóż, możliwe. Ale Hilda Rolfe nie była obiektywna. I on, na swój sposób, też nie.

Ciągnął przesłuchanie, starając się powstrzymać od sarkazmu i taniej drwiny, podszytej niechęcią.

– Podobał się pani film?

– Był w porządku.

– I o której wróciła pani do Nightingale House?

– Nie wiem. Chyba przed jedenastą. Spotkałam siostrę Rolfe przy wyjściu z kina i wróciłyśmy razem. Pewno już panu powiedziała.

A więc zdążyły się porozumieć. Taką ułożyły bajeczkę i dziewczyna powtarzała ją, nie udając nawet, że jej zależy, aby go przekonać. Można by to sprawdzić, naturalnie. Bileterka mogła zapamiętać, czy przyszły razem. Ale nie warto poświęcać temu czas. Jakie to mogło mieć za znaczenie, chyba że spędziły wieczór nie tylko ukulturalniając się, ale planując morderstwo. A jeśli tak, miał przed sobą wspólniczkę zbrodni, która nie okazywała cienia niepokoju.

– Co się zdarzyło, kiedy pani wróciła? – zapytał.

– Nic. Poszłam do świetlicy, gdzie dziewczyny oglądały telewizję. Tak naprawdę, to kiedy weszłam, akurat gasiły telewizor. Bliźniaczki poszły do kuchni zrobić herbatę, a potem wzięłyśmy ją do pokoju Maureen. Dakers dołączyła do nas. Madeleine Goodale została z Fallon. Nie wiem, o której przyszły na górę. Po wypiciu herbaty poszłam do łóżka i przed północą już spałam.

Mogło tak być. Ale to było bardzo proste morderstwo. Mogła równie dobrze poczekać, choćby w sąsiedniej ubikacji, aż usłyszy, jak Fallon napuszcza wodę i wchodzi do wanny. Panna Pardoe wiedziała równie dobrze jak inne studentki, że przy jej łóżku stoi kubek z whisky i gorącą wodą z cytryną. Nic łatwiejszego, jak wślizgnąć się do sypialni i dodać czegoś do drinka. Ale czego? Chcąc nie chcąc, musiał pracować w ciemności i z konieczności teoretyzować, wyprzedzając fakty. Dopóki nie będzie wyników sekcji zwłok i badań toksykologicznych, nie ma nawet pewności, że prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa.

Nagle zmienił taktykę, wracając do poprzedniego rodzaju pytań.

– Było pani przykro po śmierci panny Pearce?

Fiołkowe oczy znów otworzyły się szeroko, na twarzy pojawił się grymas sugerujący, że to dość głupie pytanie.

– Oczywiście. – Urwała. – Nigdy nie zrobiła mi nic złego.

– A innym dziewczętom zrobiła?

– Niech pan lepiej je zapyta. – Znów urwała. Może zdała sobie sprawę, że zachowała się niemądrze i impertynencko, bo dodała: – Co złego mogła komukolwiek zrobić Pearce?

Było to powiedziane bez domieszki pogardy, zupełnie obojętnie, niczym proste stwierdzenie faktu.

– Ktoś ją zabił. Wskazywałoby to, że nie była taka całkiem nieszkodliwa. Ktoś wystarczająco jej nienawidził, by chcieć się jej pozbyć.

– Mogła sama się zabić. Kiedy łykała tę rurkę, wiedziała, co ją czeka. Była przerażona. To rzucało się w oczy.

Julia Pardoe była pierwszą studentką, która wspomniała o strachu panny Pearce. Przedtem jedynie wizytatorka z Naczelnej Rady Pielęgniarskiej zaznaczyła w swoim zeznaniu, że dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby się bała, a nawet zmuszała do wytrwania. To dziwne i zdumiewające, że Julia Pardoe okazała się taka spostrzegawcza.