Zadał kluczowe pytanie.
– Wypiłaś tylko śmietankę z wierzchu?
– Nie było żadnej śmietanki. To nie był ten rodzaj mleka. Serce mu podskoczyło.
– I co potem zrobiłaś?
– Nic nie zrobiłam.
– Nie bałaś się, że prowadząca lekcję zauważy, że butelka nie jest pełna?
– Była pełna. Dolałam wody z kranu. Tak czy siak, wzięłam tylko kilka łyków I nałożyłaś kapsel z powrotem na butelkę?
– Tak. Porządnie, żeby nikt nie zauważył.
– I nikomu o tym nie wspomniałaś?
– Nikt mnie nie pytał. Ten inspektor chciał tylko wiedzieć, czy wchodziłam do sali ćwiczeń, i powiedziałam, że przed siódmą, żeby trochę posprzątać. Nie miałam zamiaru nic więcej mówić. Tak czy siak, to nie było jego mleko, nie on za to płacił.
– Morąg, jesteś całkiem, całkiem pewna, o której je upiłaś?
O ósmej. W każdym razie taką godzinę pokazywał zegar na ścianie. Popatrzyłam, bo miałam pomagać przy śniadaniu, przez to że dziewczyny z kuchni zachorowały na grypę. Niektórzy myślą, że można być w trzech miejscach naraz. Tak czy siak, weszłam do jadalni, kiedy siostry i studentki już zaczęły jeść. I panna Collins obrzuciła mnie tym swoim spojrzeniem. Znów się spóźniłaś, Morąg! Więc to musiała być ósma. Studentki zawsze zaczynają śniadanie o ósmej.
– I wszystkie już tam były?
Jasne, że tak! Przecież mówiłam! Siedziały przy stołach. Ale sam z siebie wiedział, że już tam były. Te dwadzieścia pięć minut od ósmej do ósmej dwadzieścia pięć to jedyna pora, kiedy wszystkie mieszkanki Nightingale House były razem, jedząc śniadanie pod okiem panny Collins i jednocześnie w zasięgu swojego wzroku. Jeśli Morąg mówiła prawdę, a w to nie wątpił, krąg podejrzanych dramatycznie się zawęził. Pozostawało tylko sześć osób, które nie miały mocnego alibi na czas od ósmej do chwili, kiedy studentki zaczęły się gromadzić w sali ćwiczeń o ósmej czterdzieści. Będzie musiał oczywiście jeszcze raz sprawdzić zeznania, ale wiedział, co w nich znajdzie. Był to ten rodzaj informacji, który po latach pracy potrafił natychmiast przywołać, i nazwiska posłusznie pojawiły mu się w pamięci. Siostra Rolfe, siostra Gearing, siostra Brumfett, panna Goodale, Leonard Morris i Stephen Courtney-Briggs. Delikatnie pomógł dziewczynie wstać z fotela.
– Chodź, Morąg, odprowadzę cię do domu noclegowego dla personelu. Jesteś bardzo ważnym świadkiem i nie chcę, żebyś dostała zapalenia płuc, zanim spiszemy twoje zeznanie.
– Nie będę nic pisać. Nie jestem żadną uczoną.
– Ktoś to napisze za ciebie. Będziesz się musiała tylko podpisać.
– Tyle mogę zrobić. Nie jestem głupia. Umiem się podpisać.
Będzie musiał tego dopilnować. Miał wrażenie, że sierżant Masterson nie lepiej sobie poradzi z Morąg niż inspektor Bailey. Rozsądek nakazywał mu samemu odebrać to zeznanie, nawet jeśli to znaczyło późniejszy, niż planował, wyjazd do Londynu. Niemniej to nie będzie stracony czas. Kiedy odwrócił się, żeby mocno docisnąć za nimi drzwi – nie miały zamka – czuł się równie zadowolony z siebie jak w chwili, gdy znalazł pojemnik z nikotyną. Robił postępy. Ogólnie rzecz biorąc, to nie był zły dzień.
Rozdział 7
I
Nazajutrz rano za pięć siódma sierżant Masterson i jego pomocnik, policjant Greeson, byli już w kuchni Nightingale House z panną Collins i panią Muncie. Masterson miał wrażenie, że to środek nocy, tak było ciemno i zimno. Kuchnia pachniała świeżo pieczonym chlebem – zapachem wsi, nostalgicznym i przyjemnym. Ale panna Collins niczym nie przypominała biuściastej i serdecznej kucharki. Z zaciśniętymi ustami i rękami pod boki patrzyła, jak Greeson ustawia pełną butelkę mleka z przodu środkowej półki w lodówce.
– Którą mają wziąć? – spytała.
– Pierwszą z brzegu. Tak zrobiły poprzednio, prawda?
– Podobno. Miałam coś lepszego do roboty, niż siedzieć i je obserwować. Teraz też mam.
– W porządku, niech pani sobie nie przeszkadza i nam zostawi obserwację.
Cztery minuty później do kuchni wkroczyły bliźniaczki Burt. Nikt się nie odezwał. Shirley otworzyła lodówkę, a Maureen wyjęła pierwszą z brzegu butelkę. Z Mastersonem i Greesonem depczącymi im po piętach, skierowały się prosto do sali ćwiczeń przez cichy, rozbrzmiewający echem ich kroków hol. Sala była pusta, zasłony na oknach zaciągnięte. Dwie jarzeniówki rozbłysły ostrym światłem, oświetlając półkole pustych krzeseł i wysokie, wąskie łóżko, na którym siedziała oparta o poduszki groteskowa lalka do pokazów, o otwartych ustach i szeroko rozdętych nozdrzach. Bliźniaczki w milczeniu zabrały się do przygotowań. Maureen postawiła mleko na wózku, wyciągnęła aparat do sztucznego karmienia i ustawiła go przy łóżku. Shirley zgromadziła narzędzia i miseczki z różnych szafek i położyła je na tacy. Obaj policjanci obserwowali każdy ich ruch. Po dwudziestu minutach Maureen powiedziała:
– Tyle zrobiłyśmy przed śniadaniem. Zostawiłyśmy wszystko dokładnie tak jak teraz.
– Doskonale – stwierdził Masterson. – Przestawmy teraz zegarki na ósmą czterdzieści, kiedy tu wróciłyście. Nie ma sensu przeczekiwać tego czasu. Możemy już zawołać resztę dziewcząt.
Bliźniaczki posłusznie przestawiły swoje zegarki, a Greeson zadzwonił do biblioteki, gdzie czekały pozostałe studentki. Pojawiły się niemal natychmiast, w tej samej kolejności co w dniu tragedii. Madeleine Goodale pierwsza, za nią Julia Pardoe i Christine Dakers, które przyszły razem. Nikt nie próbował rozmawiać, w ciszy zajęły miejsca na krzesłach, drżąc lekko, jakby w pokoju było zimno. Masterson zauważył, że odwracały oczy od groteskowej lalki na łóżku. Kiedy już wszystkie siedziały, zarządził:
– W porządku, możecie zaczynać pokaz. Podgrzejcie mleko. Maureen popatrzyła na niego skonsternowana.
– Mleko? Ale nikt nie miał okazji go… – Urwała.
– Nikt nie miał okazji go zatruć? Nie szkodzi. Proszę robić to, co wtedy. Chciałbym zobaczyć dokładnie, jak to wyglądało.
Napełniła duży dzbanek gorącą wodą z kranu i na kilka sekund wstawiła do niego butelkę, żeby ogrzać mleko. Ponaglona niecierpliwym ruchem głowy Mastersona, zdjęła kapsel z butelki i nalała płyn do szklanej menzurki. Później wzięła termometr z tacy i sprawdziła temperaturę płynu. Klasa obserwowała ją w milczeniu. Maureen zerknęła na Mastersona. Nie otrzymawszy żadnego znaku, wzięła rurkę przełykową i wsadziła do nieruchomych ust lalki. Jej ręka była doskonale pewna. W końcu podniosła szklany lejek wysoko nad głowę i zastygła. Masterson zachęcił ją:
– No, dalej. Nic się nie stanie lalce, jeśli się trochę zmoczy. Od tego jest. Kilka kropli ciepłego mleka nie wyżre jej wnętrzności.
Maureen zaczęła wlewać mleko. Tym razem płyn był widoczny i wszystkie oczy wbiły się w biały kręty strumyczek. Nagle dziewczyna przerwała, stojąc bez ruchu z wyciągniętą ręką, jak dziwacznie upozowana modelka.
– O co chodzi? – spytał Masterson.
Maureen zbliżyła menzurkę do nosa i bez słowa podsunęła ją swojej siostrze. Shirley powąchała i spojrzała na Mastersona.
– To nie mleko, prawda? To środek odkażający. Chciał pan sprawdzić, czy odróżnimy!
Maureen wtrąciła:
– Chce pan powiedzieć, że zeszłym razem też tak było i że mleko zostało zatrute, zanim wyjęłyśmy je z lodówki?
– Nie. Zeszłym razem mleko z lodówki było w porządku. Co zrobiłyście z butelką, kiedy przelałyście mleko do menzurki?
– Zaniosłam ją do zlewu w rogu i wypłukałam – powiedziała Shirley. – Przepraszam, zapomniałam o tym. Powinnam to była zrobić wcześniej.
– Nie szkodzi. Proszę to zrobić teraz.