Выбрать главу

Dowson wstał ociężale. Poruszał się wolno i niezdarnie jak stary człowiek. Rozejrzał się wokół, jakby nieco zdezorientowany. W końcu oświadczył:

– Zrobię herbatę.

Poczłapał do maszynki gazowej, zamontowanej w małym, nieużywanym kominku, podniósł czajnik, jakby sprawdzał na wagę, czy jest w nim dość wody, i zapalił gaz. Wziął dwa kubki ze skrzynki i ustawił je na drugiej skrzynce, którą przyciągnął pomiędzy nich. Leżał na niej stos równo ułożonych gazet, które wyglądały, jakby ich nikt nie czytał. Rozpostarł jedną z nich w charakterze obrusa i postawił na środku niebieskie kubki i butelkę mleka tak pieczołowicie, jakby stawiał na stole chińską porcelanę. Nie odezwał się, dopóki nie zaparzył i nie nalał herbaty. Później powiedział:

– Nie byłem jej jedynym kochankiem.

– Mówiła ci o innych?

Nie, ale wydaje mi się, że jeden z nich był lekarzem. Może więcej niż jeden. Nie byłoby w tym nic dziwnego w takich okolicznościach. Rozmawialiśmy kiedyś o seksie i powiedziała, że charakter i natura mężczyzny zawsze w pełni objawia się podczas uprawiania miłości. Jeśli jest egoistą, prostakiem albo brutalem, nie ukryje tego w łóżku, nawet jeśli udaje mu się maskować, kiedy jest w ubraniu. Powiedziała, że sypiała kiedyś z pewnym chirurgiem, było oczywiste, że większość ciał, z jakimi miał kontakt, była najpierw uśpiona. Był tak zajęty podziwianiem własnej techniki, że nigdy nie przyszło mu do głowy, iż leży w łóżku z żywą kobietą. Śmiała się z tego. Chyba niezbyt się tym przejmowała. Śmiała się z wielu rzeczy.

– Twoim zdaniem była szczęśliwa?

Chłopak milczał przez chwilę. Dalgliesh pomyślał: Tylko, na miłość boską, nie odpowiadaj: „A kto jest?”

– Nie, nie była tak naprawdę szczęśliwa. W każdym razie na co dzień. Ale umiała się cieszyć. A to najważniejsze.

– Jak się poznaliście?

– Próbuję swoich sił jako pisarz. Od zawsze chciałem być pisarzem i nikim innym. Muszę zarabiać na życie, zanim skończę i opublikuję moją pierwszą powieść, więc pracuję nocami w centrali telefonicznej jako operator rozmów międzynarodowych. Znam francuski na tyle, że sobie radzę. Pensja nie jest zła. Nie mam wielu przyjaciół, bo brak mi na to czasu i Jo była pierwszą dziewczyną, z którą poszedłem do łóżka. Kobiety na mnie nie lecą. Spotkałem ją zeszłego lata w St James’s Park. Spędzała tam jeden ze swoich wolnych dni, a ja przyszedłem poobserwować kaczki i rozejrzeć się po parku. Chciałem umieścić jedną ze scen książki w lipcu w St James’s Park, więc przyszedłem zrobić notatki. Leżała na trawie, patrząc w niebo. Była całkiem sama. Uciekła mi kartka z notesu i opadła na jej twarz. Pobiegłem po nią, przeprosiłem i razem goniliśmy za kartką.

Trzymał kubek herbaty, wbijając w niego wzrok, jakby znów patrzył na letnią powierzchnię jeziora.

– To był dziwny dzień, upalny, bez słońca, wietrzny. Wiatr miał gorące porywy. Woda w stawie lśniła jak olej. – Urwał na chwilę, a kiedy Dalgliesh się nie odezwał, ciągnął dalej: – Więc tak się poznaliśmy, zaczęliśmy rozmawiać i zaprosiłem ją do siebie na herbatę. Nie wiem, czego się spodziewałem. Po herbacie znów rozmawialiśmy i zaciągnęła mnie do łóżka. Dużo później powiedziała mi, że nie miała takiego zamiaru, kiedy tu przychodziła, ale nie wiem. Nie wiem nawet, dlaczego wróciła. Może się nudziła.

– A ty miałeś taki zamiar?

– Tego też nie wiem. Być może. Chciałem się kochać z kobietą. Chciałem poznać, jak to jest. To doświadczenie, którego nie można opisać, dopóki się go nie przeżyje.

– A czasem i wtedy nie. Jak długo dostarczała ci przeżyć do książki?

Chłopak zdawał się nie dostrzegać ironii. Odparł:

– Przychodziła tu mniej więcej raz na dwa tygodnie w swój wolny dzień. Nigdy nie wychodziliśmy razem oprócz okazjonalnych wypadów do pubu. Przynosiła coś do jedzenia, przyrządzała posiłek, a później rozmawialiśmy i szliśmy do łóżka.

– O czym rozmawialiście?

– Głównie ja mówiłem. Ona mało opowiadała o sobie, tylko tyle, że jej rodzice zginęli, kiedy była dzieckiem, i została wychowana w Cumberland przez starą ciotkę. Ta ciotka już nie żyje. Nie wydaje mi się, aby Jo miała szczęśliwe dzieciństwo. Zawsze chciała być pielęgniarką, ale kiedy miała siedemnaście lat, zachorowała na gruźlicę. Jej stan nie był ciężki, spędziła osiemnaście miesięcy w sanatorium w Szwajcarii i wyzdrowiała. Jednak lekarze odradzali jej pielęgniarstwo. Więc imała się różnych innych zajęć. Przez jakieś trzy lata była aktorką, bez większych sukcesów. Później przez jakiś czas pracowała jako kelnerka i ekspedientka. Zdążyła się nawet zaręczyć, ale nic z tego nie wyszło. Zerwała zaręczyny.

– Powiedziała dlaczego?

– Nie, tylko tyle, że dowiedziała się czegoś o tym mężczyźnie, co uniemożliwiło ślub.

– Nie mówiła, co to było ani kim był ten mężczyzna?

– Nie, a ja nie pytałem. Wydaje mi się, że mógł się okazać jakimś zboczeńcem seksualnym.

Widząc twarz Dalgiesha, dodał szybko:

– Ale tak naprawdę to nie wiem. Nie mówiła mi. Większość rzeczy, jakie wiem o Jo, wypłynęła przypadkiem w rozmowie. Nigdy się nie rozwodziła na swój temat. O tym narzeczonym to tylko tak mi przyszło do głowy. W jej głosie była jakaś gorzka rezygnacja, kiedy o nim mówiła.

– Co było potem?

Cóż, w końcu, jak widać, uznała, że może równie dobrze wrócić do pierwotnego pomysłu zostania pielęgniarką. Wybrała Szpital im. Johna Carpendara, bo chciała być blisko Londynu, ale nie w samym mieście. Poza tym pewno bała się o swoje zdrowie i wolała spokojniejszą pracę w mniejszym ośrodku.

– Mówiła coś o szpitalu?

– Niewiele. Chyba czuła się tam w miarę dobrze. Ale oszczędzała mi intymnych szczegółów latania z basenem.

– Nie orientujesz się, czy miała jakiegoś wroga?

– Musiała mieć, skoro została zabita, czyż nie? Ale nigdy o tym nie napomknęła. Może sama nie wiedziała.

– Czy te nazwiska coś ci mówią?

Podał mu nazwiska wszystkich ludzi, studentek, sióstr, chirurga, farmaceuty, którzy byli w Nightingale House w nocy, gdy zmarła Fallon.

– Wydaje mi się, że wspominała coś o Madeleine Goodale. Mam wrażenie, że się przyjaźniły. I Courtney-Briggs brzmi znajomo. Ale nie przypominam sobie szczegółów.

– Kiedy ją ostatni raz widziałeś?

– Jakieś trzy tygodnie temu. Przyszła, korzystając z tego, że nie miała nocnego dyżuru, i zrobiła kolację.

– Jak się zachowywała?

– Była niespokojna i miała wyraźną ochotę na seks. A potem tuż przed wyjściem powiedziała, że się więcej nie zobaczymy. Kilka dni później dostałem od niej list. Napisała tylko: „Mówiłam poważnie. Proszę, nie staraj się ze mną kontaktować. To nie Twoja wina, więc się nie martw. Do widzenia i dziękuję, Jo”.

– Masz ten list?

– Nie. Trzymam tylko ważne papiery. Nie mam tu miejsca na gromadzenie listów.

– Próbowałeś się jeszcze z nią spotkać?

– Nie. Prosiła, żebym tego nie robił, więc po co? Gdybym wiedział o dziecku, może bym spróbował. Ale nie jestem pewien. I tak niewiele mógłbym poradzić. Przecież nie mam tu warunków na dziecko. Sam pan widzi. Co mógłbym zrobić? Ona nie chciałaby za mnie wyjść, a ja też nigdy nie brałem pod uwagę małżeństwa z nią. W ogóle nie mam zamiaru się żenić. Ale nie sądzę, żeby sama targnęła się na życie z powodu ciąży. Nie Jo.

– Dobrze. Nie sądzisz, żeby sama targnęła się na życie. Powiedz mi dlaczego.

– Nie była typem samobójczyni.

– Daj spokój. Stać cię na coś lepszego. Chłopak odparł wojowniczo:

– Ale to prawda! Tak się składa, że znałem dwie osoby, które się zabiły. Pierwszą był kolega z klasy w trakcie matury. Drugą kierownik pralni chemicznej, w której pracowałem jako kierowca furgonetki. W obu przypadkach wszyscy oczywiście powtarzali, jakie to okropne i niespodziewane. Ale mnie to nie zaskoczyło. Co nie znaczy, że spodziewałem się czegoś takiego, tylko po prostu nie byłem zdziwiony. Kiedy myślałem o tych ludziach, nietrudno mi było uwierzyć, że mogli to zrobić.