– Niedobrze mi.
Wszystkie dziewczęta natychmiast rzuciły się do pomocy. Tylko Diana Harper nie poruszyła się. Reszta z troską otoczyła koleżankę, korzystając z okazji, żeby się czymś zająć.
– Wezmę ją do łazienki na dole – zaproponowała Goodale.
Ku zdumieniu panny Beale, Pardoe wraz z nią wyprowadziła dziewczynę z pokoju, najwyraźniej puściwszy w niepamięć niedawne spięcie. Na miejscu zostały tylko bliźniaczki i Diana Harper. Panna Beale robiła sobie wyrzuty. Była niewybaczalnie nieodpowiedzialna. Koniec z gadaniem o śmierci i morderstwie. Skoro są tu pod jej opieką, mogą równie dobrze trochę popracować. Popatrzyła surowo na Dianę Harper i poprosiła, żeby opisała symptomy i sposób leczenia zatoru płuc.
Dziesięć minut później nieobecna trójka wróciła. Dakers nadal była blada, ale spokojna. Natomiast Goodale wyraźnie coś gnębiło. Jakby nie mogąc się powstrzymać, wypaliła od progu:
– Z łazienki zniknęła butelka ze środkiem odkażającym. Wiecie, o której mówię. Zawsze stoi tam na półce. Pardoe i ja nie mogłyśmy jej znaleźć.
Harper przerwała swój nudny, choć zdumiewająco kompetentny wykład i spytała:
– Chodzi o butelkę z takim mlecznym płynem? Była tam wczoraj po kolacji.
– To dawno temu. Czy któraś z was korzystała dziś rano z tej łazienki?
Żadna się nie przyznała. Popatrzyły po sobie w milczeniu.
W tym momencie drzwi się otworzyły. Weszła siostra przełożona i cicho zamknęła je za sobą. Dał się słyszeć szelest wykrochmalonego materiału i bliźniaczki zsunęły się z biurka, stając na baczność. Diana Harper podniosła się ociężale z fotela. Wszystkie zwróciły się w kierunku panny Taylor.
– Dzieci – zaczęła i ten niespodziewany, łagodny zwrot powiedział im prawdę, jeszcze zanim przemówiła. – Dzieci, Heather Pearce umarła kilka minut temu. Nie wiemy jeszcze jak ani dlaczego, ale kiedy dzieje się coś tak niewytłumaczalnego, musimy wezwać policję. Sekretarz szpitala właśnie to robi. Musicie być dzielne i rozsądne, i jestem pewna, że mogę na to liczyć. Do przyjazdu policji będzie lepiej, żebyśmy nie rozmawiały o tym, co się wydarzyło. Weźcie swoje podręczniki i panna Goodale zaprowadzi was do mojego salonu. Poproszę, żeby przyniesiono wam na górę mocną, gorącą kawę. Zrozumiałyście?
Rozległ się cichy, zbiorowy szept:
– Tak, proszę siostry.
Panna Taylor zwróciła się do panny Beale:
– Bardzo mi przykro, ale to oznacza, że pani też będzie musiała tu poczekać.
– Oczywiście, doskonale rozumiem.
Ich oczy spotkały się ponad głowami studentek w wyrazie ogłuszenia i milczącego współczucia.
Ale panna Beale była nieco przerażona, przypomniawszy sobie później, jak banalna i nieistotna była jej pierwsza myśclass="underline" to chyba najkrótsza inspekcja w historii. Co powiem Naczelnej Radzie Pielęgniarskiej?
V
Parę minut wcześniej cztery osoby w sali ćwiczeń wyprostowały się i spojrzały po sobie, pobladłe i wyczerpane. Heather Pearce nie żyła. Była martwa według wszelkich kryteriów, prawnych i medycznych. Wiedzieli to od pięciu minut, ale robili, co mogli, uparcie i bez słowa, jakby istniała szansa, że zwiotczałe serce znów zacznie pulsować. Przód kamizelki doktora Courtney-Briggsa był cały we krwi. On sam patrzył teraz na zastygające plamy z grymasem zdumienia, jakby krew była dla niego nieznaną substancją. Masaż serca okazał się krwawy i nieskuteczny. Zdumiewająco krwawy jak na Courtney-Briggsa, pomyślała siostra przełożona. Ale z pewnością ta próba była usprawiedliwiona? Nie było czasu, żeby zabrać dziewczynę na salę operacyjną. Wielka szkoda, że siostra Gearing wyciągnęła rurkę. Była to zapewne odruchowa, naturalna reakcja, lecz pozbawiła Pearce jedynej szansy. Gdyby rurka była na miejscu, mogliby przynajmniej zastosować natychmiastowe płukanie żołądka. Ale próbę włożenia innej rurki przez nos uniemożliwiły spazmatyczne drgawki dziewczyny, a kiedy te ustały, już było za późno i Courtney-Briggs musiał otworzyć klatkę piersiową, próbując jedynej metody, jaka mu została. Był znany ze swoich heroicznych wysiłków. Niestety, ciało zostało żałośnie okaleczone, a w sali cuchnęło teraz jak w rzeźni. Takie rzeczy lepiej robić w szpitalu, pod osłoną rytualnej procedury operacji. Doktor pierwszy zabrał głos:
– To nie była śmierć naturalna. W tym pożywieniu było coś jeszcze prócz mleka. Jak sądzę, to oczywiste dla nas wszystkich. Musimy wezwać policję. Zadzwonię do Scotland Yardu. Tak się składa, że znam tam kogoś. Jednego z komisarzy.
Zawsze zna kogoś, pomyślała siostra przełożona. Poczuła potrzebę, aby mu się sprzeciwić. Przeżyty szok zaowocował rozdrażnieniem, które irracjonalnie skupiło się na nim. Powiedziała spokojnie:
– Właściwym organem dla tej sprawy jest lokalna policja i powinien ją wezwać sekretarz szpitala. Zaraz porozmawiam o tym z panem Hudsonem. Sami zawiadomią Scotland Yard, jeśli uznają to za konieczne. Osobiście nie widzę takiej potrzeby. Ale decyzja należy do tutejszego komendanta, nie do nas.
Podeszła do telefonu na ścianie, ostrożnie omijając skuloną postać panny Rolfe. Dyrektorka nadal klęczała na podłodze. Wygląda, pomyślała przełożona, jak postać z wiktoriańskiego melodramatu z tymi płonącymi oczami w kredowobiałej twarzy, z czarnymi, rozczochranymi włosami pod plisowanym czepkiem i z zakrwawionymi rękami, które obracała wolno z chłodnym zainteresowaniem, jakby jej też trudno było uwierzyć, że krew jest prawdziwa.
– Jeśli istnieje podejrzenie przestępstwa, to chyba nie powinniśmy ruszać ciała?
Courtney-Briggs odpowiedział ostro:
– Nie mam zamiaru jej ruszać!
– Ale nie możemy jej tak zostawić! – zaprotestowała panna Gearing ze łzami w oczach. – Nie w tym stanie!
Chirurg rzucił jej gniewne spojrzenie.
– Moja dobra kobieto, ta dziewczyna nie żyje. Nie żyje! Co za różnica, gdzie zostawimy ciało? Ona nic nie czuje. Nic nie wie. I na miłość boską, niech pani nie zaczyna rozrzewniać się nad śmiercią. Poniżające jest to, że w ogóle umieramy, a nie to, co się dzieje z naszymi ciałami.
Odwrócił się i podszedł do okna. Siostra Gearing zrobiła ruch, jakby chciała iść za nim, a potem opadła na najbliższe krzesło, zanosząc się urywanym szlochem. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Siostra Rolfe podniosła się sztywno. Trzymając ręce wyciągnięte przed sobą w typowym geście pielęgniarki asystującej przy operacji, podeszła do zlewu w rogu, trąciła kurek łokciem i zaczęła się myć. Siostra przełożona zdjęła słuchawkę telefonu wiszącego na ścianie i wykręciła pięciocyfrowy numer wewnętrzny. Usłyszeli jej opanowany głos.
– Sekretariat? Zastałam pana Hudsona? Mówi siostra przełożona. – Nastąpił moment ciszy. – Dzień dobry panu. Dzwonię z sali ćwiczeń w Nightingale House. Czy mógłby pan tu zaraz przyjść? Tak. Bardzo pilne. Zdarzyło się coś tragicznego i strasznego, będzie pan musiał zawiadomić policję. Nie, wolę nie mówić o tym przez telefon. Dziękuję. – Odłożyła słuchawkę i powiedziała ze spokojem: – Już tu idzie. Będziemy musieli też poinformować wiceprezesa; nieszczęśliwie się składa, że sir Marcus jest w Izraelu. Najpierw jednak trzeba wezwać policję. A teraz pójdę powiedzieć o tym innym studentkom.
Siostra Gearing starała się opanować. Wytarła hałaśliwie nos, włożyła chusteczkę do kieszeni uniformu i podniosła zapłakaną twarz.
– Przepraszam. To chyba z powodu szoku. Ale to prawdziwy koszmar! Jak mogło dojść do takiej przerażającej rzeczy? I pierwszy raz prowadziłam lekcję. A wszyscy siedzieli i patrzyli. Inne studentki też. Co za okropny wypadek!