Выбрать главу

Nie robiła wrażenia, jakby było jej z tego powodu szczególnie przykro, ale nie miał jej tego za złe. Potrafił sobie wyobrazić, przez co przeszła i co myślała.

– Tak, to byłby błąd – przyznał. – Cieszę się, że Emma nie jest niema. Dobrze sobie razem radziliśmy. Emma świetnie rysuje.

– Dlaczego się nie odzywałaś, Em? Dziewczynka pokręciła głową i zmarszczyła brwi.

– Próbowałam, ale nie mogłam wykrztusić ani słowa – szepnęła. – Dopiero wtedy, kiedy chciałaś zastrzelić Ramseya… Nie mogłam na to pozwolić. Nie wiedziałam, co robić, więc się odezwałam. Ramsey chciał, żebym napisała swoje imię, ale tego też nie potrafiłam… Myślał, że nie umiem pisać. Nie mogłam nic zrobić, mamo, po prostu nic, tylko rysowanie jakoś mi wychodziło…

– Dzielnie się spisałaś – rzekła matka i pocałowała ją, nie raz, ale kilka razy. – Och, Emmo, tak strasznie cię kocham…

– Cieszę się, że przyjechałaś, mamusiu. Myślałam, że cię już więcej nie zobaczę, odzyskałam trochę nadziei dopiero, kiedy Ramsey mnie znalazł. To było okropne, mamo. Tak bardzo się bałam…

Emma zarzuciła matce ręce na szyję i wybuchnęła płaczem. Jej głośny, głęboki szloch raz po raz rozrywał ciszę.

– Już dobrze, dziecinko, teraz jesteś już bezpieczna. Znowu jesteśmy razem. Nigdy więcej nie spuszczę cię z oczu, nawet na pół sekundy. Och, kochanie, moje najdroższe kochanie… Boże, prawie straciłam nadzieję, że cię odnajdę…

Ramsey odwrócił się, chcąc dać im chwilę względnej intymności. Obie płakały, Emma bardziej przejmująco niż matka. Poczekał, aż się uspokoją, wysłuchał ostatnich siąkań nosami i przyniósł im koc. Kobieta otuliła nim siebie i córeczkę.

– Emma ma na sobie męską koszulkę – powiedziała z niepewnym zdumieniem.

– Tak, bo zapomniałem kupić jej piżamę. Wybrałem najkrótszą ze swoich, żeby się w niej nie potykała. Zamknę drzwi, dobrze? Nie możemy ryzykować.

Kobieta milczała. Przypuszczał, że teraz, trzymając Emmę w objęciach, zupełnie się rozluźniła. Idąc w kierunku drzwi i zamykając je, czuł na plecach jej czujny, lecz spokojny wzrok. Kiedy się odwrócił, zdjęła z głowy czarną czapkę, spod której wyskoczyła burza rudych, kręconych włosów, z tyłu splecionych w warkocz. Okalały bardzo szczupłą, ładną twarz, blade policzki, które zarumieniły się lekko.

Wyraz napięcia i rozpaczy znikał z niej powoli. Uśmiechnęła się, a jej oczy nagle wydały mu się jaśniejsze niż przed chwilą. Miał jej tyle do powiedzenia, chciał jej zadać tyle pytań…

– Napijesz się kawy? Minie parę minut, zanim się zaparzy. Nie ma tu ekspresu ani nic w tym rodzaju.

Skinęła głową.

– Bardzo chętnie. Jestem tak zmarznięta, że chyba nigdy nie zdołam się rozgrzać.

Poszedł do kuchni. Kiedy sięgnął po rondelek, poczuł dłoń Emmy na swoim kolanie. Przyszła tu za nim, w sięgającej kostek szarej koszulce i białych frotowych skarpetkach, które prawie spadały z chudych nóżek. Stanęła przy stole i wsypała miarkę mielonej kawy do garnuszka. Ramsey zalał kawę wodą i postawił ją na kuchni. Opracowali tę metodę cztery dni temu.

Zerknął na stojącą w progu kobietę, która przyglądała się im ze zdumieniem. Nie wiedział nawet, jak się nazywa, ale w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko to, aby stworzyć normalną, zwyczajną atmosferę.

– Emma i ja tworzymy zgrany zespół – rzekł. – Najpierw opracowaliśmy tę technikę parzenia kawy i szczerze mówiąc, mieliśmy zamiar ją opatentować. Kto pierwszy zostałby wpisany do logo, Emmo?

– Nie wiem, co to znaczy.

– Czyje imię powinno zostać zapisane pierwsze w patencie naszego sposobu parzenia kawy, twoje czy moje?

– Ja jestem młodsza, więc chyba moje.

Roześmiał się i lekko potargał jej włosy. Spojrzał na matkę Emmy, która dalej stała w progu, z tym samym wyrazem twarzy. Widział, że próbuje zrozumieć istotę więzów, łączących córkę z tym obcym mężczyzną, ale w jej spojrzeniu malowało się coś więcej. Kobieta nadal nie mogła uwierzyć, że córka jest bezpieczna i że znajduje się tuż obok niej. Wyglądała na bardzo, bardzo zmęczoną.

– Na pewno myślisz sobie, że gotowana kawa skręci ci jelita w kłębek, i niewykluczone, że tak będzie, ale smakuje całkiem nieźle i szybko stawia człowieka na nogi. Mamy tu tylko małą lodówkę i światło, wszystko to na prąd z generatora za domem. Nawet wodę do mycia grzejemy na kuchni.

– Grzanki robimy w takim metalowym czymś z długą rączką – dodała Emma.

Kobieta potrząsnęła głową, nadal usiłując pojąć, co działo się z jej dzieckiem.

– W tej chwili wypiłabym wszystko, co chociaż z grubsza przypomina smakiem kawę. Przesiedziałam w zaroślach wiele godzin, czekając na świt.

Myślałam, że zaskoczę cię, kiedy wyjdziesz na dwór, ale miałeś przy sobie broń, a ja byłam zbyt daleko, żeby wiele zdziałać swoim Detonicsem.

– Nie powinienem był zostawiać otwartych drzwi, to było idiotyczne. Na szczęście zjawiłaś się ty, lecz równie dobrze mogli to wykorzystać oni…

– Na szczęście byłam to ja. Nie widziałam na zewnątrz nikogo innego. Co to za „oni”? O kim mówisz?

– Poczekajmy z tym jeszcze trochę – rzekł, wskazując głową Emmę. Nalał wrzącej kawy do filiżanki i podał ją kobiecie.

– Usiądź i postaraj się to wypić. Powinnaś poczuć się znacznie lepiej i jakoś dotrwać do południa. Potem na pewno stracisz całą parę. Emmo, przygotuję ci miseczkę cheeriosów, dobrze? Z brzoskwinią czy z bananem?

– Z bananem. Nie bardzo lubię brzoskwinie.

– Więc dlaczego jadłaś je bez protestu?

– Nie chciałam ci zrobić przykrości – odparła, biorąc z jego rąk miseczkę. – Po prostu wolę banany.

Pokroił banana w plasterki i wrzucił do miski, a ona wyjęła z małej lodówki mleko.

– Spójrz, mamo, nie ma tu nawet zamrażalnika – powiedziała. – Jemy wszystko świeże, jak w domu.

– Nigdy nie widziałam takiej lodówki. Bardzo ładna.

Nie miała pojęcia, jak to się dzieje, że z jej ust bez trudu wydobywają się takie zwyczajne, codzienne słowa. Trudno jej było w to wszystko uwierzyć. Spodziewała się, że będzie musiała walczyć z porywaczem i uspokajać rozhisteryzowane dziecko, a tymczasem spokojnie piła gotowaną kawę przy kuchennym stole, oglądała czyjąś lodówkę i słuchała, jak jej córeczka chrupie cheeriosy.

Obrzuciła uważnym spojrzeniem wysokiego mężczyznę, który najwyraźniej nie golił się od dwóch dni. Uratował jej dziecko? Narażał dla niego życie? Jak to możliwe? Dlaczego? Emma z apetytem wcinała chrupki z bananem. Kobieta milczała, czekając, aż dziewczynka skończy jeść, a mężczyzna wypije drugą filiżankę kawy.

– Szukałam jej przez dwa tygodnie – odezwała się. – Kiedy pokazałam zdjęcie Emmy w Dillinger, po prostu nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Kilka osób powiedziało mi, że to dziewczynka Ramseya. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Wczoraj zaczęłam obserwować dom, ale bałam się wedrzeć do środka, żeby nie wyrządzić krzywdy Emmie. Przez cały dzień nie wychodziłeś z domu, ona także nie…

– Jak się nazywasz?

– Molly Santera.

Emma przełknęła plasterek banana i podniosła wzrok.

– Mama mówi, że nasze nazwisko brzmi jak nazwa zespołu muzycznego, ale co z tego? Mój tata tak się nazywa, i już.

Molly uśmiechnęła się do córki i pogłaskała ją po głowie.

– To prawda. Ale założę się, że w książce telefonicznej Nowego Jorku aż roi się od Santerów.

– Nigdy nie byłam w Nowym Jorku – oświadczyła Emma.

– Wybierzemy się tam, kiedy będziesz troszkę starsza, Em. I będziemy się świetnie bawić. Zatrzymamy się w hotelu Plaza i wypuścimy się na wielkie zakupy.