– I poszłabyś do więzienia.
– No, właśnie, tak wygląda sprawiedliwość.
– Gdybyś mnie zastrzeliła, to wsadzenie cię do więzienia byłoby sprawiedliwe, Molly. Mam nadzieję, że nie wypuściliby cię w wyniku apelacji.
Chyba nie powinien był tego powiedzieć. Molly nie zareagowała, ale czuł, że jest bardzo niezadowolona. Chciał się jeszcze dowiedzieć, w jaki sposób Emma została uprowadzona, dlaczego jej ojciec zwlekał z powrotem z Europy i kilku innych rzeczy, ale mała stała już w progu, umyta i uśmiechnięta, ze szczotką do włosów w ręku. Podeszła do Ramseya i wręczyła mu szczotkę. Usłyszał, jak z piersi Molly wyrywa się ciche westchnienie. Uśmiechnął się, wziął szczotkę i ustawił Emmę między swoimi kolanami. Starannie rozczesał włosy i zaczął splatać warkocz.
– Mamo, mogłabyś pokazać Ramseyowi, jak robisz francuski warkocz? – odezwała się Emma.
– Oczywiście. Widzę, że dobrze sobie radzi.
– Szkoda, że nie widziałaś, jak poszło mu za pierwszym razem! Warkocz był całkiem krzywy i włosy sterczały z niego na wszystkie strony. Kiedy skończył, Emma podała mu gumkę.
– Gotowe! – Odwrócił ją twarzą do siebie i położył ręce na jej ramionach. – Bardzo ładnie wyglądasz. Wszyscy będą cię pytać gdzie chodzisz do fryzjera. Jestem najlepszy.
– Naprawdę niezły warkocz – zauważyła Molly. Mówiła spokojnie, lecz Ramsey i Emma zrozumieli, że niełatwo jest jej zaakceptować ufność i serdeczność, jakie jej córka okazuje człowiekowi, którego przed tygodniem w ogóle jeszcze nie znała. – Czy mogę pokazać Ramseyowi, jak zaplata się francuski warkocz jutro, Em?
– Jasne, mamo.
Ramsey pochylił się ku dziewczynce i ujął obie jej dłonie.
– Zbierz wszystkie swoje rzeczy do powłoczki na poduszkę, dobrze, Emmo? Nie zapomnij o niczym, to bardzo ważne. Jeżeli ci ludzie tu wrócą, nie chcę, żeby znaleźli coś, co należało do kogoś z nas, rozumiesz? Za piętnaście minut wyjeżdżamy. W porządku?
Długą chwilę wpatrywała się w niego uważnie. Potem kiwnęła głową. Zaczekał, aż Emma przejdzie do dużego pokoju i odwrócił się do Molly.
– Mówiłem ci, że mieliśmy tu nieproszonych gości. Dwóch facetów, z bronią.
Emma zajrzała do kuchni, trzymając w ręku wypełnioną do połowy powłoczkę.
– Obejrzysz swoją nogę, Ramsey?
Zupełnie zapomniał. Powinien to zrobić, sprawdzić, czy nie wdała się infekcja. Przytaknął.
– Przyniosę taśmę! – zawołała.
– Jak to było? – zapytała Molly.
– Dwóch facetów wyszło wczoraj z lasu na łąkę. Strzelali i udawali pijanych. Wniosłem Emmę do domu i wyszedłem do nich z karabinkiem i rewolwerem. Trafili mnie w nogę, ale udało mi się postrzelić obu, jednego dwukrotnie. Uciekli. Mam ich strzelbę, więc może policja na podstawie wydanej licencji mogłaby dojść, do kogo należy. Nie mam pojęcia, kim byli i dlaczego tu przyszli. Mam wrażenie, że chodziło im o Emmę… – Dziewczynka już stała obok niego. – Podaj mi gazę, Emmo – poprosił spokojnie. Podniósł się niezgrabnie i zdjął spodnie.
Molly spojrzała na przesłoniętą opatrunkiem ranę i ostro wciągnęła powietrze.
– Spróbujmy teraz zerwać taśmę i gazę… No, udało się. Nie wygląda to bardzo źle. Skóra dookoła jest sina, ale to żadna niespodzianka. Dobrze, Emmo, daj mi gazę. Wiesz, wydaje mi się, że opuchlizna już zeszła.
– Mam nadzieję – powiedziała Emma, nachylając się nad jego nogą. – Nie śmierdzi, więc chyba wszystko w porządku.
Molly z dziwnym wyrazem twarzy obserwowała, jak oboje sprawnie nakładają świeży opatrunek. Emma podała Ramseyowi kilka pasków taśmy klejącej i pomogła mocno je naciągnąć, aby brzegi rany się nie rozstąpiły.
– Skąd wiesz, że jeśli rana nie cuchnie, to znaczy, że się goi, Em? – zapytała.
– Och, wiem sporo takich rzeczy, mamo. Oglądałam program o historii starożytnej, ten z panem Spockiem, i tam mówił o takim fara… fara…
– Faraonie?
– Właśnie. No, więc ktoś zranił go oszczepem i potem ta rana zaczęła ropieć, i cała noga mu zgniła, i w końcu umarł.
– To była gangrena, tak?
– Tak, gangrena. Nie widzę żadnego zaczerwienienia, Ramsey.
– Ja też nie, Emmo.
– Jest jeszcze ciepła? – Nie czekając na jego odpowiedź, leciutko przytknęła małą dłoń do opatrunku. – Troszeczkę. Kiedy zrobi się chłodniejsza?
– Nie wiem, kochanie. Chyba niedługo, bo zwykle wszystkie rany goją się na mnie bardzo szybko.
– Ale jest lepiej, prawda?
Usłyszał lęk w jej głosie, więc natychmiast uśmiechnął się szeroko i pogłaskał ją po policzku.
– Jeszcze parę dni i wybiorę się na narty, skarbie. Chciałabyś pojechać do Vail?
– Mama lubi jeździć na nartach w Vail. Ja dopiero się uczę.
– Mogłabyś być moją maskotką. Woziłbym cię na barana, a jeślibym upadł, poleciałabyś prosto w zaspę i wyglądałabyś jak śniegowy bałwanek…
Mimo jego słów nadal wyglądała na zaniepokojoną i zmartwioną. Położyła dłonie po obu stronach bandaża.
– Wszystko w porządku, Em, daję ci uroczyste słowo bonom. Gdybym nie był tego pewien, już pędziłbym do szpitala, szybciej niż samochód.
– On powiedział, że w pobliżu nie ma szpitala, ale jest duży, ładny kościół. – Głos Emmy był cichy i spokojny.
Molly i Ramsey wpatrywali się w nią, wstrzymując oddech. Wydawało im się, że powietrze w kuchni nagle wyschło. Ramsey pochylił się do przodu. Nigdy nie zadał Emmie ani jednego pytania na temat człowieka, który ją więził i maltretował, chociaż od początku bardzo chciał to zrobić. Nie miał jednak żadnego doświadczenia w tego rodzaju sytuacjach i bardzo bał się ją przestraszyć.
– Kto to powiedział, Emmo? – zapytał teraz, starając się, aby jego głos brzmiał jak najbardziej naturalnie. – Co za „on”?
Zaczęła tak gwałtownie kręcić głową, że warkocz uderzał raź w jeden jej policzek, raz w drugi.
– Nikt, nikt, nikt…
– W porządku, Em, nic się nie stało. – Molly uklękła i przytuliła córkę. Emma całym ciężarem opierała się o nogę Ramseya, pociągając matkę za sobą, lecz nie czuł żadnego bólu. – Wszystko w porządku. Kocham cię, moje maleństwo.
Ramsey spojrzał Molly w oczy ponad głową Emmy i wyczytał w nich zimną wściekłość. Miał nadzieję, że jeśli kiedykolwiek złapią tego faceta, zdążą wyciągnąć z niego jakieś informacje, zanim Molly dopadnie go w jakiś sobie tylko wiadomy sposób i zabije. Chociaż z drugiej strony, może to on, Ramsey, uprzedzi Molly…
– Spakowałaś wszystkie rzeczy, Em?
Uwolniła się z objęć matki i spojrzała na niego. Jej buzia była blada i tak napięta, że kości policzkowe sterczały ostro, jakby lada chwila miały przebić cienką skórę.
– Tak, jestem prawie gotowa. Nie mogę tylko znaleźć jednej czerwonej skarpetki.
– Wyjeżdżamy za pięć minut, z czerwoną skarpetką czy bez niej. I weź taśmę klejącą, dobrze? Dziś zostawimy nogę w spokoju, ale jutro zmienimy opatrunek, więc może nam się przydać. No, chodźcie. Ruszamy w drogę.
Nikt ich nie zaskoczył. Oczywiście ktoś mógł obserwować ich z lasu, ale nie zauważyli niczego podejrzanego. Ramsey szybko przeprowadził Molly i Emmę do dżipa.
– Gdzie jest twój samochód? – zapytał, siadając za kierownicą.
Jednym płynnym ruchem włożył kluczyk do stacyjki i przekręcił go. Silnik zamruczał głośno w porannej ciszy.
– Jakiś kilometr niżej, przy drodze. To wynajęty wóz, chevrolet. – Przerwała na chwilę. – Słuchaj, Ramsey, jesteś sędzią – zaczęła spokojnie, nie patrząc na niego. – Stanowisz część tego systemu, w który ja zupełnie nie wierzę. Nie zamierzam oddawać się pod opiekę glin i wracać do Denver, więc może po prostu podwieziesz nas do mojego samochodu i zajmiesz się własnym życiem, co?