– Co chcesz przez to powiedzieć? – Zaskoczony i wściekły, wykonał zbyt gwałtowny ruch kierownicą i dżip o mało nie zjechał z wyboistej, wąskiej drogi.
– To, że nas nie znasz. Ani na moment nie odrywała wzroku od przedniej szyby. – Znalazłam Emmę, jestem przy niej i odpowiadam za nią. Nie musisz się w to mieszać.
– Nie ma mowy.
– Nie zamierzam zgłaszać się na policję.
– W porządku, niech tak będzie, przynajmniej na razie. Ale nie zgadzam się z tobą.
Czuł, że przed oddaniem sprawy w ręce policji powstrzymuje ją coś jeszcze, coś, o czym mu nie powiedziała. Zresztą, bardzo niewiele się od niej dowiedział.
– Nie obchodzi mnie, czy się ze mną zgadzasz, czy nie. Ja podejmuję decyzje w tej sprawie, a jeśli ci się to nie podoba, możesz nas zostawić.
– Mamo, nie chcesz, żeby Ramsey z nami został? Molly musnęła wargami zaróżowione ucho córki.
– Ramsey został przypadkowo wmieszany w nasze kłopoty, Em. To nie jego problem.
– W jaki sposób doszłaś do tego błyskotliwego wniosku? – parsknął. Dżip podskoczył na wystających kamieniach i zjechał trochę na bok. – Wczoraj jacyś faceci próbowali mnie zabić, a ty mi mówisz, ze to nie mój problem! Co za inteligencja i wyczucie!
– Nie przyszło ci do głowy, że mogło im chodzić wyłącznie o ciebie, nie o Emmę?
Ramsey miał ochotę złamać kierownicę.
– Nie słuchaj tego, co teraz mówimy, Emmo – odezwał się. – Zasłoń uszy rękami i nie słuchaj. Tak, właśnie o to mi chodziło. Muszę szczerze porozmawiać z twoją mamą.
– Wcale nie musisz, wszystko rozumiem, zresztą to i tak nie ma znaczenia. Spełniłeś dobry uczynek, jasne! Zostałeś nawet ranny w obronie Emmy. Chciałam tylko powiedzieć, że to wystarczy. Nie musisz angażować się w nasze życie! Kiedy przesiądziemy się do mojego samochodu, będę bardzo uważała, a jestem w tym naprawdę dobra. Jeśli ktoś by nas śledził, natychmiast to zauważę i zgubię go. Nie wrócę do Denver, więc nie musisz się martwić, że Emma znowu znajdzie się w niebezpieczeństwie. Zadzwonię na policję i do FBI, i powiem im, że Emma jest cała i zdrowa. Powiem im też, gdzie ją znalazłeś, może zdołają odnaleźć miejsce, gdzie przetrzymywał ją porywacz. No i oczywiście nie omieszkam ich poinformować, że znakomicie się spisali, po prostu wspaniale, jak zwykle…
Emma siedziała nieruchomo na kolanach matki, zasłaniając uszy dłońmi. Z jej gardła zaczęło się nagle wydobywać przerażające zawodzenie. Molly zbladła, jakby dostała cios w brzuch. Przytuliła Emmę, otoczyła ją ramionami.
– Nic się nie stało, kochanie, wszystko w porządku. Przepraszam cię, Em, przepraszam, skarbie. Proszę, zaufaj mi. Obiecuję, że będę się tobą lepiej opiekować, że będę nad tobą czuwać. To moja wina, że cię wtedy złapał, ale nigdy więcej na to nie pozwolę, nigdy! Jesteś bezpieczna, kochanie, uwierz mi! I nie będę już wrzeszczeć na Ramseya, przyrzekam…
Ramsey zatrzymał samochód i odwrócił się twarzą do nich.
– Emmo, odsłoń uszy – polecił spokojnie. – Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie wydawaj więcej tych dźwięków, słyszysz? Jeżeli chcesz coś powiedzieć, to zrób to, i nie strasz mnie. Umieram ze strachu, kiedy tak jęczysz. Noga gorzej mnie od tego boli, rozumiesz? A teraz do rzeczy – nie zamierzam was zostawić. Twoja mama może sobie na mnie wrzeszczeć, jeśli to poprawia jej samopoczucie. Możliwe, że ja też wrzasnę na nią kilka razy, ale nic nie skłoni mnie do tego, żeby was zostawić. Słyszysz mnie, Emmo?
Długie milczenie.
– Obiecujesz, że nas nie zostawisz, Ramsey?
– Obiecuję. Nigdy nie łamię obietnic. Twoja mama przyzwyczai się do mnie, tak jak ty się przyzwyczaiłaś. Nie namówi mnie, żebym się od was odczepił, nie bój się, niezależnie od tego, jakie argumenty wytoczy. Na razie dostosuję się nawet do reguł, zgodnie z którymi chce rozegrać tę sprawę. A ty będziesz od teraz mówić, nie jęczeć, jasne?
Powoli kiwnęła głową.
– Nie podoba mi się, że na siebie krzyczycie.
– Nam też się to nie podoba, ale tak czasami bywa. Jeżeli będziemy się za bardzo awanturować, możesz powiedzieć nam, żebyśmy byli cicho, w porządku?
Molly milczała. Robiła wrażenie głęboko wstrząśniętej, zupełnie załamanej. Ramsey miał ochotę rzucić jej jakąś zgryźliwą uwagę, ale powstrzymał się. Podejrzewał, że mogłaby się rozpłakać. Albo go zastrzelić.
– Wszystko będzie dobrze, Molly, zobaczysz – rzekł spokojnym, głębokim głosem, który oddawał mu nieocenione usługi w sali sądowej. – Nie ma nic złego w tym, że potrzebuje się pomocy, zwykłego wsparcia ze strony drugiego człowieka. No dobrze, zbierajmy się stąd. Emmo, zerkaj w tylne okno. Jeżeli zobaczysz jakiś samochód, od razu mi powiedz.
– Dobrze, Ramsey.
– Liczę na ciebie, mała. Bądź czujna.
– Będę.
– Jeśli chodzi o tamtych facetów… – odezwała się Molly. – Sądzisz, że mogło im chodzić o ciebie, nie o Emmę?
– Nie wiem.
– Narobiłeś sobie przecież mnóstwo wrogów. Czytałam, że dostawałeś listy z pogróżkami, między innymi od kobiety, której mąż zginął wtedy na sali sądowej.
– To prawda, dostałem sporo takich listów, ale nikt nie próbował mnie zabić.
– Rozumiem. To oznaczałoby, że Emmę porwało dwóch mężczyzn, niejeden.
– Właśnie. Mogłabyś nalać mi filiżankę kawy z termosu?
Molly wiedziała, że Ramsey nie chce rozmawiać o tym przy Emmie, ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni nagromadziło się w niej tyle gniewu, bólu i nienawiści… Czuła, że musi mówić o tym, co spotkało je obie, z trudem się powstrzymywała. Westchnęła ciężko. Poczeka. Musi poczekać. W żadnym razie nie chciała jeszcze bardziej przestraszyć Emmy.
Podała kubeczek z kawą Ramseyowi Huntowi, człowiekowi, o którym dużo czytała i słyszała, nad którego postępowaniem i uczuciami zastanawiała się razem z wieloma milionami innych Amerykanów… Potem przestała się nim interesować, bo jej własny świat rozpadł się na drobne kawałki. Mocniej przytuliła Emmę.
– Puść mnie, mamusiu. Muszę wyglądać przez tylną szybę. Dżip jest strasznie brudny, Ramsey. Powinniśmy zatrzymać się i umyć go.
– Dobry pomysł. Nikt nie będzie szukał czyściutkiego dżipa prawda? Zostawili wynajęty przez Molly samochód tam, gdzie stał. Molly zabrała tylko dokumenty ze schowka na rękawiczki.
– Zadzwonię do tej firmy i powiem im, gdzie jest samochód. Mogą obciążyć moje konto jakąś dodatkową opłatą.
Umyli dżipa, kiedy zatrzymali się na lunch w Rappahoe, małym miasteczku przy drodze numer 70. O ile Ramsey był w stanie się zorientować, nikt za nimi nie jechał.
– Jak twoja noga? – zapytała Molly.
– Trochę zesztywniała – odparł, przełykając duży kęs hamburgera. Zamknął oczy i przez chwilę rozkoszował się smakiem mięsa. – Tłuszcz… – mruknął. – Nie ma nic lepszego na świecie…
– Mój tata powiedział kiedyś, że najlepszą rzeczą na świecie jest seks – oznajmiła Emma, biorąc do ust pokrytą keczupem frytkę.
– Ja tam myślę, że najlepsze na świecie są małe dziewczynki i kociątka – rzuciła Molly, ani odrobinę nie zbita z tropu.
Ramsey poczuł najszczerszy podziw. Jemu samemu po uwadze Emmy opadła trochę szczęka.
– Zabrałeś mój latawiec, Ramsey?
– Tak jest. Ta mała jest profesjonalistką – poinformował Molly, która jak na razie zjadła tylko dwie łyżki zupy jarzynowej. – Ty nauczyłaś ją puszczać latawce, prawda?
Kiwnęła głową i zaczęła mieszać łyżką w zupie. Na jej powierzchni pływała gruba warstwa tłuszczu. Molly odłożyła łyżkę i sięgnęła po kawałek bułki. Posmarowała ją masłem i dżemem, ugryzła kawałek.