Przeniósł spojrzenie na dziewczynkę.
– Jeżeli się obudzisz, zawołaj mnie – powiedział łagodnie. – Nazywam się Ramsey. Będę tu z tobą. Nie masz się już czego bać. Łazienka jest za kuchnią, za twoimi plecami. Możesz z niej spokojnie skorzystać, wysprzątałem ją wczoraj.
Koc poruszył się lekko. Dobrze, to znaczy, że go słyszała. Nadal nie wydała żadnego dźwięku, nawet tego przerażającego miauczenia.
Jego łóżko stało w małym pokoju. Wyciągnął się na nim w ubraniu, kładąc karabinek i rewolwer na stoliku obok nocnej lampki. Trochę czytał, lecz wkrótce wsunął zakładkę między kartki kryminału i położył książkę na podłodze. Jedną lampę zostawił zapaloną. Nie chciał, żeby dziewczynka przestraszyła się ciemności, gdyby obudziła się w nocy.
Długo nie mógł zasnąć. Kiedy w końcu zapadł w sen, śniło mu się, że widzi twarz jakiegoś mężczyzny, który przez okno wpatruje się w małą dziewczynkę. Obudził się i z bijącym sercem podszedł do okna, lecz zasłony były szczelnie zaciągnięte. Jednym szarpnięciem odsłonił okno. Spojrzał w ciemność i zamiast twarzy tamtego ujrzał wykrzywioną z wściekłości twarz kobiety, która wrzeszczała, że go zabije. Dopiero o świcie obudził się naprawdę i natychmiast usłyszał przerażające zawodzenie cierpiącego dziecka.
Rozdział 2
Twarz dziewczynki była pozbawiona wszelkiej barwy, widział to nawet w szarawym świetle wczesnego poranka, rozbielonym blaskiem lampy. Oczy miała szeroko otwarte. Wpatrywała się w niego z takim lękiem, że przeszył go nagły dreszcz.
– Nie bój się – przemówił bardzo powoli, starając się w ogóle nie poruszać. – Wszystko w porządku. To ja, Ramsey. Jestem tu po to, żeby się tobą opiekować, nie zrobię ci krzywdy. Miałaś zły sen?
Leżała sztywno wyprostowana, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Po długiej chwili powoli pokręciła głową. Zobaczył, jak jej ramiona się poruszają.
Małe dłonie wydobyły się spod koca i spoczęły na wierzchu. Były zaciśnięte w pięści. Bandaże na wychudzonych rękach wyglądały potwornie, prawie obscenicznie.
– Proszę cię, nie bój się. Zgasił lampę. W pokoju szybko robiło się widno. Oczy dziewczynki były jasnoniebieskie, bardzo duże w drobnej, wymizerowanej buzi, źrenice rozszerzone. Miała wąski, prosty nosek, ciemne rzęsy i brwi, zaokrąglony podbródek i dwa dołeczki w kącikach ust. Była bardzo ładną dziewczynką. Przeczuwał, że kiedy się uśmiechnie, będzie więcej niż ładna, po prostu śliczna.
– Boli cię coś? Potrząsnęła głową. Odetchnął z ulgą.
– Powiesz mi, jak się nazywasz? Patrzyła na niego, zmrożona i napięta, jakby tylko czekała na okazję, aby uciec.
– Chcesz pójść do łazienki? Dostrzegł tę potrzebę w jej oczach i uśmiechnął się. Dzięki Bogu, nerki działały jak należy. Wyglądało na to, że wszystko jest z nią w porządku, oczywiście poza tym, że nie mówi. Chciał wyciągnąć rękę i pomóc jej wstać, ale natychmiast się powstrzymał.
– Łazienka jest z drugiej strony kuchni, za twoimi plecami – powiedział spokojnie, zupełnie naturalnym tonem. – Mam ci pomóc?
Powoli potrząsnęła głową. Ramsey czekał. Dziewczynka ani drgnęła. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie chce wstawać w jego obecności. Uśmiechnął się.
– Zaparzę kawę i zobaczę, czy mam w lodówce coś, co mogłoby smakować małemu dziecku, dobrze?
Wiedział, że nie doczeka się odpowiedzi, więc tylko skinął głową i zostawił ją samą. Po chwili usłyszał, jak zamyka drzwi łazienki. Przekręciła klucz w zamku.
Nasypał sporo chrupek Cheerios do jednej z pomalowanych na niebiesko miseczek i postawił obok karton z odtłuszczonym mlekiem. Przynajmniej cholesterol nie zatka jej arterii, pomyślał z rozbawieniem i poszedł do spiżami sprawdzić, czy ma jeszcze jakieś świeże owoce. Zostały tylko dwie brzoskwinie. Kupił sześć, ale cztery zdążył już zjeść. Pokroił jedną w kostkę i ułożył w miseczce na chrupkach.
Teraz mógł już tylko czekać. Spuściła wodę, ale nie wychodziła. Może coś jej się stało? Czekał dalej. Obawiał się, że przestraszy ją, jeśli zapuka do drzwi, ale w końcu doszedł do wniosku, że minęło już za dużo czasu. Lekko uderzył knykciami w sosnowe drewno.
– Wszystko w porządku, skarbie?
Cisza. Zmarszczył brwi. Ależ był głupi, przecież mała zamknęła się od środka i na pewno teraz uważa, że znalazła tam bezpieczne schronienie. Najprawdopodobniej nigdy nie wyjdzie stamtąd dobrowolnie. Nalał sobie kawy do dużego kubka i usiadł pod drzwiami łazienki, wyciągając długie nogi na całą szerokość korytarzyka. Jego czarne buty były znoszone i wygodne jak stare kapcie. Skrzyżował nogi w kostkach i zaczął mówić.
– Naprawdę chciałbym wiedzieć, jak masz na imię. Oczywiście mogę dalej mówić do ciebie „skarbie”, ale to nie to samo, co imię. Wiem, że nie możesz mówić, zdołałem to już zrozumieć, ale mógłbym ci dać ołówek i kartkę papieru, a wtedy napisałabyś na niej swoje imię. Co ty na to? Niezły pomysł, prawda?
Kompletna cisza, ani cienia dźwięku. Napił się kawy, wykonał kilka kolistych ruchów ramionami, aby rozluźnić mięśnie i wygodnie oparł się o ścianę.
– Założę się, że masz mamusię, która bardzo się o ciebie martwi. Nie zdołam ci pomóc, dopóki nie wyjdziesz z łazienki i nie napiszesz, jak się nazywasz i skąd jesteś. Dopiero wtedy zadzwonię do twojej mamy.
Zza drzwi rozległ się ten przejmujący, zawodzący dźwięk. Ramsey pociągnął łyk gorącej kawy.
– Tak jest, mama na pewno bardzo się denerwuje, boi się o ciebie. Zaraz, zaraz, jesteś za mała, żeby umieć pisać, tak? Może zresztą nie, po prostu nie wiem, jak to jest z pisaniem. Nie mam własnych dzieci.
Cisza.
– No dobrze, wyjdź już i zjedz śniadanie. Mam cheeriosy i brzoskwinię. Mleko jest co prawda odtłuszczone, ale w smaku nie ma różnicy. Nie przyglądaj mu się tylko zbyt uważnie, bo jest strasznie wodniste, takie byle jakie. Za to brzoskwinia jest pyszna, bardzo słodka. Dwa dni temu kupiłem sześć sztuk, ale cztery już zjadłem. To chyba o czymś świadczy, nie sądzisz? Dostaniesz przedostatnią. Jeżeli masz ochotę, mogę też zrobić ci grzankę. Mam dżem truskawkowy. No, wyjdź, proszę. Dam głowę, że jesteś głodna jak wilk.
Żadnej reakcji.
– Posłuchaj, naprawdę nie zamierzam cię skrzywdzić. Wczoraj nie zrobiłem ci nic złego, prawda? Ani w nocy? I rano także nie. Możesz mi zaufać. Kiedyś należałem do skautów i byłem jednym z najlepszych, wierz mi. Ten człowiek, który cię zranił, na pewno się tu nie pokaże. A jeśli nawet, to ja go zastrzelę, a potem zbiję na kwaśne jabłko. Przepraszam, jeżeli niewłaściwie się wyrażam, ale rzadko mam do czynienia z dziećmi. Mam trzy bratanice i dwóch bratanków, których widuję co najmniej raz w roku. Bardzo ich lubię. To dzieci mojego brata. W czasie ostatnich świąt Bożego Narodzenia nauczyłem dziewczynki, jak grać w futbol. Lubisz futbol?
Cisza.
Przypomniał sobie, jak jego bratowa, Elaine, krzyczała i klaskała z radości, kiedy mała Ellen przejęła piłkę i dotarła z nią do punktowanej strefy.
– Nieważne. Jednego możesz być na sto procent pewna – jeżeli ten potwór pokaże się gdzieś w pobliżu, gorzko pożałuje, że zrobił ci krzywdę. Obiecuję ci to. Proszę, wyjdź. Wschód słońca jest bardzo piękny. Chciałabyś to zobaczyć?
Niebo robi się już różowe, delikatnie szare i pomarańczowe. Zaraz pokaże się słońce…
Zamek kliknął cicho i drzwi się otworzyły. Stanęła w progu, ubrana w jego koszulkę, która prawie zakrywała małe stopy i spadała z jednego ramienia.
– Cześć – powiedział spokojnie, w ogóle się nie poruszając. – Zjesz teraz chrupki?
Kiwnęła głową.