Выбрать главу

– Pomożesz mi wstać? – Wyciągnął do niej rękę.

W jej oczach natychmiast pojawił się strach, dzika panika. Patrzyła na jego rękę tak, jakby miała przed sobą jadowitego węża, który w każdej chwili może ją ukąsić. Obiegła go dookoła i wpadła do kuchni. Cóż, widać było jeszcze za wcześnie na to, aby mu zaufała.

– Mleko jest na stole! – zawołał. – Dosięgniesz?

Bardzo powoli wszedł do kuchni. Siedziała w kącie, przytulona do ściany, ściskając w rękach miseczkę z chrupkami. Twarz prawie przytknęła do krawędzi miski, ciemnobrązowe włosy opadały splątanymi pasmami, zasłaniając buzię.

Bez słowa nalał sobie więcej kawy, włożył dwie kromki pszennego chleba do metalowego testera i przytrzymał go nad piecem. Mniej więcej po dwóch minutach grzanki były smakowicie przyrumienione z obu stron. Usiadł przy stole na jednym z dwóch kuchennych krzeseł. Drugie nadal tkwiło pod klamką tylnych drzwi.

Dokładnie w tej chwili zrozumiał, że nie ma zamiaru powierzać małej obcym ludziom. Odpowiadał za nią i z ochotą wziął ten ciężar na swoje barki. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co spotkałoby ją w szpitalu. Doktorzy, pielęgniarki, laboranci, wszyscy ci ludzie stłoczeni wokół niej, sztywnej z przerażenia, zadający pytania, przeprowadzający badania i testy… Psychiatrzy podtykający lalki, aby wreszcie opowiedziała, co zrobił jej tamten człowiek…

Lekarze, którzy być może nie rozumieliby, że nie wolno jej traktować tak, jak inne dziewczynki, bo nie jest do nich podobna, jest inna, ponieważ odmieniło ją straszne cierpienie… O nie, nic z tego, w każdym razie na pewno nie teraz. Powinien jednak porozmawiać z szeryfem… Dobrze, porozmawia z nim, ale później. Najpierw niech mała się trochę uspokoi i zacznie mu ufać, przynajmniej odrobinę.

– Chcesz grzankę? Opanowałem już sztukę posługiwania się tym testerem i robię wyśmienite grzanki. Prawie od tygodnia nie spaliłem ani jednej.

Pokręciła głową.

– W takim razie zjem obie. Gdybyś jednak zmieniła zdanie, to mam tu pyszny dżem truskawkowy. Wspaniały domowy dżem. Kupiłem go w Dillinger, u pewnej pani Harper. Mówiła, że robi go od dawna. Można powiedzieć, że jest specjalistką od dżemów, bo ma już sześćdziesiąt cztery lata. Mieszkam tu drugi tydzień, wiesz? Przyjechałem z San Francisco. Ten domek zbudował dziadek mojego przyjaciela, który mi go pożyczył. Nigdy dotąd tu nie byłem. To piękne miejsce. Może później powiesz mi, skąd ty jesteś. Chciałem pobyć trochę sam, z dala od pracy, znajomych i różnych spraw. Rozumiesz, o co mi chodzi, prawda? Nie, chyba raczej nie. Kto to powiedział, że życie osacza nas ze wszystkich stron? Może sam to powiedziałem i zdążyłem już zapomnieć. Kiedy człowiek jest dorosły, spotyka go mnóstwo różnych rzeczy, czasami bardzo niemiłych, i wszyscy się spodziewają, że sam poradzi sobie z tymi paskudnymi przeżyciami. Ale ty jesteś jeszcze mała. Nic złego nie powinno ci się przydarzyć. Wiem, że tak się stało i postaram się coś z tym zrobić, jeżeli tylko mi pozwolisz.

Cisza.

– Wydaje mi się jednak, że powinniśmy pojechać do lekarza, nie dziś, ale za jakieś dwa dni, a potem do szeryfa – ciągnął powoli, patrząc na bandaże na przegubach jej dłoni i kostkach u nóg, myśląc o tym drobnym, bezlitośnie zbitym ciele, wiedząc, że została zgwałcona. – Mam nadzieję, że w Dillinger jest jakiś szeryf…

Zaczęła zawodzić cicho, potem coraz głośniej. Postawiła pustą miseczkę na podłodze obok siebie i podniosła głowę, potrząsając nią mocno, raz po raz. Z głębi jej gardła wydobywało się żałosne pomiaukiwanie, głośne i okropne.

Ramsey poczuł, jak jego ramiona pokrywa gęsia skórka.

– Nie chcesz jechać do lekarza?

Przywarła do ściany i podciągnęła kolana pod brodę. Koszulka sterczała wokół niej jak biały namiot. Kołysała się do przodu i do tyłu, w jakimś własnym rytmie.

– W porządku, nigdzie nie pojedziemy. Zostaniemy tutaj. Tu jest przytulnie i bezpiecznie. Mam mnóstwo jedzenia. Mówiłem ci już, że dwa dni temu byłem w Dillinger? Kupiłem sporo rzeczy, które mogą przypaść do gustu nawet dziecku. Parówki, bułki paluszki, takie trochę bez smaku, francuską musztardę i pieczoną fasolkę. Przysmażam cebulkę, dodaję do niej fasolkę, trochę musztardy i keczupu, i stawiam to wszystko na kuchni na jakieś dwadzieścia minut. Ślinka cieknie, co?

Przestała się kołysać i odwróciła ku niemu twarz. Odgarnęła włosy z czoła.

– Lubisz hot dogi? Kiwnęła głową.

– Świetnie. Ja też. Kupiłem też trochę takich prawdziwych frytek, naprawdę tłustych, takich, po których olej kapie ci z palców. Lubisz frytki?

Ponownie kiwnęła głową. Rozluźniła się trochę, tylko odrobinę, ale zawsze… Najwyraźniej lubiła jeść. Na początek dobre i to.

– Nie zbrzydziło cię od tego odtłuszczonego mleka? Potrząsnęła głową. No i co teraz, pomyślał Ramsey.

– Pozwolisz, że zjem teraz grzankę? Trochę już wystygła. – Nie czekając na kolejne skinięcie głową, uśmiechnął się do niej i zaczął smarować grzankę masłem. Potem pokrył ją grubą warstwą dżemu truskawkowego i pokazał dziewczynce. – Chcesz spróbować?

Długo wpatrywała się w kapiący od dżemu kawałek chleba.

– Położę ci ją na serwetce.

Chwała Bogu, że kupił serwetki. Podał jej grzankę. Wzięła ją i szybko przełknęła trzy kęsy, prawie nie gryząc. Potem westchnęła i zaczęła jeść wolniej. Zlizała odrobinę dżemu z dolnej wargi. Po raz pierwszy wyglądała na spokojniejszą i prawie szczęśliwą.

– Od dawna nic nie jadłaś?

Powoli przeżuwała kawałek grzanki. Miał wrażenie, że zastanawia się nad odpowiedzią na jego pytanie. W końcu kiwnęła głową.

– Widzę, że muszę ci zadawać tylko takie pytania, na które można odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Czujesz się dziś trochę lepiej?

Strach zmył wszelkie ślady koloru z jej drobnej buzi. Wpatrywała się w zabandażowaną rękę, w której trzymała połowę grzanki.

– Po śniadaniu posmaruję te otarte miejsca maścią.

Oboje w milczeniu kończyli swoje grzanki. Cóż więcej mógł powiedzieć? Wiedział, że powinien jeszcze raz dokładnie obejrzeć całe jej biedne ciało, ale nie chciał tego robić, nie teraz, kiedy była jeszcze wyraźnie przerażona. Wstał od stołu i przeszedł do dużego salonu, nie nalegając, aby poszła z nim.

– Chciałabyś się wykąpać? – zapytał przez ramię. – Mógłbym zagrzać wodę na kuchni i wlać ją do wanny. Mam tu kilka bardzo dużych garnków, które doskonale się do tego nadają. – Nie musiał na nią patrzeć, aby się zorientować, że energicznie potrząsa głową, przytulona do ściany w kuchni. – Jesteś już dużą dziewczynką i na pewno umiesz myć się sama, prawda?

Odwrócił się i rzucił jej pogodny uśmiech. Powoli wstała. Skinęła głową.

– W łazience jest mój szampon. Potrafisz umyć sobie włosy? Doskonale. Potem opatrzę ci ręce i nogi. Masz też kilka innych mocnych zadrapań, które trzeba posmarować maścią. No i będziemy mieli pewien problem z ubraniem. Coś ci powiem – kiedy się umyjesz i wytrzesz, włóż tę moją starą koszulkę. Poszukam jeszcze czegoś, co by się dla ciebie nadawało.

W ciągu ubiegłych dwóch tygodni tak przyzwyczaił się do ciszy, że teraz, słysząc swój głos, czuł się co najmniej dziwnie. Zagrzał wodę w dwóch wielkich garnkach i przelał ją do wanny, potem zaś powtórzył tę operację, żeby miała czym umyć i spłukać włosy.

Gdy się kąpała, poszedł do swojego pokoju i usiadł przy stoliku, na którym stała stara Olivetti, maszyna do pisania jego mamy. Stukanie w jej wielkie klawisze sprawiało mu prawdziwą przyjemność. Włożył okulary i zaczął czytać to, co napisał poprzedniego dnia.

Nie miał pojęcia, jak długo to trwało, ale gdy nagle podniósł wzrok, ujrzał ją stojącą obok. Nie wydała najmniejszego odgłosu, po prostu stała nieruchomo. Mokre, splątane włosy okalały jej starannie wymytą, prawie błyszczącą twarz, przeguby dłoni były paskudnie zaczerwienione. Miała na sobie jego koszulkę.