Betty powiedziała coś i Ramsey odwrócił się w jej stronę. Kiwnął głową, patrząc, jak Bop wyciąga kółko spomiędzy wodorostów. Pies odskoczył do tyłu, uciekając przed falą, która rozprysnęła się na tysiąc kropel, błyszczących jak kawałki kryształu.
– Widziałaś, Emmo? – zapytał Ramsey, odwracając się z uśmiechem. Emma zniknęła. W ułamku sekundy ogarnęło go obezwładniające przerażenie.
– Co się stało? – Betty spojrzała na niego niespokojnie.
– Emma – powiedział. – Nie ma Emmy…
Okręcił się wokół własnej osi, szukając jej wzrokiem. Usłyszał krzyk i rzucił się w kierunku Cliff House, ale to tylko jakiś mały chłopiec kłócił się z siostrą.
– Emma! – krzyknął głośno.
O Boże, tylko nie to! To niemożliwe! Emma na pewno jest gdzieś niedaleko! Nikt nie mógł tak po prostu zabrać jej z plaży, nie w ciągu tej minuty, kiedy na nią nie patrzył… Słońce świeciło mu prosto w oczy…
Nagle zobaczył jakiegoś mężczyznę, który szybko szedł brzegiem plaży na południe. Ubrany był w długi ciemnobrązowy płaszcz, pod którym coś niósł. Ramsey nie miał cienia wątpliwości, że nieznajomy trzyma pod płaszczem Emmę. Jakim cudem zdołał odejść z nią aż tak daleko?!
Ruszył biegiem. Nie krzyknął nawet, tylko w milczeniu pobiegł za mężczyzną, ze wszystkich sił, coraz szybciej i szybciej. Obcy potknął się i wtedy spod brzegu płaszcza wyjrzała głowa Emmy.
– Ramsey! – wrzasnęła rozpaczliwie. – Ramsey!
Ramsey był już prawie przy nich. Mężczyzna obejrzał się, spostrzegł, że przegrał, puścił Emmę i rzucił się do ucieczki, kierując się w górę plaży, ku wysokiemu betonowemu murkowi. Ramsey zrobił parę kroków za nim, lecz usłyszał czyjś krzyk i zawrócił do Emmy.
Leżała na piasku, zupełnie nieruchomo. Nad nią stały dwie małe dziewczynki, jedna z niebieskim wiaderkiem w ręku. W ich stronę biegła jakaś kobieta. Ramsey łagodnie odsunął obie małe i przyklęknął obok Emmy. Kolana podciągnęła pod brodę, oczy miała zamknięte, pasma włosów przyklejone do czoła i policzków.
– Emmo… – Lekko dotknął jej ramienia. – Emmo, nic ci się nie stało, skarbie? To ja, Ramsey. Nic ci nie jest?
Z jej gardła wyrwał się cichy, stłumiony jęk. Powoli odwróciła się twarzą do niego i podniosła na niego wzrok.
– Boli cię coś, kochanie? Pokręciła głową.
– Tylko trochę. Zasłonił mi buzię i uderzył w głowę…
Ten drań ją uderzył, wepchnął pod płaszcz i po prostu z nią odszedł! Ramsey spojrzał w kierunku murku. Kręciło się tam sporo ludzi, ale nigdzie nie było widać człowieka w ciemnobrązowym płaszczu. Oczywiście mógł go zdjąć i najprawdopodobniej tak właśnie zrobił.
Wziął Emmę w ramiona, przytulił ją mocno i pocałował. Mało brakowało, a byłby ją stracił. Jeszcze minuta, może dwie i nigdy więcej by jej nie zobaczył.
– Czy tamten człowiek próbował ją porwać? – zapytała jakaś kobieta.
– Tak. Widziała pani może, dokąd poszedł, kiedy przeskoczył przez murek?
Kobieta potrząsnęła głową.
– Nie, patrzyłam na pana i dziewczynkę.
– Boże, to stało się tak szybko! – zawołała Betty, która dopiero teraz nadbiegła wraz z Bopem. – Dosłownie w ciągu paru sekund! Nagle zniknęła, dosłownie w jednej chwili! Tak mi przykro…
Kobieta bez słowa przygarnęła ramieniem swoje dwie córeczki.
– Idziemy do domu – powiedziała.
Dzieci zaczęły płaczliwie protestować, lecz matka po prostu chwyciła je za rączki i poprowadziła w kierunku wyjścia z plaży.
– Chce pan, żebym wezwała policję? – zapytała Betty.
– Nie – odpowiedział Ramsey, podnosząc się powoli z Emmą w ramionach. – Tak mi przykro, Em, tak mi przykro… – powtarzał, całując ją w czubek głowy. – Bop może zatrzymać kółko i kanapki – zwrócił się do Betty.
Wiedział, że policjanci przesłuchaliby wszystkich obecnych na plaży, lecz Emma drżała, tuląc się do niego z całej siły, musiał więc jak najszybciej odwieźć ją do domu. Nie miał pojęcia, jakim cudem udało mu się wcisnąć razem z nią za kierownicę swojego starego porsche. Było im bardzo ciasno, ale nie zamierzał wypuszczać jej z ramion. Nie zwolnił uścisku nawet po wejściu do domu. Prosto z holu skierował się do swego gabinetu, skąd zadzwonił do Virginii Trolley.
– Tu Ramsey – powiedział. – Jakiś mężczyzna przed chwilą usiłował uprowadzić Emmę z plaży w pobliżu Cliff House.
Gdy się zorientował, że mi nie ucieknie, rzucił ją na ziemię. Nie mogłem za nim pobiec, bo musiałem się nią zająć. Ubrany był w długi brązowy płaszcz, stare czarno – białe adidasy, brązową czapkę, chyba robioną na drutach, i ciemne okulary. Sądząc po sposobie poruszania się, był chyba po czterdziestce. Niezbyt wysoki, najwyżej metr osiemdziesiąt. Tak, biały. Jeżeli poślecie tam teraz grupę ludzi, może uda wam się znaleźć kogoś, kto widział tego skurwysyna. Do zobaczenia za parę minut.
Odłożył słuchawkę, ani na chwilę nie wypuszczając Emmy z ramion.
– Pozwól mi sprawdzić, czy nic nie stało ci się w głowę, kochanie.
– Mama – powiedziała Emma w kołnierz jego kurtki. – Mama…
– Masz rację, skarbie. Chodźmy zobaczyć, co się z nią dzieje. Ale Molly nie było w pokoju.
Ramsey tępym wzrokiem wpatrywał się w puste łóżko i pustą butelkę po wodzie mineralnej, stojącą na podłodze. Zawołał głośno Molly, potem zajrzał do łazienki i nawet kabiny prysznicowej.
– Molly!
– Gdzie jest mama, Ramsey?
– Nie wiem, Emmo. Nie wiem. Zbiegł po schodach na dół, cały czas niosąc przyklejoną do niego Emmę.
Raz po raz wołał Molly, ale w domu panowała całkowita cisza.
Co się stało, do diabła?!
Wybiegł na zewnątrz. Chodnikiem szło dwoje starszych ludzi, mieszkających w sąsiednim domu. Pomachali mu, odpowiedział tym samym gestem, prawie jednocześnie odwracając się w drugą stronę. Na ulicy nie było nikogo poza dwójką jego sąsiadów.
Emma drżała w jego ramionach, wstrząsana głębokimi, rozpaczliwymi szlochami.
– Spokojnie, Emmo, na pewno wyszła na krótki spacer, nie ma się czego bać – powtarzał, doskonale zdając sobie sprawę, że mówi bzdury.
Gdzie podziała się Molly? Nigdy w życiu nie był taki przerażony. Biały plymouth Virginii Trolley zatrzymał się przy krawężniku. Razem z Ginny z samochodu wyskoczył młody policjant.
– Molly zniknęła – powiedział Ramsey. – Po prostu zniknęła. Virginia jednym spojrzeniem ogarnęła jego wstrząśniętą, pobladłą twarz i głośno płaczącą dziewczynkę, którą trzymał na rękach.
– Wejdźmy do domu – rzuciła cicho. – Muszę zadzwonić. Wszystko będzie dobrze, Ramsey. Chodźcie.
Usiadła przy telefonie, a Ramsey w fotelu za biurkiem, uspokajająco kołysząc Emmę. Nagle usłyszeli głośny krzyk.
– Mama!
Emma wyrwała się z ramion Ramseya i pobiegła do drzwi. Kiedy otworzyły się, Molly prawie wpadła do środka, podtrzymywana przez towarzyszącego Virginii policjanta.
– Mamo!
Molly osunęła się na kolana, tuląc do siebie płaczącą Emmę.
– Przepraszam, ale ta pani nie chciała powiedzieć, kim jest – mruknął policjant do Virginii.
– Wszystko w porządku. Teraz, kiedy Molly już się znalazła, możesz podjechać do Cliff House i porozmawiać z ludźmi, Joe.
Ramsey wstał powoli. Odczekał chwilę, aż Emma trochę się uspokoiła, a Molly w końcu podniosła głowę.
– Co się stało? – zapytał ostro, pełnym napięcia i wściekłości głosem. Molly chyba dopiero teraz zauważyła stojącą przy jego biurku Virginię.
W pierwszym momencie po wejściu do domu poczuła tak ogromną ulgę, że nie miała siły się odezwać. Przytuliła mocniej córeczkę.
– Ktoś zadzwonił – powiedziała słabo. – Jakieś dziesięć minut temu. Mocno spałam i telefon mnie obudził. Dzwonił jakiś mężczyzna. Jego głos brzmiał dziwnie, jakby mówił przez chusteczkę. Byłam zupełnie otumaniona i najpierw w ogóle go nie zrozumiałam, ale wszystko powtórzył. Powiedział coś o plaży i że ma Emmę, i że nigdy więcej jej nie zobaczę…