– Ramsey?
– Tak, Molly?
– Musimy poczekać ze ślubem do czasu, kiedy to wszystko się wyjaśni. Spojrzał na nią z udawaną beztroską.
– Co tam! Poczekamy.
Rozdział 29
Detektyw O’Connor czekał na nich w domu Masona Lorda. Poza nim i Milesem nie było nikogo. Miles poinformował ich, że Gunther i pani Lord są w szpitalu.
– Wejdźcie, proszę – powiedział. – Pan Lord jakoś się trzyma. Jego stan jest nadal ciężki, ale się nie pogarsza. Rozumiem, co czujesz, Molly…
– Dziękuję, Miles. Wiem, że wszystkim jest ciężko. Cieszę się, że tu jesteś.
– Dzień dobry państwu – odezwał się O’Connor, idąc ku nim od strony salonu. – Przykro mi, że musieliście wrócić. Nikt się tego nie spodziewał. Szczerze mówiąc, nie mamy zielonego pojęcia, co o tym myśleć. Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko mojej obecności?
– Nie, nie, skądże znowu. – Molly przykucnęła obok Emmy. – Chciałabyś pójść z Milesem do kuchni i zjeść coś dobrego?
– Upiekłem dla ciebie ciasteczka z czekoladą, Emmo – oświadczył Miles. – Są jeszcze ciepłe, przed chwilą wyjąłem je z piekarnika.
Emma zmierzyła matkę długim, cierpliwym spojrzeniem. W jej oczach było takie zmęczenie, że Molly o mało się nie rozpłakała.
– Dziadek jest w szpitalu, Em. Jest ranny, mówiliśmy ci o tym. Detektyw O’Connor musi teraz porozmawiać z Ramseyem i ze mną. bo chce się dowiedzieć, co o tym wszystkim sądzimy. Dobrze, mamo. Pójdę z panem Milesem.
– Dzięki, Em. Niedługo do was zajrzę. Sama mam ochotę na czekoladowe ciasteczko.
Emma rzuciła jej jeszcze jedno znużone spojrzenie. Molly nie podniosła się, dopóki Miles i Emma nie zniknęli w korytarzu prowadzącym do kuchni. Dopiero wtedy wstała i ciężko westchnęła.
– Wejdźmy do salonu, detektywie.
– Pierwsze informacje zostały potwierdzone – oświadczył O’Connor. – Była to kula kalibru 7.62. – Odwrócił się do Ramseya. – Prawdopodobnie wie pan, że taka kula jest cięższa od innych, przez co ma większą siłę uderzenia i bardziej płaski tor lotu. Jest to szczególnie ważne przy strzałach oddawanych z dużej odległości.
– Wpadliście na trop snajpera?
– Dokładnie zbadaliśmy dach budynku Amesa i znaleźliśmy dwa niedopałki, plastikowy kubek po kawie oraz, o dziwo, malutkie wilgotne miejsce.
Molly zamrugała nerwowo.
– Wilgotne miejsce? Dlaczego miałoby to być istotne?
– Snajper splunął, pani Santera. Znaczy to, że przy odrobinie szczęścia możemy liczyć na próbkę DNA i niezbity dowód, jeżeli złapiemy tego faceta. Laboratorium poinformowało nas, że to palacz, który cierpi na ostry kaszel. Niewykluczone, że jego złe nawyki w końcu go zgubią. Mason Lord jest bardzo wpływowym człowiekiem, mimo jego podejrzanych powiązanie światem przestępczym, dlatego ta sprawa ma dla nas ogromne znaczenie. Dziennikarze zdążyli się zorientować, że w tej chwili nie wycisną z nas żadnych nowin, ale kiedy dowiedzą się o pańskim przyjeździe, sędzio Hunt, na pewno tu wrócą.
– Co lekarze mówią o stanie Masona? Detektyw O’Connor zerknął na zegarek.
– Dochodzi północ. Powiedziałem chirurgowi, że dotrzecie tu mniej więcej o tej porze. Jest gotów w każdej chwili podać pani najświeższe informacje.
Detektyw O’Connor wyjął z kieszeni telefon komórkowy i wybrał numer. Po pięciu minutach oczekiwania na połączenie z właściwą osobą podał słuchawkę Molly.
Ramsey obserwował jej twarz, kiedy słuchała lekarza. Zdziwiło go, że nie dostrzegł na niej żadnej zmiany. Zakończyła rozmowę i oddała telefon O’Connorowi.
– Żyje. Chirurg, doktor Bigliotti, mówi, że ma spore szanse na wyzdrowienie, jeżeli nie umrze dziś w nocy. Niedawno odzyskał przytomność. Policjantowi, który siedzi przy jego łóżku, powiedział szeptem, że strzelał do niego Louey Santera.
– Chyba pani żartuje – zdenerwował się O’Connor. – Nie wiedział, co mówi, i nic dziwnego, po tych wszystkich lekarstwach…
– Doktor Bigliotti też tak uważa. Ojciec nie powiedział nic więcej. Doktor Bigliotti skarżył się, że dziennikarze nie dają mu spokoju i za wszelką cenę usiłują wedrzeć się do szpitala. Jedna z pielęgniarek ze zmiany nocnej przyłapała fotoreportera przebranego za sprzątacza z mopem w ręku. Próbował się dowiedzieć, gdzie jest pokój Masona Lorda.
– Czy macie jakieś pomysły? – zapytał O’Connor. – Przychodzi wam do głowy coś, co mogłoby okazać się przydatne w tej sytuacji?
Molly i Ramsey spojrzeli na niego bezradnie. O’Connor ze zrozumieniem skinął głową. Wiedział, że nie może oczekiwać żadnej konstruktywnej odpowiedzi na swoje pytania.
Syk regulatora brzmiał obrzydliwie głośno w ciszy, panującej na oddziale intensywnej terapii szpitala Memoriał w Chicago. Znajdował się on najbliżej miejsca tragedii i dlatego Masona Lorda przewieziono właśnie tutaj.
Molly spojrzała na bladą twarz ojca, na rurki w jego ustach i nosie, igły kroplówek, wbite w obie ręce, i zwisającą z boku łóżka torebkę, do której spływał mocz. Na krześle tuż obok łóżka siedział policjant z magnetofonem na kolanach i powieścią kryminalną w ręku. Skinął im głową, powtórnie spojrzał na Ramseya i ukłonił się jeszcze raz, niżej, z większym szacunkiem.
Oddział intensywnej opieki był duży, wypełniony sprzętem najwyższej jakości. Poza Masonem leżało tu sześciu innych pacjentów. Wokół ich łóżek zaciągnięte były zasłony. Od czasu do czasu któremuś z nich wyrywał się jęk bólu, słychać było też przyciszone głosy krewnych chorych i szybkie kroki pielęgniarek na korytarzu.
Molly pomyślała, że jej ojciec nie wygląda na żywego. Gdyby nie maszyna, do której go podłączono, byłby martwy. Lekko dotknęła jego policzka. Skórę miał wilgotną i zimną. Nagle z całą jasnością zrozumiała, że chce, aby żył. Niezależnie od tego, co zrobił, był jej ojcem. Chciała, aby żył.
Pielęgniarka pokazała im na migi, że mają jeszcze pięć minut.
– Czy ktoś zawiadomił moją matkę? – zapytała Molly O’Connora, kiedy wyszli na korytarz. – Mieszka we Włoszech.
Detektyw spojrzał na nią mało przytomnie, podrapał się po karku i pokręcił głową.
– Raczej nie, pani Santera.
– Zadzwonię do niej z domu – rzuciła.
Była już prawie druga w nocy. Molly bardzo chciała od razu przyjechać do szpitala i na własne oczy zobaczyć, że Mason żyje. I żył, chociaż życie ledwo kołatało się gdzieś w głębi jego ciała.
W drodze do Oak Park nie napotkali żadnego samochodu. Ramsey tak intensywnie wpatrywał się w drogę, że w końcu oczy rozbolały go ze zmęczenia. Nawet gdyby udało im się wziąć teraz ślub i tak zasnąłby kamiennym snem, nie czekając, aż Molly położy się obok niego. Sądził zresztą, że ona zachowałaby się tak samo. Oboje byli nieprzytomni ze zmęczenia.
Kiedy w końcu podjechali pod bramę prowadzącą do posiadłości, z krzaków po drugiej stronie ulicy wyskoczył jakiś mężczyzna. Oczywiście dziennikarz.
– Tylko tego nam brakowało – mruknął Ramsey i szybko przywołał ochroniarza czuwającego w budce przy bramie. – Jestem sędzia Hunt, proszę otworzyć. Niech się pan pospieszy, bo nadbiega jakiś reporter.
– Wstrętne robactwo! – warknął ochroniarz, szybko otwierając bramę.
– Chwileczkę! – wrzasnął dziennikarz, lecz Ramsey nacisnął pedał gazu i pomknął w kierunku domu.
Mężczyzna usiłował przedostać się do środka, ale widząc szyderczy uśmiech na twarzy ochroniarza, wycofał się pospiesznie. Skrzydła bramy już się zamykały.
– Co, nie słyszałeś o Pierwszej Poprawce? – ryknął reporter. – Ty idioto! Ochroniarz nadal uśmiechał się drwiąco.
– Jasne, że słyszałem, gówniarzu! – przemówił przez głośnik. – Taki z ciebie dziennikarz jak z księcia Karola tampax, wiesz?