Выбрать главу

Odwróciła się twarzą do niego.

– Chcę cię mieć – szepnęła.

I wzięła go, w ubraniu, w gabinecie, w atmosferze napięcia, ponieważ Emma była w pobliżu. Stali przytuleni do siebie, dysząc ciężko, kiedy Emma wpadła do kuchni.

– Mamo, Ramsey ma pokój pełen puszek! – zawołała. Molly przewróciła oczami.

– Puszek? – powtórzyła pytającym tonem. – Założę się, że mają najróżniejsze kształty. Ty zboczeńcu…

– Mamo? – odezwała się z kuchni Emmą. – Słyszę, że się śmiejesz. Powiedziałaś żart?

– O tak – odparła Molly cicho. – Tak jest, powiedziałam żart.

Po kolacji, na którą złożyła się wołowina po syczuańsku, ulubione danie Ramseya, oraz kluseczki z czosnkiem i jajkiem, Molly poprosiła Emmę o chwilę uwagi.

– Najwyższy czas, żebyśmy porozmawiali o tym we troje, Em – powiedziała. – Dość długo to odkładaliśmy. Będę z tobą zupełnie szczera. Ramsey martwi się o ciebie. Niepokoi się, ponieważ ten okropny człowiek nadal jest na wolności. Mieliśmy nadzieję, że do tej pory już go złapią, ale nic z tego. Oznacza to, Em, że musisz być superostrożna. Za każdym razem, kiedy będziemy wychodzić z domu, trzymaj się jak najbliżej mnie albo Ramseya. Jeżeli jedno z nas pójdzie przodem, trzymaj za rękę drugie, rozumiesz? Wiesz, o co mi chodzi, prawda?

Ramsey nigdy nie podjąłby tej rozmowy sam. Czuł się tak, jakby stali na krawędzi aktywnego wulkanu. Z wysiłkiem przełknął łyk mocnej czarnej kawy, którą przed chwilą zaparzył.

– Wiem, mamo – odparła Emma. – Doktor Loo powiedziała mi, że on uważał, że mogę go uratować przed piekłem. Wyjaśniła mi, że to nieprawda, ale on wbił to sobie tak mocno do głowy, aż wreszcie w to uwierzył.

Emma mówiła spokojnie i logicznie. Ramsey był zdumiony, że stać ją na taki dystans w stosunku do tego tematu.

– Najprawdopodobniej doktor Loo ma rację – powiedziała Molly.

– Ale dlaczego zrobił mi krzywdę, skoro uważał, że mogę go uratować?

– Pan Savich powtórzył Ramseyowi, co powiedzieli mu lekarze z FBI. Otóż oni uważają, że ten człowiek krzywdził cię, bo uznał, że sprawiając ból tobie, osobie, która ma go zbawić, oczyszcza się z grzechów i przygotowuje na spotkanie z Bogiem.

– Nie rozumiem tego, mamo.

– Tak naprawdę nikt tego nie rozumie – stwierdził Ramsey. – Ten człowiek jest bardzo chory i dlatego bardzo niebezpieczny. Musimy być wyjątkowo ostrożni.

– Wiem, że on jest – rzekła Emma. – I czeka…

– Właśnie – powiedziała Molly. – Chciałabym dostać go w swoje ręce, ale nic nie mogę zrobić. Dopóki go nie złapią, będzie nam trudno. Przykro mi, ale nic na to nie poradzimy. Musisz zawsze rozglądać się dookoła i nie oddalać się od nas. A teraz podejdź do frontowego okna, Em, i spójrz na ten jasnoniebieski samochód po drugiej stronie ulicy. W środku siedzą policjanci, oni też będą wypatrywać tego człowieka.

– Widzę ich, mamo.

Ramsey odchrząknął. Chciał powiedzieć coś mądrego i pocieszającego, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

– Emmo, mogłabyś do mnie na chwilę podejść? – zapytał w końcu. – Chciałbym, żebyś posiedziała obok mnie. Nie czuję się zbyt dobrze.

Emma podbiegła do niego tak szybko, że ledwo miał czas, aby odsunąć krzesło i wziąć ją na kolana. Przytulił ją. Emma poklepała go po ramieniu.

– Wszystko będzie dobrze, Ramsey. Poradzimy sobie z tym, obiecuję ci. Ramsey ukrył twarz w jej warkoczu.

– Kocham cię, Emmo Hunt…

– Ja też cię kocham, Ramseyu. Bardzo cię kocham.

Łagodnie głaskała go po ramieniu i ręce, ze wszystkich sił usiłując go pocieszyć.

Na weekend pojechali do Monterey. Najpierw obejrzeli Akwarium Zatoki Monterey. Emma była zachwycona meduzami. We trójkę usiedli na ławce przed ogromnym pojemnikiem i przez prawie pół godziny obserwowali meduzy. Potem przeszli przez Karmel, bawili się na pięknej plaży w zatoczce, pojechali do Big Sur i wreszcie zjedli piknik na poboczu Seventeen Mile Drive.

Przez całe trzy dni w ogóle nie myśleli o Sonnym Dickersonie, a w każdym razie bardzo się starali. Po dotarciu do hotelu Ramsey zadzwonił do Virginii Trolley, podał ich numer telefonu i opowiedział jej, jak sobie radzą.

Molly zadzwoniła do ojca, który szybko odzyskiwał siły. Miles tęsknił za nimi, a szczególnie za Emma. Eve powiedziała, że Mason śpi i zaproponowała, by zadzwonili w przyszłym tygodniu, może wtedy z nimi porozmawia.

– Suka! – mruknęła Molly, odkładając słuchawkę.

Ramsey spojrzał na nią znad stolika do blackjacka, w którą to grę grał właśnie z Emmą. Nauczył ją grać dwa dni wcześniej. Wygrała z nim, co zaskoczyło go i wpędziło w taką dumę, że mało nie pękł.

– Eve na pewno znacznie lepiej radzi sobie z twoim ojcem, kiedy nikogo nie ma w pobliżu – rzucił z uśmiechem przez ramię. – A zwłaszcza pasierbicy, która jest od niej starsza, oraz córki tejże, czyli przyszywanej wnuczki, która gra we wszystko znacznie lepiej od niej, oraz przystojnego i dowcipnego faceta, który w ogóle nie jest nią zainteresowany. Do diabła, Emmo, nie mogę uwierzyć, że trafiłaś szesnastkę! Trzeba było zaczekać.

Emma wyglądała na tak całkowicie nieobecną i zamkniętą w sobie, że Molly aż się przeraziła, lecz zaraz zrozumiała, że jej córka po prostu się koncentruje.

– Cały czas dokładnie liczyłam karty, tak jak mnie uczyłeś – powiedziała Emma. – Wiedziałam, że muszą być jeszcze dwie trójki oraz dwa asy. Nie pamiętam tylko, ile jest dwójek…

Ramsey parsknął śmiechem, złapał Emmę na ręce i przewrócił się na plecy, potrząsając nią nad sobą. Dziewczynka zanosiła się śmiechem.

– Molly, czy mogę wrzucić ją do akwarium z meduzami? – krzyknął Ramsey. – Wtedy usiądziemy sobie na tej tu ławeczce i popatrzymy, jak to dziwne stworzenie zaprzyjaźnia się z innymi dziwnymi stworzeniami.

– Już sobie przypomniałam! Jest jeszcze jedna dwójka! Głupio byłoby czekać na szesnastkę!

– Nie, nie ma więcej dwójek. – Ostrożnie postawił Emmę na ziemi. – Chodźmy sprawdzić. Założę się, że nie ma…

Na stole leżało dwanaście kart. Ostatnią była dwójka karo.

Następnego popołudnia wybrali się na spacer wzdłuż zatoki. Ramsey uwielbiał ten zapach, stanowiący połączenie aromatu soli, drewna i kreozotu, którym impregnowano drewno. Mewy podlatywały blisko, głośno krzycząc i domagając się okruchów. Nad zatoką stało mnóstwo straganów, przy których sprzedawano ryby, i kiedy ktoś zbliżał się do nich późnym popołudniem, w nozdrza uderzał go ostry, prawie obezwładniający zapach solanki i ryb.

Nad wyrzuconymi na brzeg, już nieco wyschniętymi wodorostami unosiły się chmury much. Nie był to przyjemny widok. Lwy morskie porykiwały w pobliżu molo, tłuste i bezczelne, jak zwykle obserwowane przez gromadki zafascynowanych dzieci. Były tu też niezliczone sklepiki z pamiątkami. Emma miała na sobie koszulkę z wielkim napisem KARMEL, białe dżinsy, tenisówki Nike oraz ulubione skarpetki w kratkę. Ostatnio sama prała je prawie codziennie.

Ponieważ było lato, w Monterey aż roiło się od turystów. Słońce świeciło jasno, ale nie było upału. Nad oceanem zdarzał się rzadko. Ramsey lubił nosić Emmę, ponieważ wiedział, że na jego rękach jest całkowicie bezpieczna, ale dziewczynka miała niezależny charakter.

– Ramsey, nic mi się nie stanie – oświadczyła, rzucając mu długie spojrzenie. – Nie zamierzam nigdzie uciec.

Szła więc obok niego, albo trzymając go za rękę, albo próbując go wyprzedzi. Nie spuszczała oka z pewnego lwa morskiego, który głośno ryczał na każdą mijającą go osobę. Był olbrzymi. Ramsey bez trudu potrafił sobie wyobrazić, jak osiągnął taki rozmiar. Zapytał jednego z rybaków, od jak dawna zwierzę tu przebywa.