A oto teraz stała przed nim Molly, krew z jej krwi, bardziej podobna do niej niż do niego, i mówiła mu, co ma zrobić. Co się z nim działo, na miłość boską?! Przecież to tylko kobieta… Tylko kobieta…Chciał powiedzieć jej parę słów do słuchu, pokazać, gdzie jej miejsce, ale jakoś nie mógł się na to zdobyć.
– Zlikwidowałem tego drania, który skrzywdził Emmę – powiedział po chwili.
Jego głos brzmiał nieco dziwnie, zupełnie jakby usiłował się bronić. Zdziwiło to Molly i dodało sił.
– Tak, wiem. Dlatego nie wezwałam policji. Wiesz co, tato? Myślę, że wcale nie jesteś taki zły. Usiłowałeś bronić rodziny i to przemawia na twoją korzyść, nawet bardzo. Więc jak, zgadzasz się, tato? Skończysz z tym raz na zawsze?
Mason Lord zerknął na swoje długie, białe palce. Skóra na wierzchniej stronie dłoni była jakaś obwisła, pomarszczona… Powoli podniósł głowę. Molly stała przed nim spokojnie, jej dzikie, rude włosy były ściągnięte do tyłu i spięte złotą klamrą.
Ma uszy Alicii, pomyślał. Zawsze podziwiał uszy pierwszej żony. Były kształtne i piękne.
– Zgadzasz się, tato? – powtórzyła Molly. Stojący tuż obok jego lewej dłoni telefon rozdzwonił się gwałtownie i natarczywie.
– Podnieś – poleciła Molly, spoglądając na zegarek. – To Rule Shaker. Widzę, że jest bardzo punktualny. Zakończ to, tato.
Może rzeczywiście przyszedł czas, żeby położyć temu kres. Dziewczyna miała jaja, to nie ulegało wątpliwości. Było też jasne, że odwagę odziedziczyła po nim. A musiała mieć jej dużo, żeby przyjść tutaj i stawić mu czoło…
No, co tam… Mason podniósł słuchawkę.
– Rule? – odezwał się do człowieka, z którym nie rozmawiał od dwudziestu lat. – Tu Mason Lord.
Epilog
– Chłopiec! – wykrzyknął Ramsey.
Molly i Emma bez tchu wpadły do jego gabinetu. Nacisnął guziczek mikrofonu w telefonie i odłożył słuchawkę.
– Gratulacje! – zawołały chórem. Dalmatyńczyk Emmy, sześciomiesięczny szczeniak Kenny, zaczął szczekać jak szalony i skakać wokół nóg Ramseya. – Kiedy? Jak długo? Jak będzie miał na imię?
Sherlock roześmiała się głośno, szczęśliwa i podniecona.
– Nazywa się Sean Franklin Savich, Ze strasznym krzykiem wyśliznął się prosto w ramiona Dillona. Jest duży i zdrowy, i wszystko jest po prostu wspaniale. Dillon świetnie sobie poradził. Podtrzymywał mnie i chodził ze mną po korytarzu, aż w końcu powiedziałam mu, że go ogłuszę, jeżeli nie pozwoli mi położyć się i trochę powrzeszczeć.
Emma chciała wiedzieć, kiedy przywiozą Seana, żeby mogła się z nim pobawić. Niedługo, zapewniła ją Sherlock. Już niedługo. Kiedy skończyli rozmowę, Ramsey usiadł w swoim ukochanym fotelu z ciemnej skóry i wziął Molly na kolana, potem posadził Emmę na kolanach Molly i mocno objął je ramionami. Było to coś, do czego wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić.
Ramsey spojrzał na trzy obrazy neoimpresjonistów, wiszące na przeciwnej ścianie. W ciągu ubiegłych miesięcy wybrali je razem z Emmą.
– Moja sekretarka i asystenci pytali mnie, czy Emma nie mogłaby ich odwiedzić – powiedział, całując Molly w ucho. – Twierdzą, że od jej ostatniej wizyty upłynął już co najmniej miesiąc, i że to za długo. Mówią też, że w egoistyczny sposób pozbawiam innych jej towarzystwa. Więc jak, chciałybyście wpaść do mojego biura? Emmo, w poniedziałek masz dzień wolny, więc nie stracisz żadnych zajęć. Co ty na to?
– Czy pani Burger będzie miała ciasteczka cytrynowe? – zapytała Emma. Ramsey się roześmiał.
– Chciwość zawsze zwycięży. Zapytam ją.
– Jeżeli powie, że tak, możesz na nas liczyć – oświadczyła Molly i pocałowała Emmę w ucho.
– Dzwonił do mnie porucznik O’Connor z posterunku policji w Oak Park – rzekł Ramsey, kiedy Emma zeskoczyła z kolan Molly i pobiegła pobawić się z Kennym na podwórku za domem. – Na wysypisku śmieci gdzieś w południowym Ohio znaleźli zwłoki mężczyzny, który prawdopodobnie strzelał do twojego ojca. Zginął mniej więcej sześć miesięcy temu. Rule Shaker chciał załatwić sprawę do końca.
– Najwyraźniej. Eve musiała powiedzieć ojcu o próbce DNA ze śliny podejrzanego. Snajper splunął i to kosztowało go życie.
– Tak. Cóż, sądzę, że to niewielka strata dla społeczeństwa. Teraz już naprawdę wszystko się skończyło. Twój ojciec na pewno czuje ulgę. – Musnął pocałunkiem szyję Molly, dotknął małego złotego kółka w jej uchu. – Zdecydowałaś już, co zrobimy ze świętem Dziękczynienia? Pojedziemy do Włoch czy do Chicago? Musisz coś postanowić, bo zostało już tylko parę dni i możemy nie dostać biletów na samolot.
– Nie ma problemu – odpowiedziała z szerokim uśmiechem. – Na Dziękczynienie polecimy do Włoch, a na Boże Narodzenie do Chicago.
Powiedziałam już ojcu, że Emma spodziewa się wielu prezentów i właśnie dlatego przypadła mu w udziale Gwiazdka. Prychał i mruczał coś pod nosem, ale w końcu roześmiał się i przyznał, że Gunther chce kupić Emmie lalkę z kompletnym uzbrojeniem. Wyobrażasz to sobie? I kto zdoła przebić prezent Gunthera?
– Nikt. Ja nawet nie będę próbował. Molly przewróciła oczami.
– Ponieważ sama nadal przechowuję swego Detonicsa na najwyższej półce szafy, nie mam prawa krytykować zamiarów Gunthera – oświadczyła. – Dzwoniłam do pani Garcii. Powiedziała, że doktor Loo przesyła nam uściski i pozdrowienia i że wiosną wybiera się na narty.
– Co mówiła o Emmie?
– Jest zadowolona z jej postępów. Uważa, że Emmie dobrze zrobiłaby jakaś podróż. Jej zdaniem Emma wyrzuciła już ten koszmar z głowy i jest gotowa zrobić następny krok.
– Dzięki Bogu. Czy ja rozpuszczam Emmę jak dziadowski bicz Molly?
– Nie, Emma jest zbyt rozsądna, aby dać się rozpuścić. Szczerze mówiąc, to ona psuje ciebie. Dziś rano pobiegła do kuchni, żeby przygotować dla ciebie grzanki, bo bała się, że zmarzną ci nogi, jeżeli będziesz boso chodził po zimnych kafelkach.
Ramsey się roześmiał.
– I teraz mamy mnóstwo okruszków w łóżku. A, zapomniałem ci o czymś powiedzieć… Wiesz, że sędziowie okręgowi dostają sprawy w drodze losowania, prawda? Właśnie przydzielono mi kolejny wielki proces handlarzy narkotyków. Mam nadzieję, że ten skończy się inaczej niż poprzedni.
– Chyba będę przychodziła na salę sądową, tak na wszelki wypadek, żeby nikomu nic głupiego nie strzeliło do głowy.
Ramsey pocałował ją w ucho, brodę i w czubek nosa.
– Emma mnie rozpuszcza, a ty zapewniasz mi ochronę. – Rozparł się wygodnie w fotelu i uśmiechnął się do żony. – Czego więcej można chcieć od życia?
Catherine Coulter