Выбрать главу

– To pewne, panie przodowniku?

– Jak dwa razy dwa to cztery, proszę pana! Wszyscy o tym wiedzą, ale przez strach nie będzie zeznawał nikt.

– Więc daje pan głowę, że to fakt? Ten nożownik zabił kobietę nad rzeką?

– Panie mecenasie, on sam się tym przechwala po pijaku!

– Słyszał pan to na własne uszy?

– Ja nie, ale tyle luda słyszało.

– Mam teraz pytanie do pana hrabiego – rzekł Krzyżanowski. – Czy Muller stawiał jakieś warunki względem osób, które trzeba mu wskazać?

– Żadnych, chce czterech ludzi za czterech, żeby było równo dziesięciu. Kpił nawet, iż jest mu wszystko jedno, więc mogę dać moich służących, stajennych, kogokolwiek.

Krzyżanowski spojrzał wymownie we wszystkie oblicza.

– Teraz już panowie wiecie, co rozumiałem przez mniejsze zło. Czyż życie tego, jak mu tam.,.

– „Precla" – dopowiedział Godlewski.

– … właśnie, tego „Precla" – czyż takie życie jest tyle samo warte co życie profesora Stasinki lub leśniczego Ostrowskiego? I czy wydanie tego mordercy obciąży nasze sumienia? Czy popełnimy niegodziwość, panowie?

– Ależ skąd! – zagrzmiał profesor, grzebiąc sobie palcem w swędzącym uchu. – Popełnimy

przyzwoitość, ergo chwalebny uczynek, panie mecenasie. Według terminologii kościelnej to się nazywa „dobry uczynek".

– Bez wątpienia! – odparował Krzyżanowski. – Lekarz i zbrodniarz mają rangę zupełnie inną. Powszechnie się uważa, że…

– Powszechnie się uważa – przerwał mu Stańczak -że wdepnięcie butem w gówno przynosi szczęście, tymczasem jakoś zawsze klniemy gdy wdepniemy. Wie pan czemu, panie kauzyperdo?!

– Profesorze, mógłby pan…

– Ależ mógłbym, mógłbym! Nie mógłbym tylko jednego – oddać samego siebie w ręce Mullera za jakąś patentowaną ofiarę losu. Innych wydam z chęcią… A gdy jeszcze będzie się to działo kolegialnie… Czysty zysk, proszę panów! Ukarzemy zbrodniarza, wobec którego prawo jest bezradne, i dzięki temu uratujemy lekarza będącego dobroczyńcą ludzkości, za co ludzkość, nie mówiąc już o Opatrzności Bożej, winna nas sowicie nagrodzić, prawda?

Ten dowcip nie rozśmieszył nikogo. Kortoń podjął wątek wytrącony przez Stańczaka Krzyżanowskiemu:

– „Precel" za ordynatora to chyba dobry interes? Panie Brus, panie Hanusz, panie Sedlak, panie Malewicz?… Czy dalej jesteście przeciwko teorii mniejszego zła?

– Z pozoru rzecz wygląda słusznie… – powiedział aptekarz -… lecz tylko z pozoru.

– Dlaczego tylko z pozoru?… – przycisnął Kortoń.

– Bo… bo moralnie… bez względu na to kim jest i co robi ten „Precel", rzecz jest… no, nie jest zbyt oczywista…

Brus urwał, a Malewicz zaczął mówić zrezygnowanym głosem:

– Czysta jest tu tylko fatalność… Fatalność, nie zaś problem większego bądź mniejszego zła, proszę panów. To raczej problem podwójnego pecha! Cholernego podwójnego pecha!

Nikt nie zrozumiał dlaczego radca mówi o podwójnym pechu; zapytał Bartnicki:

– Jak to podwójnego?

– Zwyczajnie. Po pierwsze jest to brak szczęścia tych ludzi, których Gestapo aresztowało, bo równie dobrze mogli być wybrani inni, choćby niektórzy z nas. Po drugie jest to nasz pech, bo to nas pan hrabia raczył był zaprosić do swego

pałacu dla podjęcia jakiejś decyzji w sprawie, w której każda decyzja będzie zbrodnią, nawet decyzja nie uczestniczenia w tym wszystkim, gdyż to prawda, że wstać od tego stołu z czystym sumieniem nie można już. A jeśli zdecydujemy się dać Mullerowi czterech ludzi na wymianę – będzie to także pech owego kwartetu, i wówczas będziemy mogli mówić o pechu trzecim. Więc nawet nie podwójny, lecz potrójny pech, panowie. Chcemy czy nie chcemy – wkroczyliśmy w przeklętą sferę fatum!

– Ooo, to ładnie powiedziane! – rozanielił się Stańczak. – I prawdziwie! Brawo, panie radco! Wkroczyliśmy… przepraszam – wdepnęliśmy w fatalny czerwony krąg obłędu kapitana Ahaba! To zaszczyt, proszę panów! Nie każdy ma ten honor, by spotkać na swym gościńcu wielkie białe zwierzę pod postacią jakiegoś Mullera, i móc zgnoić siebie samego!

– A przez kogo mamy ten pasztet?! – wściekł się Sedlak. – Przez tych leśnych bohaterów, wyzwolicieli Polski, których reprezentują tu panowie Mertel i Kortoń!

– A nie wie pan czasem, towarzyszu, kto tu reprezentuje tych leśnych zbirów, co tylko rabują po wsiach, nazywając złodziejstwo, bandyckie złodziejstwo, rekwizycjami? – zapytał gniewnie Mertel. – Dla ułatwienia dodam, że przedstawiają się jako ludowa partyzantka wyzwoleńcza, chociaż wyzwalają jedynie chłopów z ich dobytku, a od walki przeciw Szwabom stronią jak diabeł od wody święconej!

– Niech pan przestanie się czepiać! – pisnął poczmistrz. – Ja nie mam z tym nic wspólnego!

– Pewnie, że nie ma pan ze święconą wodą nic wspólnego. Tym bardziej więc jest dziwne, że przemawia pan słowami Ewangelisty.

– Jakiego znowu Ewangelisty?!

– Świętego Mateusza. On też radził nie walczyć o nic, przeciw żadnemu złu, bo po co ludziom taki pasztet? Pisał: „Nie sprzeciwiajcie się złu, nie stawiajcie złu oporu"\ Siedzieć na dupie, nie strzelać, nie wojować, nie bronić się, tylko pokornie akceptować każde zło, a wówczas nie będzie kłopotliwych pasztetów. Czy tak?

– Nie mówię, że… – chciał bronić się poczmistrz.

– Mówi pan, mówi, towarzyszu, wszyscy słyszeli! – zagłuszył go bezceremonialnie Kortoń. Opór jest pasztetem, który rodzi wielki ból i wielki kłopot! Jak Sowieci uderzyli nas w plecy 17 września, najeżdżając Polskę od wschodu, gdy Niemcy wdzierali się już od zachodu – słychać było wzdłuż Bugu wrzask, żeby się nie bronić, bo Ruscy to wyzwoliciele. Wyzwalali takich jak pan! Lecz przecież tutaj, w Rudniku, pan mieszka nie pod ukochanym Kacapem, tylko pod butem szwabskim! Tymczasem znowu pan agituje za bezczynnością…

– Nie on jeden – przypomniał Mertel, patrząc oskarżycielsko na Malewicza.

– Fakt! – przytaknął Kortoń. – To jest nasza polska hańba, że tylu Polaków daje dupy jak wełniane owce! Broń Boże się stawiać! Należy siedzieć cicho i żadnym oporem nie drażnić ciemięzców!

– Należy prawidłowo tłumaczyć teksty biblijne! – zgromił Mertla i Kortonia filozof.

– Co?

– Pstro! Popisujecie się znajomością Ewangelii pełnej translatorskich błędów. Grecki tekst Ewangelii świętego Mateusza od wieków błędnie tłumaczono. Po grecku zdanie cytowane przez pana Mertla brzmi: „Nie rewanżujcie się złu", w znaczeniu: nie rewanżujcie się taką samą metodą, jakiej użył złoczyńca.

– Czyli na bomby i pociski trzeba odpowiadać pigułami ze śniegu? – spytał Mertel.

– Myślę, że apostoł chciał, by nikczemnością nie zwalczać nikczemności – wtrącił ksiądz Hawryłko,

– A do czego chce nas zmusić Muller? -przypomniał Brus. – Właśnie do tego, do zwalczenia nikczemności nikczemnością.

– Nie nas, nie nas! – sprzeciwił się redaktor Kłos. – Muller rozmawiaj z panem hrabią Tarłowskim…

– A pan hrabia przyjął jego warunki… -uśmiechnął się krzywo Sedlak.

– Nie, panie naczelniku! Żadnych warunków nie przyjąłem… Odpowiedź mam mu dać rano, a jaka to będzie odpowiedź – zadecydują wszyscy.

– 1, pańskim zdaniem, jeśli zadecydujemy wszyscy, to wszystko będzie w porządku, zwycięży sprawiedliwość?

Hrabia, ukłuty tym pytaniem, zgłupiał, ale wyręczył go Krzyżanowski:

– Panowie, pojęcia takie jak sprawiedliwość…

– Są względne, o to panu chodzi, mecenasie? – zaatakował Brus.

– No, do pewnego stopnia…

– Myli się pan, względne są kryteria piękna, ale nie kryteria sprawiedliwości! Estetyka jest sferą względną, lecz nie etyka!

– To pan się myli, panie magistrze. Sprawiedliwość…

Znowu nie dano Krzyżanowskiemu rozwinąć myśli. Tym razem uderzył Stańczak:

– Przepraszam, panie mecenasie, ale czy będzie pan nam truł o sprawiedliwości mniejszej, czy też wyłącznie o sprawiedliwości większej?… Muszę przyznać, że nie jestem pewien jak sprawiedliwość dzieli się na te dwa podgatunki, to znaczy -w jakich proporcjach? Zresztą, szczerze mówiąc wątpię, by dzieliła się w jakichkolwiek proporcjach; mam tu raczej zaufanie do Bonapartego, który rzekł: „Sprawiedliwość jest niepodzielna, nie może być półsprawiedliwości". Mimo to pytam pana o podział, gdyż widząc jak podzielił pan zło na większe i mniejsze – skłonny byłbym przypuszczać, że i sprawiedliwość ulega według pańskiej doktryny prawniczej rozdwojeniu. Konfuzja Krzyżanowskiego sięgnęła zenitu. Wybąkał niepewnym głosem: