– Markiz de Sade nie był żadnym twórcą sadyzmu, niech się ksiądz nie ośmiesza! – zaprotestował dziennikarz.
– I niech ksiądz nie zabiera głosu, gdy mowa o płci pięknej, bo co ksiądz może wiedzieć w tej materii? – dodał filozof.
– Spowiadam niewiasty, dlatego wiem, że…
– Proszę nie ujawniać tajemnic spowiedzi, księżulku! To przecież zakazane spowiednikom!
– Chciałem tylko powiedzieć, że wiem, iż…
– Ksiądz nawet nie wie jak zbudowana jest kobieta, chyba że się ksiądz obejrzał podczas swoich narodzin! – przerwał księdzu ponownie Stańczak. – Ale to drobiazg w porównaniu z tym, że ksiądz nie zna kościelnych tekstów.
– Pismo Święte i ojcowie Kościoła traktują każdego jednakowo, i niewiastę, i mężczyznę!
– wygłosił Hawryłko.
– Być może jakieś święte pisma i ojcowie jakichś Kościołów tak, ale nie ojcowie tego Kościoła, do którego należy ksiądz!… „Przyczyną wszelkiego zła jest niewiasta"; „Kobieta to zwierzęca niedoskonałość"; „Kobieta to bezbożne furie chuci"… Wie ksiądz kogo zacytowałem? Biskupa Maksimusa z Turynu, świętego Tomasza z Akwinu i Tertuliana! Każdy z tych świętych ojców akceptował zdanie poganina Hezjoda, iż „Kobieta jest plagą, z jaką mężczyźni muszą Żyć, jest straszliwą pokusą o mózgu suki i o naturze złodziejskiej"…
– No proszę, marny tu chodzącą encyklopedię antykobiecości! – uśmiechnął się (znowu krzywo) Sedlak.
– To przywilej ludzi czytających, drogi poczmistrzu! Zważywszy opinie autorytetów kościelnych, które cytowałem – proponuję, panowie, dać Mullerowi za czterech samców cztery baby do rozwalenia, co wy na to?
– Ja mam inną propozycję zgłosił się Brus, – Proponuję, żeby dać pana profesora do leczenia! Może kąpiele w zimnej wodzie by pomogły!
– A czemu nie w święconej, panie magistrze? – spytał Sedlak. – Ksiądz jest na miejscu, gdyby potrzeba było egzorcyzmów.
– Mnie chodzi o to – wyjaśnił Brus – że ten człowiek robi sobie kpiny z życia ludzkiego.
– Nie z życia ludzkiego, tylko z tego sabatu, łaskawco – wzruszył ramionami Stańczak.
– Nie byłoby sabatu, gdyby pan, profesorze, zachowywał trochę więcej powagi kiedy roztrząsa się sprawy nie nadające się do kpin – rzekł Krzyżanowski.
– A jak mam tę powagę zachowywać, gdy obywatela Zygę przezywa się tu handlarzem żywym towarem? Czy my, dyskutując kogo dać Mullerowi pod nóż, robimy coś innego aniżeli handel żywym towarem?
– No to mamy jasność – profesor jest przeciwny układom między panem hrabią a Mullerem, i nawet przeciwny całej tej dyskusji – stwierdził Hanusz.
– Ależ skąd! Nie jestem i nigdy nie będę przeciwny układom między hrabiami a gestapowcami, bo jak już mówiłem – mam w dupie kogo Szwaby rozwalą, a kto się ostanie dzięki kaprysowi losu. I tej dyskusji też nie jestem przeciwny…
– To dlaczego nazwał ją pan sabatem?! -zdenerwował się Kortoń.
– Bo to jest rodzaj sabatu… Zresztą nie ja pierwszy tutaj użyłem tej nazwy… Ale czemu miałbym być przeciwko? Lubię ansamble zabawne. Żeby było jeszcze zabawniej, proponuję: głosujmy czy wydać alfonsa! Przy okazji zobaczymy kto ma dług wdzięczności wobec niego.
– Profesorze, pan chyba chce nas zniechęcić, a nie zachęcić do głosowania!… – ocenił Mertel. – Po co nas pan straszy? Może sam ma pan dług wdzięczności wobec tego Zygi…
– Ba! Gdybym miał, to bym się pysznił teraz, że niejedną jawnogrzesznicę potraktowałem lepiej niż Chrystus!
– Nie nadużywaj w ten sposób imienia Pańskiego, bracie! – skarcił filozofa ksiądz.
– Bóg mi wybaczy, proszę księdza, to jego zawód. Pod warunkiem, że w ogóle usłyszał, bo skąd pewność, iż jest między nami?
– Pan Bóg jest wszędzie?
– W Treblince również?
– To demagogia!
– Fakt. A więc jest wszędzie?
– Wszędzie!
– Rozumiem. Jest wszędzie, bo jest z definicji wszechobecny. Szkoda tylko, proszę księdza, że z istoty swej jest również milczący. To sprawia, że jako współuczestnik wszystkich retorycznych zebrań nie jest pełnowartościowym partnerem, bo co to za dyskutant, który unika dialogu?
– Pan Bóg przemawia inaczej…
– Bezgłośnie?
– Głosem innych.
– Rozumiem – głosem wybranych. Choćby głosem księdza…
– Mam nadzieję, że tak, bracie! Jestem przeciwny dawaniu Mullerowi ofiar, jakichkolwiek ofiar!
– I to jest „vox Dei "l
– Z pewnością taka jest wola Boża w tej sprawie!
– A gdzie była Jego wola we wrześniu trzydziestego dziewiątego?
– Bóg ingeruje inaczej…
– Tak jak w Katyniu i w Palmirach?
– Na miłosierdzie Boskie, przestań, człowieku, bluźnić wciąż!
– Oni też liczyli na miłosierdzie Boskie, wielebny!… Ci zamknięci w lochu Mullera liczą chyba bardziej na wykupienie lub na odbicie przez partyzantów. My wszelako już wiemy, że akcji zbrojnej nie będzie, bo inaczej panowie Mertel i Kortoń nie gardłowaliby tak mocno przy tym stole za panami Trygierem i Ostrowskim. Vulgo: wszystko teraz w naszym ręku. Co prawda tylko względem kilku bliźnich – czterech do dalszej egzystencji i czterech do bezzwłocznej eliminacji – lecz wszystko zależy od nas. Błogie uczucie wszechmocy! Jak to miło wyręczać Pana Boga, co, panowie?
Zasiał ciszę pełną lęku i niepewności. Nikt nie chciał się odezwać, więc Stańczak uznał, że pole zostawili jemu.
– Drodzy dżentelmeni, alternatywa jest nader prosta – albo głosujemy i mieniamy się z Mullerem, jak tego pragną pan hrabia, pan mecenas i grono bojowców, albo się wypinamy na Mullera, jak tego chcą pan magister, pan poczmistrz, pan radca i pan klecha. Nie znam tylko stanowiska pana redaktora. Gdy idzie o pana jubilera, to jestem pewien, że mimo swej małomówności głosowałby za wymianą…
Spojrzał pytająco na Bartnickiego.
– Jak będzie głosowanie, to się pan przekona, profesorze, czy pan zgadł – odparł chłodno jubiler.
– Wracajmy do naszych baranów. Mamy więc dwie opcje. Jeśli wybierzemy drugą opcję, vulgo:
odmowę – to trzeba będzie szybko przystąpić do zbiorowych modłów, z nadzieją, że Pan Bóg pofatyguje się osobiście, by przywrócić w Rudniku sprawiedliwość. Mam rację, proszę księdza?
– Módl się, bracie, aby Pan wygnał szatana z twej duszy i z twego umysłu!
– Dlaczego ksiądz sądzi, że taki inkub mieszka we mnie?
– Bo słyszę, co gadasz! Od samego początku głupie gadasz rzeczy i diabelskie, bracie mój!
– Przecież wyraziłem wiarę w Boską wszechmoc, wszyscy tu obecni są świadkami!
– Prawie wszyscy tu obecni strofowali cię już, człowieku, za to, coś paplał! Wyraziłeś wiarę?… O nie – kpiłeś z Boskiej wszechmocy!… Tyś chyba oszalał lub oddałeś się cały diabłu!
– Upewniam księdza, że nie. Owszem, bywało, że zazdrościłem Faustowi, księżulu… Jednak wytrwałem.
– Twoje słowa, całe to twoje jątrzenie, dowodzi czegoś zupełnie innego!
– Cały mój status, księżulu, od mieszkania do ubrania, dowodzi, że powiedziałem prawdę! Aczkolwiek wciąż choruję na brak gotówki -pozostaję istotą niezależną. Nikomu nie potrafiłem się zupełnie oddać, również diabłu, i dlatego nie zrobiłem takiej kariery jak ci, co w każdą niedzielę pędzą do mszy niosąc za pazuchą diabla lub kilku diabełków. A później, dzięki spowiedzi, zostawia się te diabły wewnątrz świątyni, i wychodzi się czystym jak dziewica. Pytanie matematyczne: ilu diabłów relegowanych spowiedzią z dusz pokutników mieści się na jednym metrze kwadratowym domu Bożego?
– Tak właśnie drwi każdy ateusz! – zagrzmiał ksiądz. – Bluźnicie chętniej niż myślicie, łatwo wam to czynić!
– Nieprawda!… Wcale, ale to wcale nie jest nam łatwo – rzekł Stańczak ciszej, głosem teraz wyzbytym szyderczego tonu. – Najwredniejszy katolik stąpa sobie przez życie łatwiej niż najprzyzwoitszy ateusz, proszę księdza, bo wie, że doktryna ubezpieczyła go. Macie tych klap bezpieczeństwa bez liku -od krzyżyka na szyi kanalii po spowiedź, dzięki której kanalia zostaje wybielona.
– Ujadasz przeciwko nieskończonemu miłosierdziu Pana Boga, bracie, a więc przeciwko najpiękniejszemu dobru! – zauważył Hawryłko. -Trudno wierzyć, byś sam tego nie rozumiał, jeśli